Artykuły

Udany poniedziałek na festiwalu Spotkania

"Czerwony Kapturek" z Teatru Guliwer z Warszawy i "Walizka Houdiniego" z Pickled Image Theatre na XV Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Lalek "Spotkania" w Toruniu. Piszą Grzegorz Giedrys i Marceli Sulecki w Gazecie Wyborczej - Toruń.

Trzeci dzień Spotkań w Baju Pomorskim upłynął pod znakiem spektakli w wykonaniu warszawskiego teatru Guliwer i Brytyjczyków z Pickled Image. Dzięki pierwszemu przedstawieniu przenieśliśmy się do arystokratycznych salonów, drugi zafundował nam zaś kojącą podróż sentymentalną.

Piotr Tomaszuk w Toruniu pokazał aż trzy spektakle. Festiwal otworzyła zrealizowana w Baju Pomorskim "Jabłoneczka". Później reżyser przedstawił nieudaną "Klątwę" Wyspiańskiego w wykonaniu swojego Wierszalina. W poniedziałek przed młodą widownią zaprezentował własną inscenizację "Czerwonego Kapturka" w wierszowanym opracowaniu Jana Brzechwy. Spektakl dał teatr Guliwer z Warszawy.

Reżyser wpadł na wyjątkowy pomysł inscenizacyjny, który w wyrazistej i jasnej pod względem tematycznym ramie umieścił wszystko, co się dzieje na scenie. "Czerwony Kapturek" odbywa się w XVIII-wiecznym salonie. Znudzeni arystokraci odgrywają przed sobą tą popularną baśń - mamy więc tu w istocie do czynienia z teatrem w teatrze.

"Czerwony Kapturek" do tego jeszcze korzysta z przerysowanej i karykaturalnej stylistyki późnego baroku. Tomaszuk mistrzowsko odmalowuje klimat tamtych wieków. Na szczególną uwagę zasługują kompozycje Piotra Nazaruka, który sięga po charakterystyczne dla baroku instrumentarium (klawesyn), a także opracował pastisze twórczości Jana Sebastiana Bacha i Georga Friedricha Haendla. Tak jak w przypadku "Klątwy" Wierszalina, scenografią zajęła się Czeszka Eva Farkasová. Na początku dzięki jej dekoracjom widzowie znaleźli się w wielkim lesie, w drugim akcie zobaczyliśmy na scenie panieński buduar ze schyłku monarchii Burbonów we Francji. Najlepszą recenzję wystawiła Farkasovej dziecięca publiczność - gdy przed drugim aktem podniosła się kurtyna, nagrodziła pracę scenografa westchnieniem autentycznego zachwytu.

Warszawski zespół ponad wszelką wątpliwość potrafi przemówić do najmłodszej widowni. Już same postaci - wbite w przyciasne stroje z epoki i tandetne peruki - budziły salwy śmiechu. Aktorzy nie stronili też od klasycznej burleski - potykali się o własne nogi, łamali język, zakładali groteskowe stroje. W efekcie powstało widowisko, które porusza młodą publiczność i nie pozostawia niedosytu u starszych widzów - ci docenią inscenizacyjny zamysł reżysera, próbę reinterpretacji klasycznej baśni i poczucie humoru aktorów.

Trzeciego dnia festiwalu zaprezentował się również brytyjski teatr Pickled Image, który wystawił spektakl "Walizka Houdiniego" [na zdjęciu]. Bohaterem historii jest Joshka Malouth, podstarzały magik. Na peronie, wśród góry walizek i buchającej pary z lokomotyw, wypatruje pociągu. Nuda oczekiwania pozwala mu powspominać stare czasy. Przedstawienie jest zatem podróżą sentymentalną w angielskim stylu - bez egzaltacji, ale z dużą dozą ironii.

"Walizka Houdiniego" jest idealnie dopracowana reżysersko. Angielski teatr płynnie połączył sceny, które na pierwszy rzut oka do siebie nie pasują. Spektakl to zlepek różnorodności, która tworzy kolorową mozaikę uczuć, historii i humoru. Pickled Image umiejętnie zaciera granicę między przeszłością a teraźniejszością, między śmiechem a poważnym moralizowaniem, między dzieciństwem a dorosłością. Przedstawienie trwa tylko 50 minut, co więcej: jego tempo jest bardzo wolne - akcja po prostu się snuje. To wrażenie potęguje klimatyczna muzyka. Brytyjczycy nie usypiają jednak widzów, ale wprowadzają ich w błogi nastrój. Bajkowe opowieści trzeba przyswajać właśnie w takim, trochę odrealnionym stanie.

Spektakl jest kameralny i bardzo skondensowany. Szeroką gamę środków artystycznych Pickled Image zawdzięcza m.in. oryginalnej stylistyce swoich lalek. Na scenie pojawiają się marionetki nie większe od ludzkiej dłoni, ale przed widzami występuje również niedźwiedź, który przerasta aktorów o głowę. Aktorskie maski i skromne rekwizyty dodają spektaklowi plastyczności.

Fundamentem przedstawienia są proste rozwiązania. Historia starego magika Maloutha, którego rękę uścisnął kiedyś słynny prestidigitator Harry Houdini, nie jest jednak zwykłą pochwałą marzeń i wspomnień. Brytyjczycy odnaleźli swoją drogę do groteski i ironii, których w naszym życiu nie brakuje. Pickled Image nie odkrył przed torunianami fundamentalnych prawd, ale estetyka wyspiarskiego teatru pozwoliła widzom na sentymentalny powrót do dawnych czasów. Jednak bez udawania i sztuczności.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji