Artykuły

Aktor ukryty pod maską niepowagi

Mawiają o nim wielki aktor, choć grywa prawie tylko w Toruniu. Teraz SŁAWOMIR MACIEJEWSKI pojawi się gościnnie na deskach krakowskiego Teatru Słowackiego w "Rozmowach poufnych" Bergmana.

W "Rozmowach poufnych" gra pan alter ego ojca Bergmana.

Sławomir Maciejewski [na zdjęciu z Dominiką Bednarczyk]: Najważniejszy jest dla mnie sam tekst. To, co się zdarza między parą bohaterów: Anną i Henrykiem. I to, co o nich mówią inni.

W powieści obecne są wielkie tematy Bergmana: kryzys małżeństwa i wiary. I dotykają one pana bohatera.

- Henryk marzy o uporządkowanym świecie, w którym najistotniejsze są dom i rodzina. Jest pastorem, musi kierować pracą parafii i nauczać wiernych. Ale nie potrafi podołać tym obowiązkom. Jest zbyt słaby, nie umie dojść do ładu z samym sobą. Zdrada żony spada na jego pozornie uporządkowany świat jak grom. Próbuje więc racjonalizować tę sytuację, próbuje odnaleźć w niej ślady sensu. Może zamysłu Boga?

Co jest najważniejsze u Bergmana?

- Smutek. Wszyscy bohaterowie mają dobre intencje, ale nic nie da się zrobić. Zaplątani w sieć własnych zależności i niemocy nie możemy się już zmienić. To jest... smutne.

Reżyserką "Rozmów..." jest Iwona Kempa. To wasza kolejna wspólna praca.

- Iwona lubi ludzi. Nawet tych z pozoru byle jakich. Może dlatego nie waha się zaproponować aktorowi zaskakującej konstrukcji bohatera. Takiej, która nigdy nie przyszłaby mi do głowy. W1996 roku zagrałem w "Karykaturach" Kisielewskiego, debiucie Iwony. Po tym przedstawieniu byłem przekonany,

że już nigdy więcej nie będzie chciała ze mną pracować.

Dlaczego?

- Byłem "niegrzecznym" aktorem. Z nonszalancją i kpiną wykonywałem na próbach wszystkie polecenia debiutującej pani reżyser. To był okres, kiedy starałem się ukryć, jak poważnie traktuję swój zawód. Ci, którzy mnie dobrze znali, mogli podejrzewać, że moje zachowanie wynikało ze wstydu.

Czego się pan wstydził?

- Zawsze krępuje mnie, kiedy muszę zdobyć się na szczerość i ujawnić prawdziwe emocje na scenie. Dlatego na próbach kryję się pod maską niepowagi, żeby nie pokazywać, ile ten zawód naprawdę mnie kosztuje.

To dlaczego wybrał pan aktorstwo?

- Studiowałem budownictwo. Teatr odwiedzałem jako widz. Po dwóch latach wymiary cegły dziurawki zaczęły mnie nudzić. Trochę dla żartu, trochę z ciekawości spróbowałem dostać się do łódzkiej Filmówki. Zdumiało mnie, kiedy zdałem jako jeden z pierwszych na liście. Na początku studia były koszmarem. Szczególną zmorą były ćwiczenia z cyklu "otwieranie się". "Proszę, teraz gramy zwierzęta!" - wołał profesor. Sala roiła się od kur, koni, krów... Stałem przerażony i rozglądałem się na boki. "A ty kogo grasz?" "Ptaszka kiwi" - odparłem bez wahania. Po latach zobaczyłem, że ptak kiwi rzeczywiście zachowuje się, jakby był lekko zagubiony. Odnalazłem się w okolicach trzeciego roku na zajęciach z Bogusławem Sochnackim. On mało mówił, głównie pokazywał. Wiedział, że mamy inny rozmiar kołnierzyka i nie staniemy się jego kopią.

Kiedy był przełom w pracy teatralnej?

- Zagrałem Clova w "Końcówce" w reżyserii Kempy. Wkrótce po premierze gwałtownie schudłem. Poszedłem do lekarza, oczekując wyroku, a on spytał o moje wakacyjne plany. "Zamierzam popłynąć kajakiem na rzekę". "To proszę popłynąć!". "Jak to?! Przecież ze mną dzieje się coś poważnego!" "Nie, proszę pana. Widziałem Końcówkę, pana przypadek to kliniczny przykład depresji". Postawił prawidłową diagnozę. Każdy człowiek w życiu walczy i to jest naturalne. Każdy bohater klasycznie skomponowanego dramatu walczy, a aktor na scenie walczy o swoje i to też jest wpisane w ten zawód. Bohater Becketta nie tylko nie walczy, ale w ogóle nie wie, że może walczyć. Iwona egzekwowała tę cechę Clova. Jego zdeformowane ciało uniemożliwia mu siedzenie, dlatego Clov cały czas stoi, chodzi, biega. Jest chronicznie zmęczony... Takie uwięzienie ciała musi wpływać na zmiany w mózgu. Po wakacjach bałem się wrócić do tej roli. To był pierwszy raz, kiedy teatr tak głęboko i dosłownie ingerował we mnie jako człowieka.

Za rolę Clova otrzymał pan wyróżnienie na festiwalu w Kaliszu. "Wszystkie nagrody nie wzięły się znikąd, są one wynikiem zachodzącego we mnie procesu" - powiedział pan kiedyś. Co to za proces?

- Za każdym razem, kiedy zaczynam pracę, chcę, żeby nowa rola całkowicie różniła się od poprzedniej. Ale w słowie "sztuka" zawiera się słowo "sztuczka". Kiedy rola się uda, aktora korci, żeby powtórzyć sukces, użyć wypróbowanych "sposobików" lub "sztuczek". Na szczęście nie wychodzi mi powielanie samego siebie.

Nagrodzone role to m.in. w "Samotnym zachodzie" McDonagha w reżyserii Kempy i Henryk w "Ślubie" Gombrowicza w reżyserii Estończyka Elmo Nuganena.

- "Samotny zachód" to kolejny przełom. Miałem wrażenie, że siedzę temu facetowi na plecach, a on mnie nosi. Na scenie był człowiek, który mną powodował, a nie ja - nim. Do dziś kocham tę rolę. Z nieskromną satysfakcją stwierdzam, że publiczność również. Praca z estońskim reżyserem była szczególna. Nuganen nie znał polskiej tradycji grania "Ślubu", dlatego opowiedział sztukę Gombrowicza "po literach". Grałem Henryka, ale dla reżysera istotniejsza była postać Ojca fenomenalnie zagrana przez Vladasa Bagdonasa - wielkiego litewskiego aktora. Powstało trochę bajkowe przedstawienie. Zostałem sam. Mój Henryk musiał być ironiczny, nawet zimny. Może dlatego wygrał?... Chyba dobrze się stało, bo "wątrobowe" granie byłoby nie do pogodzenia z obrazem kreowanym na scenie.

"Wątrobowe", czyli granie przez "obnażanie bebechów"?

- Tak. Nie cierpię tej formy ekshibicjonizmu i eksperymentu w sztuce. Widz znajduje się wtedy w sytuacji podglądacza, gapia.

Czyli istnieje granica, której pan w sztuce nie przekroczy?

- Granice wyznacza zawsze autor i literatura, która nas zainspirowała. Mnie samemu trudno je zakreślić. Czasem okazuje się, że pozornie nieprzekraczalna granica jest dopiero pierwszym schodkiem w drodze na wieżę Eiffla...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji