Ambicja daje rezultaty
O Teatrze Wybrzeża coraz więcej się mówi, coraz chętniej pisze o nim prasa stołeczna. Repertuar tej sceny uklada się ambitnie. Tu wystawiono "Makbeta" i "Niepogrzebanych" Sartre'a, przygotowuje się premierę "Judasza" Rostworowskiego..
Nie przypadkiem więc właśnie ten teatr zaproszono do stolicy. Po "Zbrodni i karze" Dostojewskiego, wystawia on tu jeszcze amerykański "Kapelusz pełen deszczu" i "Jonasza i błazna" Broszkiewicza. Zestaw jak najbardziej udany, wszystkie trzy spektakle interesujące, choć każdy z nich utrzymamy w zupełnie innym stylu.
To bogactwo form jest jednym z głównych atutów tej sceny. Widać, że teatr czegoś szuka, jest młody, żywotny i ma wiele do powiedzenia na różne tematy. Kierownictwo wyraźnie nie boi się ryzyka, dzię ki czemu wiele osiąga. Tak więc pomysłowa inscenizacja sztuki Broszkiewicza jest debiutem reżyserskim znanych "Bim-Bomowców" - Cybulskiego i Kobieli na zawodowej scenie, a "Kapelusz" - pierwszą pracą teatralną filmowca Wajdy.
"Zbrodnię i karę" prawie równocześnie wystawiły u nas trzy sceny: Kraków, Gdańsk i Katowice. Ostatnio zaobserwować można w ogóle szczególnie żywe zainteresowanie Dostojewskim. Widujemy go na scenie i coraz częściej na ekranie. Znajdujemy odbicie w literaturze współczesnej (choćby postać Lafcadia w "Lochach Watykanu - Gide'a). Bogactwo poruszonych przez Dostojewskiego myśli pozwala twórcy adaptacji wybrać to co go najbardziej pociąga. Wybrać - i samemu wypowiedzieć się na ten temat. Stąd adaptacje te - jedne mniej, drugie bardziej ciekawe - tak często odbiegają od swych pierwowzorów.
Zarzucano Bronisławowi Dąbrowskiemu, twórcy krakowskiej "Zbrodni i kary", że w swej inscenizacji chciał pokazać zbyt dużo i pod koniec spektakl stał się już tylko relacjonowaniem powieści. Adaptacja Zygmunta Hübnera okazała się bardziej radykalna. Obok Raskolnikowa, który przez cały czas jest na scenie, większą rolę otrzymał jedynie sędzia śledczy Porfiry. Reszta stanowi tło. Nawet Sonia. Szeregu postaci, jak matki i siostry Raskolnikowa, Swidrygajłowa, czy Łużyna wogóle na scenie nie ma.
Zwartość i czytelność adaptacji to pierwszy plus. Drugi i równie ważny - zaatakowanie widowni. Charakterystyczne to dla tej sceny w ogóle: nie pozostawia obojętnych. Pomysłowa inscenizacja i świetna gra aktorska dwu głównych wykonawców, a zwłaszcza Edmunda Fettinga w roli Raskolnikowa dopełniają całości. Hübner pokazuje więc możliwie dokładnie samego Raskolnikowa, jego zbrodnie i jej motywy, późniejszą walkę wewnętrzną z sumieniem, które Raskolnikow uważa za swoją słabość. Jesteśmy świadkami wewnętrznego rozdarcia i ostatecznej klęski człowieka, który chciał zbuntować się przeciwko istniejącym prawom i porządkom i zbrodnią udokumentować swą wyższość ponad otoczenie. Jest tu i bunt przeciwko niesprawiedliwości społecznej i tragiczne zagubienie się w poplatanych losach ludzkich.
Edmund Fetting, młody aktor, o którym chyba jeszcze nie raz przyjdzie nam pisać, był rewelacją tego przedstawienia. Skupiony, napięty, wrażliwy, udźwignął zadanie postawione przez imscenizatora. Poprzez niepokój własny potrafił wyrazić niepokój Dostojewskiego. Filozoficzny nurt przedstawienia okazał się dzięki temu najciekawszy i najmocniejszy. Rolę sędziego śledczego świetnie zagrał Tadeusz Gwiazdowski.
Sala, wypełniona po brzegi (wielu aktorów), przyjęła spektakl gorąco. Nie mniejszym zainteresowaniem cieszyć się będą z pewnością dwie następne pozycje Wybrzeża. Pisaliśmy o nich z racji ich sukcesu na toruńskim festiwalu. Obecne występy gdańskiego teatru w Warszawie to jeszcze jeden dowód na to, że mamy teatr ambitny i ciekawy, choć nie zawsze zlokalizowany w stolicy.