Artykuły

Buciki na zmianę

249. Krakowski Salon Poezji. Zaduszki poetyckie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Ostatni raz widziałem go, gdy się kłaniał. Dwa lata temu, dwa, może trzy, przywiózł do Krakowa wyreżyserowanego przez siebie w warszawskim teatrze Ateneum "Króla Edypa" Sofoklesa. I wtedy późny wieczór na Scenie im. Stanisława Wyspiańskiego krakowskiej PWST, jasne światła po ostatniej kurtynie, Fronczewski, Trela, Jan Kociniak, Gosztyła, Budzisz-Krzyżanowska, wszyscy oni tam, chwilę po opowieści - a po naszej stronie brawa jak pękające głazy. Do czasu, do czasu. Gdy Fronczewski wyprowadził go delikatnie z kulis, gdy on zatrzymał się w jasnym świetle i został sam - stało się cicho. Przez kilka ogromnych sekund - milczenie wszędzie. Kłaniał się... Tak?

Nie. Już nie było sił. Ukłonił się powiekami. Tyle mógł. To był już ten czas, gdy nie miał mocy na łamanie się w pasie, a szaty codzienne, co jeszcze wczoraj pasowały jak ulał, już stawały się za duże, coraz większe. Mój Boże, dłonie zgubione w za długich rękawach swetra. Kołnierzyk koszuli, mój Boże, niczym monstrualne chomąto. Spodnie, mój Boże, chyba po starszym bracie. I buty, co nigdy nie sprawiały kłopotów, teraz, mój Boże, są jak studnie - co krok spadają z pięt, ciężkie, zimne, obce. Taki, skurczony w szatach, które powoli go opuszczały, stał w jasnym świetle i kłaniał się powiekami. Pomyślałem: patrzę na Berengera I, Króla, bohatera fatalistycznego moralitetu Eugene'a Ionesco "Król umiera, czyli ceremonie". Pomyślałem: słyszę, jak królowa Małgorzata, która, niczym cierpki Charon, w finale przeprowadza Berengera I na drugą stronę, mówi doń litościwie i bezlitośnie zarazem: "Nie będą ci już potrzebne buciki na zmianę".

Właśnie jemu - Gustawowi Holoubkowi - pamięci o nim, pamięci głównie o nim poświęcony był ostatni Salon Poezji, Zaduszkowy Salon nocny z piątku na sobotę. Nic się w salonowym tym rytuale nie zmienia od lat. Aktorzy, których nazwiska nie są wtedy istotne, w kolejności bez znaczenia czytają teksty dobrane wedle własnych smaków. Każdy czyta dla swoich zmarłych. I każdy zapala świeczkę. Tak trwa noc. Odkąd istnieją Salony Poezji - takie są godziny z 31 października na 1 listopada. I tak było teraz. Poza jednym. Bodaj pierwszy raz wszyscy - aktorzy, słuchacze, grajkowie - usiedli nie w foyer, lecz na scenie. Każdy widział pustą widownię. Każdy miał przed sobą jaskinię pustych foteli i lóż. Więc - znów Ionesco?

Tak - on i jego "Krzesła". Sztuka, o której mówił, że sednem jej są opuszczone krzesła. "To znaczy nieobecność osób, nieobecność Cesarza, nieobecność Boga, nieobecność materii, nierealność świata (...) tematem sztuki jest nic (...) nic staje się słyszalne". Z piątku na sobotę tkwiłem daleko, ale nad opuszczonymi fotelami i lożami usłyszałem to NIC. Głos, co go już nie ma, głos Holoubka - zmęczony chrobot stronic pergaminowych, obracanych ostrożnie - głos, który w "Królu Edypie" był kruszejącym szeptem Chóru, opowiadającego ludziom ciemny ich los. Wtedy... Dziś... Zapętliły się czasy. Duchy między epokami łażą swobodnie. I nawet fakt, że coś jest na razie tylko przyszłością - nie jest dla duchów przeszkodą. Idą, idą, idą.

Niebawem, w Narodowym Starym Teatrze premiera... "Król umiera, czyli ceremonie". Dymna, szefowa Salonów Poezji, jest w obsadzie. Jaką postać zagra? Małgorzatę? Oby. Gdy w finale zacznie przy pomocy samych słów przeprowadzać Króla na drugą stronę, gdy litościwie i bezlitośnie powie: "Nie będą ci już potrzebne buciki na zmianą" - przez ile głów na widowni przejdzie cień Króla Holoubka?

Nie, nie będzie rozpaczy. Właśnie na tym polega wielkość Ionesco. Jan Kott powiada, że Ionesco bał się śmierci, bał się cholernie, nawet gdy dla ukojenia jadł ciastka z kremem albo ruchem magika wyciągał spod klepki parkietu flaszkę gorzały i w sekrecie przed żoną w pięć sekund łykał jedną, dwie stugramowe porcje. Tak, bał się jak każdy, ale jak nikt umiał w pisaniu swym nadać umieraniu miarę zawsze bezradnej iluzji - nędzę dell'arte, żałość jarmarków, gorycz dekoracji z papier-mache. W teatrze nie można pójść dalej.

Małgorzata będzie więc mówić. Jak mogłeś to wlec przez całe życie!... Co tam trzymasz? Trzyma w dłoni całe swoje królestwo... Puść to, rozkurcz palce... Puść równiny, puść góry... Nie lękaj się wilka... Jego kły są z kartonu... Nie bierz szklanki wody. Nie masz pragnienia... Nie będą ci już potrzebne buciki na zmianę... A gdy wypowie cały monolog przejścia - cicho się stanie. Zakończy się ceremonia opuszczania Króla przez Teatr. Powtórzy się, co było naprawdę. Król Holoubek kilka lat kłaniał się tylko powiekami. Aż wreszcie przyszła sekunda, kiedy i na to nie starczyło już sił.

Teatr im. J. Słowackiego. Duża Scena. 249. Krakowski Salon Poezji. Zaduszki poetyckie. 31 października.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji