Artykuły

Czasami najlepsza jest cisza

- Istnieją utwory dramatyczne, które muzyki nie znoszą, ponieważ same są muzyką. Taki jest Białoszewski, a zwłaszcza Beckett. Z Wyspiańskim jest pół na pół. Jeśli już decydować się na muzykę w spektaklu, to radzę wcześniej upewnić się co do wolnych terminów w kalendarzach Stanisława Radwana lub Zygmunta Koniecznego - o muzyce w teatrze mówi reżyser PIOTR CIEPLAK.

Wypowiedź o muzyce w teatrze zaczynam od tańca, a szerzej: od ruchu podporządkowanego rytmowi. Myślę o muzyce - widzę dłonie, stopy, szyję, biodra aktora w ruchu. Mówię o ruchu - słyszę dźwięki, nie tylko

wydobywane z instrumentów, także skrzypienia, stukania, szelesty, bulgoty, wodę, przesypywany piasek. To wszystko tworzy w przestrzeni niewidzialne smugi i pasma.

Od biedy dałoby się to porównać do rysunku, jaki łyżwy pozostawiają na lodzie. Chłopięciem będąc, uprawiałem łyżwiarstwo figurowe. W tej dyscyplinie istniała tzw. jazda obowiązkowa. Kreśliło się pętlice, paragrafy, trójki podwójne i odwrotne. Krawędzie łyżew pozostawiały na lodzie rysy, w które należało wjechać, "pokryć" je w kilku następnych przejazdach. Wymagało to niezwykłej koordynacji ciała, dynamiki, harmonii i poczucia rytmu.

Spektakl teatralny dałoby się rozebrać na części, na takie właśnie pętlice i paragrafy, albo też opisać w partyturze muzycznej pełnej synkop, bemoli, powtórzeń i pauz. Nawet w moich uwagach kierowanych do aktorów roi się od określeń muzycznych - staccato, legato, glissando Tylko furioso określam jakoś tak soczyściej, po polsku.

Muzyka i ruch są naczelne, a słowa są wierzchołkiem góry lodowej. Siła i znaczenie słów nurzają się gdzieś w głębi, w brzuchu, w lędźwiach, dopiero potem głowa wyławia je na haku logiki. (Tu ukłon dla Jana Peszka, od którego usłyszałem to po raz pierwszy w krakowskiej szkole teatralnej).

Istnieją utwory dramatyczne, które muzyki nie znoszą, ponieważ same są muzyką. Taki jest Białoszewski, a zwłaszcza Beckett. Z Wyspiańskim jest pół na pół. Jeśli już decydować się na muzykę w spektaklu, to radzę wcześniej upewnić się co do wolnych terminów w kalendarzach Stanisława Radwana lub Zygmunta Koniecznego.

Całą moją edukację muzyczną zawdzięczam Kormoranom. Teraz, z osobna, robią międzynarodową karierę, nagrywają muzykę do filmów, są wybitnymi znawcami przedmiotu. W Polsce wciąż postrzegani jako "psychodeliczna grupa szarpidrutów z Wrocka". Trudno rozstrzygnąć proporcje ich wkładu w moje przedsięwzięcia, lecz jest pewne: bez nich, Pawła Czepułkowskiego, Michała Litwińca, Jacka Federowicza, niczego bym nie uczynił.

Dzięki nim nauczyłem się myśleć o teatrze w kategoriach muzycznych i przekładać teatr na dźwięki. Kiedyś w Słowenii, pod kwitnącymi w marcu magnoliami, w trakcie pracy nad "Księgą Hioba", usłyszałem od Pawła o kluczowym momencie spektaklu: nic nie grajmy, najlepsza będzie cisza. Życzę każdemu reżyserowi, aby spotkał takiego doradcę muzycznego na swojej drodze.

Muzyka rodzi się wraz ze spektaklem, we współpracy z aktorami. Nie sposób szyć ubrania na miarę bez przymiarek. Często rytm i brzmienie muzyki przesądzają o sensie sceny, czasami aktorzy muzykę komponują muzykom.

Osobnym doświadczeniem była praca z Wojciechem Waglewskim nad spektaklem "Muzyka ze słowami". Był to jego projekt, pełniłem tam rolę służebną. Pamiętam dobrze jego słowa: Co wy tak ciągle wszystko ustalacie?! Przecież jesteśmy wolnymi ludźmi! (mówił o moich rozmowach z Marysią i Janem Peszkami). Ta lekcja na trwałe dała mi do myślenia.

Jeszcze innym spotkaniem była i jest przyjaźń z Motion Trio. Trudno ich złapać między występami w Carnegie Hall a Kairem. Kiedy się udaje (na przykład w Krakowie na Kazimierzu), ci wirtuozi akordeonu okazują się mądrymi, skromnymi chłopakami, którzy figlują jak małe psiaki i harują jak woły. W chwilach słabości wyobrażam sobie, że ich światowa sława zblednie i znajdą czas, aby grać na żywo w spektaklu. Będzie pusta scena, ich trzech - i tyle. Może jeszcze postawię na środku doniczkę z pelargonią, a maszynista z wąsami co jakiś czas będzie wychodzić z konewką. Sukces murowany. Motion Trio wraca do Carnegie, a ja robię doktorat z teologii.

Chcę zaznaczyć obecność jeszcze jednego muzyka. Leszek Możdżer. Nigdy nie pracowaliśmy razem. Jego wykonanie "Chrystus vincit" w finale "Albośmy to jacy, tacy..." było początkiem myślenia o spektaklu i uzasadniało wszystkie wcześniejsze ekstrawagancje. Co prawda, mało kto w dzisiejszych czasach rozpoznaje takie melodie, nie mówiąc o przeniknięciu ich znaczenia, ale warto było. Zagrać ciszę to największe, niemożliwe do spełnienia wyzwanie dla muzyka i reżysera.

Tupika, Mipika, SzaZa to maleńkie formacje muzyków połączone osobą Patryka Zakrockiego. A brzmienia klarnetu, skrzypiec, mbiry, kontrabasu to najnowsi goście w podróży. Na razie tyle.

Piotr Cieplak - reżyser, wykładowca warszawskiej Akademii Teatralnej. Dyrektor artystyczny Teatru Rozmaitości w latach 1996-1998. W latach 2000-2007 był etatowym reżyserem Teatru Powszechnego w Warszawie. Reżyserował w toruńskim Teatrze im. Wilama Horzycy, Wrocławskim Teatrze Współczesnym, oraz w teatrach warszawskich: Dramatycznym, Montowni, Narodowym, Guliwerze i Polonii. Laureat m.in. Nagrody im. Konrada Swinarskiego przyznawanej przez "Teatr"(2005), Paszportu "Polityki" (2002), Feliksa Warszawskiego (1998 i 2000).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji