Artykuły

Oddech

- Praca w teatrze jest dla mnie, mówię o tym zawsze wielkimi literami, zabawą w spełnianie marzeń. Takim podejściem staram się zarazić aktorów - jasne, że mozół i wysiłek są nieodłącznym elementem takiej zabawy, ale najważniejsza jest radość szukania. Bez niej nie chce mi się po prostu bawić - mówi reżyserka AGNIESZKA GLIŃSKA.

Muzyka jest oddechem przedstawienia. Determinuje rytm, steruje napięciem, tworzy przestrzeń, buduje nastrój, nierzadko daje cudzysłów. Zdarza się, że muzyką można wyrazić niewyrażalne, dotknąć emocji, których nie przekaże się w samych tylko słowach czy obrazach.

Muzyka w moich przedstawieniach powstaje równolegle z tworzeniem scenicznego świata. Kompozytorzy, z którymi pracuję, są współtwórcami i współautorami tej rzeczywistości - biorą udział w całym procesie, od rozmów jeszcze przed pierwszą próbą, poprzez etap rozważań stolikowych, pogaduszek i dyskusji, aż do mozolnej układanki i poszukiwań na scenie. Od naznaczenia muzycznego obszaru po lekturze tekstu, wspólnego słuchania moich inspiracji i skojarzeń, przez pierwsze próbki i przymiarki do utworów (lubię, gdy pojawiają się one na próbach czytanych - chętnie zasiewam aktorom w głowach tematy i motywy muzyczne), wreszcie po powolne zestrajanie elementów.

Lubię muzykę graną w spektaklach na żywo. Oczywiście, nie zawsze jest powód do takiego jej użycia, czasem jest powód, ale ograniczeniem są fundusze, niemniej jednak żywy plan muzyczny nadaje przedstawieniu szczególny charakter. Z dialogu między muzykami a aktorami, w tym słuchaniu się i wzajemnym oddziaływaniu tu i teraz, tworzy się jakość jedyna i niepowtarzalna. Każde przedstawienie jest wyjątkowe.

Z gotowych, napisanych już utworów korzystam rzadko i raczej niechętnie, głównie wtedy, gdy autor wpisał jakieś konkretne tytuły, a ja w pełni słyszę i rozumiem cel i sens tego zabiegu. Trudno na przykład byłoby mi sobie wyobrazić "Tango" Sławomira Mrożka bez "La Cumparcity". Ale wtedy uważnie i wnikliwie myślę o aranżacji i wykonaniu. Pracowałam wielokrotnie, zwłaszcza w Teatrze Telewizji, z Anią Malarowską - wybitną specjalistką od tzw. oprawy muzycznej. Ilustrowanie sztuki istniejącymi, gotowymi utworami wymaga nie lada odwagi, uwagi i świadomości. Ania ma wybitne ucho i wyczucie - to ona uświadomiła mi, ile dodatkowych znaczeń niesie wykorzystanie znanego motywu, jak bardzo można scenę wzbogacić, ale i jak łatwo można ją zepsuć nieumiejętnie dobraną muzyką. Nasza wspólna praca zaowocowała bliską znajomością, by nie rzec przyjaźnią. A jej opinia, rady i wskazówki, co do muzycznej oprawy czy to filmu, czy przedstawienia, są dla mnie bezcenne.

Kompozytorzy, których zapraszam do pracy w teatrze, nie mają ze mną lekko. Zmuszam ich do słuchania piosenek i utworów, które czasem bardzo dalekim skojarzeniem błąkają się po mojej głowie, czasem są skazani na to, że jakieś kawałki nucę im lub śpiewam. W poszukiwaniu charakteru i nastroju muzycznej warstwy spektaklu oglądamy razem filmy, w nieskończoność omawiamy poszczególne sceny i partyturę dramaturgiczną sztuki, żeby znaleźć wspólny język, w jakim stworzona przez nich muzyka miałaby rysować napięcia, rozkładamy akcenty. Po takim rozhuśtaniu wyobraźni i określeniu przestrzeni, w jakiej się poruszamy, zostawiam im całkowicie wolną rękę. Odtąd niecierpliwie i z olbrzymią ciekawością czekam na fragmenty, które napiszą. Ale nie ponaglam i nie pospieszam - wiem, że wszystko ma swój czas. Wierzę, że pojawią się dźwięki najlepsze z możliwych i cieszę się jak dziecko z każdego utworu, który powstaje. Potem razem słuchamy, przymierzamy, wybieramy, planujemy, ustalamy, gdzie i czego jeszcze brak.

W takim rodzaju współpracy najważniejsze są podobny gust i zaufanie. I przekonanie, że gramy do jednej bramki. Raz jeden, dawno temu, muzyka pojawiła się po raz pierwszy na pierwszej generalnej. Nie było co zbierać. Spektakl i muzyka nie współgrały w najmniejszym stopniu, co gorsza - kompromitowały się nawzajem. Nastąpiło przykre rozczarowanie i rozstanie. W konsekwencji, z Anią, zaufanym "oprawcą muzycznym", dobrałyśmy - dość panicznie - najniezbędniejsze dźwięki do spektaklu, ale sytuacja była naprawdę niezwykle trudna.

Praca w teatrze jest dla mnie, mówię o tym zawsze wielkimi literami, zabawą w spełnianie marzeń. Takim podejściem staram się zarazić aktorów - jasne, że mozół i wysiłek są nieodłącznym elementem takiej zabawy, ale najważniejsza jest radość szukania. Bez niej nie chce mi się po prostu bawić. Mam wielkie szczęście spotykać ludzi, którzy chcą o tym całym procesie tworzenia myśleć podobnie jak ja. Wspaniałych kompozytorów, genialnych muzyków, fantastyczne osobowości. Często o wyborze tej a nie innej osoby decyduje przypadek: Janka Duszyńskiego spotkałam w sklepie, akurat gdy szukałam kompozytora do "Poduszyciela". Dałam mu do przeczytania tekst z prośbą, żeby opowiedział, co tam wysłyszał. Okazało się, że słyszymy to samo. Napisał rewelacyjną muzykę, w nagraniu której brały udział nasze dzieci, spędziliśmy w tej sprawie kilka familijnych weekendów nad Świdrem.

Na myśl o Samborze Dudzińskim, bez którego nie byłoby "Pippi Pończoszanki", wpadłam, oglądając przez przypadek w telewizji jakieś fragmenty koncertu z Wrocławia z jego udziałem. Słyszałam o nim wcześniej, a w tym momencie na ekranie zobaczyłam cudownego, kompletnego wariata, "odlecianego", niezwykłego artystę, i serce zabiło jednoznacznie - to jest ktoś, kogo szukam, ktoś, kto rozumie Pippi, ktoś z naszej bajki. Nie wahałam się ani sekundy i dziś wiem, że swoim talentem, temperamentem, osobowością i wyobraźnią wniósł do świata Pippi więcej, niż w najśmielszych snach mogłam przewidzieć.

W zespole przyprowadzonym przez Sambora spotkałam Igora Przebindowskiego, dojrzałego i wyrafinowanego muzyka, z którym teraz pracujemy nad jazzowymi klimatami "Lulu na moście". Mamy za sobą świetną przygodę z "Wiedźmami" w Teatrze Lalka. Igor dopisał do tej historii piękne norweskie przestrzenie i przewrotne piosenki. Wcześniej była, naznaczona przyjaźnią, kilkakrotna praca z Oleną Leonenko, która słyszy teatr całą sobą, a jej intuicja muzyczna nie ma sobie równych.

Z każdego z tych spotkań, a właściwie Spotkań, wychodzę bogatsza. Świat muzyki jest magiczny i dla mnie, co konstatuję z żalem, właściwie niedostępny. Osobowości kompozytorów, którzy posiedli narzędzia do jej tworzenia i żyją nią i z niej, niezmiennie mnie fascynują i inspirują.

Agnieszka Glińska - reżyserka, aktorka, wykładowca warszawskiej Akademii Teatralnej. W latach 2000-2004 była etatowym reżyserem Teatru Współczesnego w Warszawie. Współpracowała z teatrami: warszawskimi Ateneum, Powszechnym, Dramatycznym, Narodowym, łódzkim Powszechnym, krakowskim Starym. Jest laureatką m.in. Nagrody im. Leona Schillera (1998), Paszportu "Polityki" (2000), i Feliksa Warszawskiego (2002).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji