Artykuły

Reżyseria na opak wywrócona

"Księżniczka na opak wywrócona" w reż. Iwa Vedrala w Teatrze Studyjnym PWSFTViT w Łodzi. Pisze Michał Lenarciński w Polsce Dzienniku Łódzkim.

"Księżniczka na opak wywrócona" - wspaniała komedia hiszpańskiego "złotego wieku", niemal 400 lat temu wyszła spod pióra wybitnego dramaturga Pedra Calderona de la Barki. Lekkość, wdzięk, finezja, błyskotliwość, doskonałość konstrukcyjna, kunsztowność dramaturgiczna, dowcip i gorzka refleksja - to jeszcze nie wszystko, czym można ten tekst scharakteryzować.

Calderon w "Księżniczce..." porusza problematykę, która interesowała go całe życie, a zawiera się w dwóch dziś toposach: życie jako sen i świat jako teatr. Kunsztowna intryga, wpisana w barokowe obyczaje, opowiada o różnych obliczach miłości, nie wartościując ich, lecz ludzi. Uświadamia, jak wiele może kosztować jedna pomyłka, jak nie wolno igrać z uczuciami innych, jak delikatne jest ludzkie wnętrze. Wieśniaczka Gileta w sukni księżniczki śni swój sen, uczestnicząc w spektaklu, nad którym nie panuje i na który nie ma wpływu. Gra o miłość pary książąt czyni z niej ofiarę złudzeń, pozostałych - ofiarami namiętności. Tych dobrych, i tych złych.

Czy tę "Księżniczkę na opak wywróconą" wystawił w Teatrze Studyjnym Iwo Vedral - pojęcia nie mam, chociaż taki tytuł ma jego realizacja. Ja nadałbym jej raczej tytuł "Przedstawienia na opak wywrócone". Że też po sukcesie "Podróży poślubnej", którą wyreżyserował w Jeleniej Górze, chciało mu się zrobić zły spektakl w Łodzi?!

A zaczyna się świetnie: dziewczyna usadowiona na plastikowych krzesłach, ustawionych w kilka rzędów w głębi sceny, vis a vis widowni, śpiewa piosenkę. Słowa namiętnego tanga tłumaczą napisy; dziewczyna śpiewa o miłości, o tym, że ona odeszła, on tęskni. Naoglądał się reżyser filmów Almodovara - pomyślałem sobie, nawet z nadzieją na ciąg dalszy. Rzeczywiście, dalej w przedstawieniu też kilka skojarzeń z hiszpańskim twórcą, ale po co i dlaczego? Z tym Vedral się nie zdradza.

Zdradza za to obeznanie w twórczości reżyserki teatralnej Mai Kleczewskiej. I to tak doskonałe, że nie wiem, czy Kleczewska nie będzie miała mu za złe, bo inspiracji, czy wręcz cytatów z Kleczewskiej (np. z "Woyzecka") w przedstawieniu Vedrala nie brakuje. Reżyser pracował jako asystent Krzysztofa Warlikowskiego, więc i ślady fascynacji jego realizacjami można dostrzec. Jest np. niby oniryczna, a pusta jak bęben choreograficzna (?!) scena, pożyczona od Warlikowskiego z "Kruma"... Generalnie spektakl Vedrala taki, rzekłbym, "erudycyjny" jest.

Cieszy, że młody reżyser chodzi do teatru i ogląda spektakle kolegów. Nie wiem tylko, czy to ma dobry wpływ na oryginalność twórczą, bo sceny, których nie pokojarzyłem z pracami innych, zupełnie w przedstawieniu Iwa Vedrala nie zostały... ustawione.

Nie ma więc w spektaklu sytuacji w tradycyjnym rozumieniu, jest za to brak relacji między postaciami. To, że mówią do siebie i jednocześnie na siebie patrzą, to jeszcze nie jest reżyseria. Ubieranie Fabia w garnitur i buty na obcasach, zdejmowanie mu marynarki i pokazywanie nagiego torsu, w kolejnej scenie doklejanie rzęs, malowanie ust i przerabianie na drag queen, by w finale włożyć mu spódnicę i perukę - to jeszcze nie jest ewolucja postaci. A mówienie o Fabiu tak "wyranżerowanym" tekstem sztuki "starzec" to paranoja. Zresztą jak cała językowa sfera, nad którą reżyser uwspółcześniający sztukę nie zapanował. Mamy więc takie cudaczności jak Florę (Katarzyna Lenarcik) w podartej czerwonej sukience z jedwabiu i szpilkach, która do przebranego we frak i koszulę z żabotami Romualda Krężela zwraca się per książę. Bo Krężel gra Księcia, i to motywacja wystarczająca. Do Dagmary Banaczek w topie z cekinów mówi się tu księżniczko, a do Huberta Jarczaka signore. Zresztą Hubert, który gra Roberta, od pewnego momentu ubrany jest w marynarkę na opak. To znaczy wywróconą na lewą stronę. Bardzo to oryginalne i zachwyca bezgranicznie, jak cała reszta. Fajni młodzi aktorzy, dla których spektakl jest przedstawieniem dyplomowym, napracowali się, próbowali pokazać choć odrobinę tego, czego nauczyli się w szkole, ale na straży, by do tego nie dopuścić, stał reżyser Iwo Vedral. Młotkiem zatłukł szczerość i blask młodych i zdolnych ludzi, walcem rozjechał indywidualizm. Na szczęście będą jeszcze inne dyplomowe realizacje, w których - mam nadzieję - będą mogli zabłysnąć. A Iwo Vedral za to, co zrobił z tekstem Calderona, a przede wszystkim za to, czego nie zrobił reżyserując dyplomowe przedstawienie, pójdzie do piekła w spódnicy, z przyklejonymi rzęsami, w peruce i na wysokich obcasach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji