Artykuły

Gram w mieście kawiarni

- Bydgoska publiczność jest niezwykła. Ona nie boi się propozycji, wyzwań intelektualnych, które daje im teatr. Są oczytani, mądrzy, i co najważniejsze - otwarci i skorzy do dyskusji - mówi ANITA SOKOŁOWSKA, aktorka Teatru Polskiego w Bydgoszczy, laureatka Nagrody im. Hieronima Konieczki.

Michalina Łubecka: - Wyglądała pani na zaskoczoną nagrodą.

Anita Sokołowska: - Ucieszyłam się! Każda nagroda wiąże się z dowartościowaniem, świadczy o uznaniu dla tego, co się robi. Wcześniej z całym zespołem pracującym nad "Nordost" dostaliśmy Grand Prix 43. Ogólnopolskiego Przeglądu Teatrów Małych Form Kontrapunkt w Szczecinie, a wyróżnienie od "Gazety" jest moją pierwszą indywidualną nagrodą aktorską, więc cieszy to tym bardziej.

Przygoda w Bydgoszczy zaczęła się od "Przebudzenia wiosny".

Wiktor Rubin zaprosił mnie do gościnnego występu na bydgoskich deskach. Nie trafiłam tu sama, a z ludźmi z różnych miast, w podobnym wieku, o równie silnym entuzjazmie. Odnalazłam w tym miejscu bardzo dobrą energię. Jak się okazało, nie tylko w zespole aktorów, ale także na widowni. Po pierwszych spektaklach publiczność podchodziła do nas, chwaląc, jak dobrze czujemy się na scenie. Bardzo dobrze wspominam to doświadczenie, zresztą rola w spektaklu Wiktora Rubina jest jedną z ważniejszych dla mnie. Nauczyłam się tu innego grania - przez widownię. Przekonałam się, że postaci nie trzeba budować psychologicznie, tylko czasem wypowiadać słowa postaci, nie stając się nią. To nauczyło mnie dużego dystansu do siebie.

Dyrektor Paweł Łysak postanowił panią zatrzymać.

Mnie i młodych kolegów, m.in.: Martę Ścisłowicz, Dominikę Biernat, Michała Czachora i Mateusza Łasowskiego. Temu teatrowi brakowało świeżej krwi. Ale powiem szczerze, że gdy przyjechałam tu, by podpisać etat, miałam pewien opór. Wcześniej pracowałam w Teatrze im. Osterwy w Lublinie, łódzkim Teatrze Nowym i w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Zastanawiałam się, czy przenosić się do Bydgoszczy, ale wątpliwości minęły, gdy tylko weszłam do teatru i chwilę porozmawiałam z ludźmi. Mało jest miejsc takich jak to - które miałoby dobry zespół aktorski, chęć do wprowadzania zmian i które robiłoby sensowne rzeczy.

Widownia zaczęła przychodzić do teatru, by obejrzeć serialową doktor Lenę w akcji.

Część może tak, choć staram się bardzo bronić przed tą postacią. Na co dzień gram w serialu "Na dobre i na złe". Sprawia to, że czuję siłę, by trzy razy więcej pracy wkładać w to, co robię na scenie. Widz chce się skonfrontować z postacią z ekranu telewizora, ale ja staram się, by od pierwszych chwil uwierzył w postać, którą akurat gram przed nim.

Choćby w dzielną Tamarę z "Nordost" Grażyny Kani.

To zresztą moja ulubiona postać. I wielkie wyzwanie aktorskie. We trzy, razem z Beatą Bandurską i Dominiką Biernat siedzimy przez półtorej godziny na scenie, opowiadając naszą przygodę na Dubrowce. W tym czasie tylko kilka razy mamy przerwę na oddech, ciągle widać nasze emocje, widz jest atakowany przez nasze opowieści. I jak reaguje? Płacze...

Jeszcze bardziej bezbronny jest, gdy ogląda "O zwierzętach" Łukasza Chotkowskiego.

To spektakl, po którym ludzie muszą dojść do siebie. Czasem nie wiedzą, co ze sobą zrobić na widowni: patrzeć nam w oczy? A może odwrócić głowę? Zamknąć oczy? Uciec myślami czy rozważać każde słowo?

To pierwszy spektakl, w którym tak dużą rolę odegrali bydgoszczanie - już na scenie.

Statystki! One były świetne! Takie otwarcie się teatru na miasto jest super! Zaskoczyło mnie to, jak chętnie ludzie chcą wziąć udział w takich projektach teatralnych, niektórzy przychodzą i otwarcie mówią, że chcą zmienić swoje życie, że czegoś im brakuje. Cała bydgoska publiczność jest niezwykła. Bardzo rzadko zdarza się, że nie mamy kompletu na widowni. Przychodzą licealiści, studenci, starsi. Oni nie boją się propozycji, wyzwań intelektualnych, które daje im teatr. Są oczytani, mądrzy, i co najważniejsze - otwarci i skorzy do dyskusji.

Nie przeniosła się pani jednak do Bydgoszczy na stałe.

Mieszkam w Warszawie, tu przyjeżdżam grać i pracować nad kolejnymi produkcjami. Bywam tu często, szczególnie że i ten sezon zapowiada się pracowicie: niedawna premiera "Witaj/Żegnaj" Jana Klaty, niedługo zaczynamy pracę z Mają Kleczewską nad Czechowem, w styczniu - z Łukaszem Chotkowskim nad Sarah Kane.

A po próbach relaksuje się pani w klubie Mózg?

(śmiech) Tak! Ale to tylko dlatego, że nie ma tu alternatywnego miejsca, które przyciągałoby dobrym towarzystwem i koncertami. Jest Myślęcinek, gdzie chodzę na spacery, ale w niedziele, gdy marzy się o tym, by w ciszy odpocząć, można tam spotkać pół Bydgoszczy. Chętnie spaceruję nad Kanałem, ale zajmuje mi to jakieś 40 minut.

Czegoś tu brakuje?

Kina może, które grałoby coś, co byłoby alternatywą dla amerykańskich produkcji. I internetu - mało jest tu hot spotów, a jeszcze mniej kafejek internetowych. Bydgoszcz ma piękne zakątki - choćby kamienice w okolicach teatru. Odbieram to miasto jako miasto cukierni. Kiedy nie wejdę do którejś z nich, pełne są ludzi. A skoro ludzie mają chęć, czas i pieniądze na siedzenie w kawiarniach, to na pewno byliby też chętni na propozycje innych rozrywek.

Laureaci Nagrody im. Konieczki

Małgorzata Witkowska - sezon 1994/95; Magdalena Woźniak - 1995/96; Witold Szulc - 1995/96; Robert Kibalski - sezon 1998/99; Anna Bonna - sezon 2000/2001; Andrzej Łachański - sezon 2000/2001; Agata Życzkowska - sezon 2001/ 2002; Adam Łoniewski - sezon 2002/2003; Marek Tynda - sezon 2003/2004; Dorota Androsz - sezon 2004/2005; Krystian Wieczorek 2005/2006; Dominika Biernat - 2006/2007; Anita Sokołowska 2007/2008.

Na zdjęciu: Anita Sokołowska w "Nordost", Teatr Polski, Bydgoszcz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji