Artykuły

Bolesna drwina i obojętny ból

TO czego dokonał Durrenmatt w tek­ście "Tańca Śmier­ci" Strindberga prze­kracza znacznie pospo­lite ramy przystosowań i adaptacji. Z tragedii zrobił farsę, ale jaką farsę! Nie jest to zwy­kła parodia. Jak wiemy arcydzieła można paro­diować z większym lub mniejszym powodzeniem. Niektóre aż o to się proszą. Np. twórczość Przybyszewskiego. Także Strindberga można grać rozmaicie. Z pietyzmu można stylowością gry ratować się przed nie zamierzonym śmiechem. Wtedy zazwyczaj he­bluje się tekst z jaskra­wości i zdewaluowanych fraz. Albo można grać parodystycznie, podkreślając przejaskrawienia.

Durrenmatt zdaje się najpierw zamierzał ocalić treść "Tańca Śmier­ci" przez przebudowę stylistyczną dialogu.

Ale spostrzegł, że przy swoim temperamencie nie zdoła również tak opakowanej treści przekazać bez wykpienia. I wykpił tak, te za­śmiewamy się na przedstawieniu, ale potem na wspomnienie o nim przechodzą nas dreszcze grozy na te­mat możliwości tkwią­cych w człowieku. Jest więc to farsa okrutna nie tylko dla Strindberga, ale i jego bo­haterów.

Pono mózg ludzki składa się z czegoś w rodzaju trzech pięter: warstwy gada, warstwy pierwotnego ssaka i szczególnie rozbudowa­nej warstwy zwierząt z rzędu naczelnych. Strindberg tropił bestię w człowieku. Durrenmatt dogrzebał się do gada. Przekazali to nam wspaniale aktorzy Teatru Współczesnego. Barbara Krafftówna w roli Alicji zagrała prawdziwą żmiję wcie­loną w pretensjonalną damulkę. Andrzej Łapicki w roli Kurta był krokodylem pod po­włoką światowca. Dla Tadeusza Łomnickiego w roli Edgara, gdy szukam zoologicznej nazwy, przychodzi mi na myśl wąż grzechotnik w mundurze ofi­cerskim.

Nie wiem naprawdę co tu jest lepsze, czy pomysł i tekst Durrenmatta, czy gra ar­tystów, czy insceniza­cja Wajdy? Uznajmy te wszystkie elementy za kongenialne. Zaś ze Strindberga ocalone zostały najważniejsze - odkrycie jakie złoża niewyżytej tyranii mogą tkwić w pospolitych ludziach niewysokiego lotu! Wspaniale się ubawiwszy, potrafimy się przejąć także współczuciem dla tych osób, które nie mogą sobie dać rady ze swoim usposobieniem.

DIAMETRALNIE inaczej jest z "Nocną eskortą" Jurija Waha na Scenie Kameralnej Teatru Polskiego. Nie wywołują w nas większego wstrząsu piękne i rozumne myśli tego współczesnego słowackiego autora, choć są przekazane w sposób dramaturgicznie umiejętny, a zagrane także bardzo celnie przez zespół, w którym starego człowieka, który przyjrzał się prawidłom walki o władzę, gra bardzo dobrze Maciej Maciejewski, żonę zapatrzoną w światowy sukces doskonale wciela Renata Kossobudzka. Ich zepsuta, ale z odruchem dobrego serca córkę gra bardzo wiarygodnie Jolanta Bohdal, oficerów napoleońskich pozbawionych złudzeń - Zygmunt Hobot i Andrzej Antkowiak, zaś inne postacie Janusz Zakrzeński, Józef Ostawski i Szczepan Baczyński.

Pasjonujemy się perypetiami w ciągu spektaklu, lecz nie możemy się zdobyć na pełne współczucie dla żadnej z osób. Dramat z życia sfer żandarmeryjnych, mimo barwnej scenerii tudzież wszelkich możliwych uogólnień nie może nas przejąć do głębi, nawet gdy w poszczególnych bohaterach człowiek w końcu zwycięża nad czworonogiem i gadem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji