Artykuły

W Paryżu

"Zakochany Paryż" w reż. Krzysztofa Jasińskiego w KCK w Kielcach. Pisze Lidia Cichocka w Echu Dnia.

Nie chciało się kończyć spaceru po stolicy Francji, na jaki w sobotni wieczór zabrali kielczan Krzysztof Jasiński i jego zespół.

Beata Rybotycka z Piwnicy pod Baranami i pochodzący ze Starachowic Janusz Radek po mistrzowsku wykonali "Piosenkę starych kochanków". Kankan szczególnie podobał się męskiej części publiczności. Znakomity iluzjonista Sławomir Piestrzeniewicz jako Arsene Łupin czarował publiczność.

Takiego spektaklu w Kielcach dawno nie było. Kabaretowa rewia "Zakochany Paryż" Krzysztofa Jasińskiego zaprezentowana w ten weekend oczarowała publiczność Kieleckiego Centrum Kultury.

Przygotowania do rewii zaczęły się dawno temu, ale ostatni tydzień, kiedy wszyscy soliści zjechali do Kielc i zaczęły się próby na małej scenie Kieleckiego Centrum Kultury, był szczególnie intensywny. Krzysztof Jasiński, który spektakl napisał i reżyserował znany jest z twardej ręki więc nic dziwnego, że często próby kończyły się po północy. Ale też i problemów, które zawsze pojawiają się, gdy robi się coś nowego, nie brakowało.

POCZĄTEK JAK PO GRUDZIE

Najpierw zachorowała solistka Joanna Kulig - konieczna była wizyta u laryngologa, antybiotyk. Jeszcze w piątek artystka mówiła z pewnym trudem, kaszlała. W sobotni wieczór śpiewała jednak z werwą a jej sceniczny wizerunek niejednemu panu wzburzył krew. Energii miała w sobie tyle, że nawet cylinder nie chciał trzymać się na jej głowie.

Janusz Radek, któremu lekarz zalecił korzystanie z sauny chciał w przerwie skorzystać z takowej, znalazł ją w City Parku, ale odszedł z niczym, bo do sauny trzeba przychodzić z własnym ręcznikiem, a na powrót do hotelu nie miał już czasu.

Sławomir Piestrzeniewicz czyli Arsene Łupin także musiał pokonywać opór materii - przypominać sobie tricki, których nie wykonywał dwa lata a chciał nam pokazać etiudę, za którą dostał tytuł wicemistrza świata iluzjonistów. - Byłem załamany po pierwszej próbie - wyznał. Na kielecką rewię przygotował też nowy numer: cudowną maszynę, dzięki której przez jego ciało przenika dziewczyna. Niestety, numer nie wychodził.

KONIACZEK NA NERWY

Tylko Beata Rybotycka i Jan Jakub Należyty przeżyli ten tydzień bez specjalnych niespodzianek, ale jeszcze południowa sobotnia próba z udziałem publiczności była dosyć nerwowa. Krzysztof Jasiński, który wieczorem w towarzystwie Henryka Jachimowskiego i Adama Ochwanowskiego zasiadł przy stoliku na skraju sceny, by stąd obserwować spektakl raczył się, jak na wizytę w kabarecie przystało, koniakiem. - To był mój nerwosol - powiedział po przedstawieniu.

NAGA SZTUKA

Jeśli się denerwował to niepotrzebnie, bo widzowie z łatwością dali się oczarować światom paryskich kabaretów. Nie mogło zresztą być inaczej, bo usłyszeli przepiękne piosenki w dobrych i mądrych przekładach. Usłyszeli świetnych (i ładnie rozebranych) artystów, a każda z piosenek była mini opowiadaniem. Jan Jakub Należyty z wdziękiem wprowadzał w temat dorzucając słów kilka o tych, którzy piosenki tworzyli lub śpiewali. Dlatego wiemy, że Brel piosenkę "Nie opuszczaj mnie" śpiewał każdej ze swych trzech kochanek, gdy któraś chciała go opuścić, żonie jej nie śpiewał, bo ta wybaczała mu kochanki.

Beata Rybotycka przejmująco błagała: "Nie opuszczaj mnie", a trzy tancerki jak laleczki z porcelany w pointach i baletowych spódniczkach nadały tej piosence zupełnie innego charakteru.

Janusz Radek brawurowo zabawił się "Walcem na sto pas" a towarzyszące mu nogi w szpilkach rozbawiły widzów. Do serdecznego pośmiania się było tu znacznie więcej scen: chociażby Flamandzi - tańczący swój narodowy nudny taniec, albo "Piosenka starych kochanków",

a właściwie jest pastisz zaśpiewana przez Rybotycka i Radka, brawurowa "Dzielna Margot" w wykonaniu Joanny Kulig. Nie zabrakło wzruszeń przy piosence Edith Piaf "Nie żal mi" (Beata Rybotycka), "La mammie" Aznavoura (Jan Jakub Należyty) czy "Milorda" (Joanna Kulig). A balet w wykonaniu tancerzy Kieleckiego Teatru Tańca podnosił temperaturę na sali.

"Piosenkę miłości" śpiewali na koniec wszyscy i widzowie wcale nie mieli ochoty iść do domów, bo kto ma chęć wychodzić w trakcie dobrej zabawy?

REŻYSER POD WRAŻENIEM

Krzysztofowi Jasińskiemu, który jest pod wrażeniem profesjonalizmu ludzi, z którymi przyszło mu pracować w Kielcach, zabrakło jedynie luzu u wykonawców. - To przyjdzie po kilku spektaklach - stwierdził. - Tak by widzowie złapali ten luz od pierwszej piosenki a nie dopiero w drugiej połowie - mówił. - Do kabaretu człowiek przychodzi po zabawę.

Na bankiecie dziękował nie tylko artystom i ekipie technicznej, która mimo skromnych środków dokonywała cudów, ale także dyrektor Kieleckiego Centrum Kultury Magdalenie Kusztal za odwagę. - Dzisiaj mało kto porywa się na tak trudne przedsięwzięcia.

Gratulował też prezydentowi Wojciechowi Lubawskiemu, bo bez jego akceptacji spektakl by się nie odbył.

Spektaklu nie widziała natomiast córka Beaty Rybotyckiej i Krzysztofa Jasińskiego, Zosia. - Został w Krakowie na koncercie Kultu, nas jeszcze zdąży obejrzeć - wyjaśniała mama.

Nie miał towarzystwa poseł Henryk Milcarz, którego córka także wybrała zamiast wyjścia z tatą 18 urodziny kolegi. Za to żona i córka Janusza Radka przyjechały oklaskiwać go a mała Zuzia poprosiła Janusza Piestrzeniewicza, by nauczył ją jakiejś sztuczki i lekcja się odbyła. Chłopak Joanny Kulig też był obecny, ale od iluzjonisty trzymał się z daleka. Nie chciał nawet usiąść przy stoliku na scenie. Wszyscy oklaskiwali Ziomka Janaszka, który też pokazał niezłe sztuczki, jako że jest utytułowanym bilardzistą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji