Kumple uczą jak się robi filmy
Bez Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego Magdalena Piekorz pewnie nie zostałaby reżyserką, a Paweł Dyllus nie stanął za kamerą jako operator. Przez cały listopad szkoła świętuje swoje 30. urodziny.
Zwykle mówi się o niej: "katowicka filmówka". To dlatego, że jest jedyną, obok łódzkiej, szkołą kształcącą filmowców. W 1978 roku władze założyły ją z nadzieją, że będzie kuźnią kadr dla propagandowej machiny telewizji epoki schyłkowego Gierka. Pomysł nie wypalił, bo młodzi reżyserzy woleli kręcić etiudy uderzające w system. Pewnie dlatego, że jednym z jej pierwszych wykładowców był Krzysztof Kieślowski [na zdjęciu]. Dzięki niemu absolwenci zachowywali krytyczne podejście do rzeczywistości.
Od początku szkoła kieruje się zasadą, że młodzi ludzie potrzebują autorytetów. Dlatego młodych filmowców w Katowicach uczą m.in.: Jerzy Stuhr, Krzysztof Zanussi, Filip Bajon czy Andrzej Fidyk. - Oczywiście, że studenci nie muszą się z nimi zgadzać. Prawdziwy filmowiec rodzi się często pośród burzliwych dyskusji. Wykładowca ma pokazywać drogi, uczyć z perspektywy własnego doświadczenia - mówi Krystyna Doktorowicz, dziekan wydziału.
Co nie oznacza, że studenci zwracają się do swoich nauczycieli per "mistrzu". - Różnica wieku między mną a studentami nie jest aż tak katastrofalna, więc staram się być dla nich raczej kumplem niż belfrem. W dziedzinie, gdzie najważniejsza jest osobowość, nic nie może dziać się pod przymusem. Moja rola polega na tym, aby stymulować ich filmowe pasje - mówi reżyser Maciej Pieprzyca, kiedyś student, a dziś sam wykładowca "filmówki".
- Ta szkoła ma niesamowity klimat, którego brakuje na przykład łódzkiej szkole. Tutaj genialną atmosferę do pracy czuć wszędzie, nawet na korytarzach czy schodach - twierdzi z kolei świeży absolwent, operator Paweł Dyllus.
Wydział przy ul. Bytkowskiej opuściło już kilka pokoleń twórców. Wszyscy znaleźli własną filmową drogę, ale zawsze pozostając w kręgu Kieślowskiego. - Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, jak mocne piętno odcisnął na sposobie myślenia młodych ludzi - twierdzi Doktorowicz. Wielu zostało też później wykładowcami uczelni, jak choćby Piekorz, Michał Rosa czy wspomniany już Pieprzyca. To w tej chwili nazwiska najbardziej kojarzone z sukcesem katowickiej szkoły. Rosę wielokrotnie nagradzano na festiwalach filmowych, a jego najnowsza "Rysa" została świetnie przyjęta na festiwalu w Wenecji. Za debiutanckie "Pręgi" Piekorz otrzymała w 2004 roku główną nagrodę na festiwalu w Gdyni, na którego ostatniej edycji nagrodzono Pieprzycę za "Drzazgi".
Sukcesy odnoszą też studenci. Na najbardziej prestiżowym festiwalu operatorskim Camerimage Złote Kijanki dostali rok po roku Dyllus i Tomasz Woźniczka.
Mimo dobrego zaplecza (własne kamery, sprzęt oświetleniowy, stoły montażowe, pracownia DVD, dwie pracownie montażu, studio dźwiękowe czy własna sala kinowa) szkoła ma pilną potrzebę. - To nowa siedziba. Obecna była tylko przez nas zaadaptowana. Mamy wielu studentów, gości z zagranicy. Budowa nowego obiektu to nasz priorytet na najbliższe lata. Wiele osób nas wspiera i nowa szkoła na pewno powstanie w centrum Katowic - przyznaje Doktorowicz.
30. urodziny będą świętowane przez cały listopad. Już w czwartek o godz. 18 w Centrum Sztuki Filmowej będzie można zobaczyć "Rysę" Michała Rosy, a także spotkać się z reżyserem. W kolejnych dniach czeka nas przegląd etiud studenckich oraz przegląd twórczości zmarłego niedawno Piotra Łazarkiewicza (22-27 listopada). Szczególnym wydarzeniem będzie z pewnością benefis Krzysztofa Zanussiego 14 listopada.