Artykuły

Wzruszenie z telenoweli

"Przylgnięcie" w reż. Aldony Figury w Laboratorium Dramatu w Warszawie. Pisze Jacek Wakar w Dzienniku - Kulturze.

"Przylgnięcie" Piotra Rowickiego to dowód, że skomplikowana polsko-żydowska tematyka usprawiedliwia dziś w teatrze najbardziej ordynarną hochsztaplerkę

Fakt nr 1. Warszawskie Laboratorium Dramatu w bieżącym sezonie zamierza skupiać się na drażliwych kwestiach stosunków polsko-żydowskich, mówić ze sceny rzeczy, od których słuchaczom Radia Maryja włosy stawałyby dęba. Ukoronowaniem tego nurtu ma być długo oczekiwana premiera nowej sztuki szefa Laboratorium Tadeusza Słobodzianka. "Nasza klasa" (bo tak ma się nazywać utwór) traktuje ponoć o Jedwabnem. Można spodziewać się burzliwej debaty. A "Przylgnięcie" stanowi przystawkę przed głównym daniem. Fakt nr 2. Słobodzianek, utyskując na poziom współczesnej polskiej dramaturgii, zamierza rozszerzyć swoje przedsięwzięcie o szkołę dla piszących na potrzeby te-

atru. Zamysł ze wszech miar słuszny. Tylko co w takim razie w Laboratorium Dramatu robi "Przylgnięcie", dziełko jak w soczewce skupiające wszelkie wady psudozaangażowanej dramaturgii będącej w istocie tylko szeleszczącą gazetą publicystyką. Oglądając spektakl Aldony Figury, nie mogłem się pozbyć wrażenia, że pomyliłem adresy. Przecież taką grafomanię, jaką zafundował nam Rowicki, profesor Słobodzianek odrzuciłby na pierwszych zajęciach.

Rzecz jest o niejakim Pytonie (Leszek Lichota). Ów gangster najpierw gangsterzy,

a potem postanawia się ożenić. Jednak w dniu ślubu zaczyna zachowywać się dziwnie. Na pierwszy rzut oka wygląda, jakby bolał go brzuch, ale przyczyna tkwi znacznie głębiej. Oto Pyton dotarł do mrocznej tajemnicy. Na terenie zdobytej nielegalnie działki Polacy, z dziadkiem bohatera na czele, zakopali żywcem dwie, Bogu ducha winne, Żydówki. Dybuk jednej z nich wchodzi w Pytona. W efekcie mężczyzna zwija się w paroksyzmach nie wiadomo czego, potem swym zwyczajem klnie jak szewc, a za chwilę przemawia głosikiem małej dziewczynki, w języku jidysz oczywiście. Może i byłoby to śmieszne, gdyby nie było tak żałosne. Pierwsza część spektaklu to bowiem czysta telenowela. Pyton "rozmawia" z kompanami, a najczęściej padającym słowem jest swojsko brzmiące "k...". Nie ma w tych pogawędkach ani specyficznego folkloru, ani krztyny dramaturgii. Aktorzy grają z takim wdziękiem, jakby zarzynali prosię, całość dłuży się niemiłosiernie. I nie ma sensu liczyć na wybawienie, bo oto do rynsztoka wkrada się pseudo-metafizyka. I biedny Pyton zaczyna swoje gaworzenie...

O tym, że o podobnych sprawach można mówić mocno własnym głosem, przekonali ostatnio artyści lubelskiej Sceny In Vitro przedstawieniem "Nic co ludzkie". "Przylgnięcie" zaś nieprzyjemnie pachnie koniunkturalizmem. Wydaje się, że Rowicki i artyści Laboratorium Dramatu uznali, że tzw. słuszny temat usprawiedliwi nawet ordynarną hucpę. Pomylili się.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji