Artykuły

Surrealistyczna wersja arcydzieła Carrolla

"Alicja" w reż. Pawła Miśkiewicza w Teatrze Dramatycznym w Warszawie na Międzynarodowym Festiwalu Warszawa Centralna. Pisze Tomasz Mościcki w Dzienniku.

Intrygująca "Alicja" Pawła Miśkiewicza w Dramatycznym

W kolejowym wagonie, w który przeobraziła się scena Teatru Dramatycznego, rozgrywa się dziwny sen - fantazja na temat przygód małej Alicji z książek Lewisa Carrolla. Przedstawienie dziwne, zaskakujące, bardzo piękne.

W tej swobodnej adaptacji prozy Carrolla najciekawsza wydaje się być narracja, przepływanie scen pozornie bez żadnego związku, aktorskie metamorfozy, purnonsensowy humor, a wreszcie sama scenografia przyjęta na premierze westchnieniem podziwu. To wszystko jest sennym marzeniem, maligną, w której na pół świadomi słyszymy w głowie absurdalne wierszyki, widzimy krajobrazy. Ten sen bywa zabawny, a nagle przełamuje się, beztroska gra przeobraża się w dręczący koszmar. To "senne" zorganizowanie przedstawienia przywodzi

Spektakl jest swobodną adaptacją pierwowzoru. Na bazie powiastki dla dzieci reżyser stworzył opowieść o dramatach dorosłych na myśl twórczość surrealistów czerpiących inspiracje z sennych marzeń. Miśkiewicz pokazuje, że Aragon, Eluard, Magritte i Dali mieli prekursora właśnie w Carrollu, a oglądanie "Psa andaluzyjskiego" warto poprzedzić lekturą dwóch książeczek o Alicji.

Scenograf Barbara Hanicka pogłębiła i tak sporą już przestrzeń sceny Teatru Dramatycznego. Śmiała perspektywa rysuje dziwne, nieokreślone pomieszczenie - trochę to wagon kolejowy z charakterystycznymi oknami i półkami na bagaż, trochę średnio elegancki bar. W tej scenerii symbolizującej podróż w nieznane i niepewne wszystko może się zdarzyć. Przez przesuwane drzwi do wagonu wchodzą sztukmistrze, przezabawne kwiaty (świetne komiczne epizody Władysława Kowalskiego i Henryka Niebudka z głowami przybranymi w kretyńskie płatki - jakby wyrysowane przez małe dziecko), tymi drzwiami na scenę wkracza neurotyczna Biała Królowa w kapitalnej interpretacji Joanny Szczepkowskiej. To jej dziełem jest jedna z najzabawniejszych scen: durna piosenka o Sindi, która Królowej "sama się śpiewa", nagle zmienia się w jakąś monstrualną bibopową improwizację. Są dwie obserwujące się i uzupełniające Alicje: młodziutka i ta mająca za sobą szmat życia. Wielka jest rola Barbary Krafftówny, Alicji "po drugiej stronie lustra", gorzkiej, stanowczej, niepoddającej się temu światu całkowitej dowolności i płynności. Młodziutka Klara Bielawka, jakby wyjęta żywcem z rysunków Johna Tenniela do pierwszych wydań powieści Carrolla, jest Alicją zbuntowaną, walczącą o swoją tożsamość. Jej krzyk: "Ja jestem prawdziwa!" to jednak nie jest bunt. Słychać w nim bezradną rozpacz dziecka. Piękny, mądry pomysł. Specjalne wyrazy uznania dla Krzysztofa Dracza za rolę uśmiechniętego kota z Cheshire, za kociość ruchu, za wymyślne pozy, w których zastyga na fotelu, co każdy miłośnik kotów przyjmuje z pełnym uznaniem. Ale także za ironię w potraktowaniu tej postaci i wokalny show parodiujący po trosze Bogdana Łazukę z najlepszych lat, a po trosze Michaela Buble'a.

Do pełni szczęścia w tym śnie brakuje tylko niewielkiego skrótu w ostatniej sekwencji. Ten dręczący koszmar dręczy bowiem za długo o dobry kwadrans.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji