Rozmowa z Barbarą Krafftówną, aktorką
- Jeszcze przed powstaniem Kabaretu, spotkałam ich [JEREMIEGO PRZYBORĘ I JERZEGO WASOWSKIEGO] w radiu. Wyróżniali się - wdziękiem, dowcipem, elegancją, która tkwiła nie w kostiumie, ale w naturze, sposobie mówienia, poruszania się. Jakiś czas później powiedzieli, że mają dla mnie propozycję, tym razem w telewizji - mówi aktorka BARBARA KRAFFTÓWNA.
Donata Subbotko: Kiedy poznała pani Przyborę i Wasowskiego?
Barbara Krafftówna [na zdjęciu]: Jeszcze przed powstaniem Kabaretu, spotkałam ich w radiu. Wyróżniali się - wdziękiem, dowcipem, elegancją, która tkwiła nie w kostiumie, ale w naturze, sposobie mówienia, poruszania się. Jakiś czas później powiedzieli, że mają dla mnie propozycję, tym razem w telewizji.
Jakie były reakcje po premierze w 1958?
- Podzielone. Ale myślę, że ci, którzy wtedy nas nie lubili, po pewnym czasie zauważyli, że w porównaniu z innymi ten towar jest wartościowy. Jak idziemy na rynek i widzimy torbę ze skóry, a obok chłam z ceraty, to łatwiej dostrzec tę różnicę gatunku, szlachetność.
Mieliście poczucie, że tworzycie coś ważnego?
- Że aż tak to przetrwa, to nie. Raczej że rodzą się perełki, jedna po drugiej.
Do czego czuje pani największy sentyment?
- Pamiętam mozolną pracę nad utworem "Przeklnę cię". Był tak trudny, że ćwiczyliśmy go z Bohdanem Łazuką miesiąc. Śpiewałam z zatkanymi uszami, bo się gubiłam. A Wasowski dyrygował mi głową, był niesłychanie cierpliwy.
Przez osiem lat nakręcono tylko 16 programów.
- Powstawały co kilka miesięcy, poprzedzały je trzy-, czterotygodniowe próby. Wielogodzinne, precyzyjne - dopracowywaliśmy sekundy, każdy wdech i wydech, bo potem graliśmy na żywo, a piosenki leciały z taśmy i trzeba było wpasować się we własny dubbing.
Przyjaźniliście się?
- Nie była to przyjaźń mieszczańska, bo bez posiedzeń, wizyt po pracy itp. Raczej oparta na szacunku. Łączyło nas poczucie humoru, które przez ludzi z zewnątrz ostemplowane zostało jako elitarne. A przecież w życiu dobieramy się naturalnie, z jednymi się śmiejemy, z innymi nie. Tak było i z Kabaretem, który - jak się okazało - zostawił bogactwo nieprzemijające. Mamy nowy wiek, przytłoczeni jesteśmy techniką, za chwilę sami staniemy się robotami, elektrobioprądy nas pognębią, tu nam odpadnie oczko, tu inna część ciała - a Kabaret pozostaje towarem niezniszczalnym.
Jak aktorzy przyjęli wiadomość o końcu Kabaretu?
- Z bólem serca, trochę z niedowierzaniem. Trudno powiedzieć, czy to było słuszne, ale myślę, że tak. Jeśli artysta czuje niedostatek materiału, który ma zamiar prezentować, to z jego strony musi wyjść taka decyzja.