Artykuły

Prosta historia o miłości

"Gay love story" w reż. Anny Ilczuk w Grupie Artystycznej Ad Spectatores we Wrocławiu. Pisze Katarzyna Kamińska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

Wyraziste przesłanie i odważna forma to dwa największe atuty najnowszej produkcji Grupy Ad Spectatores. "Gay love story" wyreżyserowała Anna Ilczuk.

Choć tytuł sugeruje, że jest inaczej, "Gay love story" jest przede wszystkim historią "normalnych". Tych, którzy ferując wyroki, stawiają granice tego, co dopuszczalne, i jedynie ze względu na polityczną poprawność nie przyznają się do nienawiści wobec wszystkich, którzy nie wpisują się w ustalony schemat.

Na scenie oglądamy pięciu mężczyzn, każdy z nich siedzi na krześle, czasem w otoczeniu ulubionych przedmiotów. Jeden piłuje paznokcie, drugi wyszywa, inny czyta, popijając piwo. Kwestie, które wypowiadają, to dialogi, choć każdy z nich - zamknięty w czterech ścianach, wpatrzony w monitor komputera - prowadzi bardziej wewnętrzny monolog niż rozmowę. To specjaliści od zagmatwanych historii: poznajemy kryptogeja żyjącego z kobietą, młodego doktoranta, który z prowincji przyjechał do Moskwy, cynicznego intelektualistę oraz nastolatka, który nie radzi sobie ze swoją odmiennością seksualną. Rozmowy czasem przerywa antybohater, który w świetle punktowego reflektora wygłasza homofobiczne monologi. Ta część tekstu została napisana przez Ilczuk na podstawie rozmów, które reżyserka prowadziła ze swoimi znajomymi i to ona nadaje mu charakter manifestu tolerancji wobec wszelkiej inności. Proste środki inscenizacyjne i ostry, realistyczny język sprawiają, że czujemy się jak podglądacze, nie zwykli widzowie.

Lęki bohaterów, samotność, potrzeba akceptacji i poczucia wspólnoty to jedna z warstw tekstu, bo "Gay love story" jest też historią kłamstwa, na którym budujemy iluzję nas samych. Bohaterowie żałośnie grają przed samymi sobą, wpadają w rozpacz, gdy w głowie zaświta im myśl o tym, kim są naprawdę. Ich schronieniem jest internet - tu mogą funkcjonować bez poczucia obcości, zawsze mogą też uciec, wyłączyć komputer, zmienić pseudonim.

Anna Ilczuk, którą znamy głównie jako aktorkę, wykazała się niezwykłą intuicją w doborze obsady. Świetnie poradzili sobie Michał Opaliński, Jędrzej Taranek, Bartłomiej Firlet, prym wiedzie jednak Rafał Kwietniewski, którego Żenia jest najprawdziwszą postacią spektaklu. Reżyserka symbolicznie, z wyczuciem użyła ruchu scenicznego - ruchowe sceny to szkice wewnętrznych napięć bohaterów, ich zagubienia, mechanicznego koła poszukiwania bliskości i ucieczki od niej. Jedyną słabą stroną inscenizacji jest jej rytm - bywa mało dynamiczna i zbyt rozwlekła.

"Gay love story" Ilczuk udowodniła jednak, że przy minimalnych środkach można stworzyć spektakl naprawdę dobry, ważny, momentami wstrząsający.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji