Scena w pokoju
Ogromnie ciekawą scenkę stworzył Teatr "Ateneum" w pomieszczeniu części dawnego foyer: wokół małego kręgu na podłodze, promieniście wzwyż, wznosi się widownia, razem sto trzydzieści krzeseł. Wszystko to razem jest jakby miniaturą widowni stadionu sportowego lub cyrku. Aktor jest tu ze wszystkich stron otoczony widzami - ci zaś czują się w czasie spektaklu tak, jakby siedzieli wprost na scenie. Teatr osiąga w ten sposób maksymalny, niczym już prawie nieograniczony kontakt z widzami. Tradycyjna bariera została prawie całkowicie obalona.
Na Scenie 61 - bo taką nosi nazwę ta "filia" Ateneum - po raz pierwszy wystąpili Elżbieta Kępińska i Zbigniew Cybulski, para doskonałych aktorów z premierą polską sztuki "Dwoje na huśtawce" (amerykańskiego autora Williama Gibsona). Sztuka świetnie otwiera nową scenkę. Historia romansu, ograniczona tylko do dwóch najważ-niejszych osób działających, dwóch telefonów, łóżka, gazet i walizki - ta historia razem ze wszystkimi rekwizytami z powodzeniem mieści się na maleńkiej, okrągłej scence. Sprawy dziejące się między Gizelą a Jerrym w taj sztuce są tak prywatne i intymne, że chwilami doprawdy ma się uczucie zażenowania, jak przy podglądaniu przez dziurkę od klucza - albo i jeszcze silniej. Chwilami czułem się tak, jakbym mieszkał w cudzej sypialni nie licząc się z obacnością jej stałych lokatorów. Ale też właśnie o to chodziło twórcom sceny i widowiska: o takie właśnie zaangażowanie widza w akcję utworu.
CO do samej sztuki, to jej zalety polegają głownie na świetnym materiale teatralnym: doskonałe role, atrakcyjna akcja mimo ograniczania jej do dwóch osób i jednego w praktyce miejsca - dużo momentów napięcia, interesująca walka charakterów. Słabości są też dość oczywiste, ale - co najważniejsze - mało szkodliwe; dłużyzny w drugim akcie, nieco wątpliwej poezji, trochę wątpliwych uogólnień filozoficznych. No i zarzut podstawowy: cała ta sztuka to tylko melodramat na tle społeczno-psychologicznym. Ale poparty ciekawymi obserwacjami o-byczajowymi z życia naszych braci amerykańskich, napisany żywym, normalnym, codziennym językiem. Jeszcze jedna historyjka z cyklu "Jak to w życiu bywa..." - ale historyjka pasjonująca, do oglądania, dla ludzi.
Poza tym - doskonale zagrana i skomponowana, Elibieta Kępińska, która dopiero drugi rok jest na scenie po skończeniu szkoły, dała się już poznać widzom w "Smaku miodu" i jako Ofelia w "Hamlecie". Obie te sztuki grała w Teatrze Wybrzeże. Rola Gizeli jest jej debiutem warszawskim. Talent Kępińskiej dojrzewa zdumiewająco szybko, i ogromnie ładnie. Pełna lirycznego wdzięku, potrafi być ostra i brutalna nawet! Kępińska wciela w swoje role charakter współczesnej młodej dziewczyny, skojarzony z urokiem i siłą dobrego aktorstwa. Są to zawsze warianty jej własnej indywidualności - ale zawsze inne, inaczej piękne, inaczej ogólne.
Zbigniew Cybulski, również po raz pierwszy na deskach warszawskiego teatru, jest także aktorem przede wszystkim działającym poprzez własną indywidualność. Rola Jerry'ego w sztuce Gibsona, mimo pewnej płaskości samej sztuki, jest bardzo trudna. Pewne elementy charakteru Jerry`ego pozostają w ukryciu przez większą część akcji sztuki. Aktor grający tę rolę musi umieć komponować ją tak, by odkrywać swoje karty stopniowo, by demaskować się nie za łatwo. Cybulski doskonale podołał tym zadaniom. Początkowo nieco sztywny, z biegiem akcji coraz lepiej trafiał we właściwy ton, skupiając zainteresowanie widowni. Trzeba podkreślić jeszcze doskonałe zgranie się obojga aktorów w tej trudnej sytuacji, gdy mogą oni liczyć wyłącznie na siebie, pozostawieni w obliczu bezpośredniej bliskości widzów.
Dzięki reżyserowi przedstawienia, Andrzejowi Wajdzie, otrzymaliśmy spektakl prosty, jasny, dynamiczny - melodramat oczyszczony z kiepskich sentymentów, ostry uczuciowo i nowoczesny.