Artykuły

Show jak na studniówce

"To nie jest kraj dla wielkich ludzi" w reż. Michała Walczaka w klubokawiarni Chłodna 25 w Warszawie. Pisze Marta Nadzieja w portalu Kulturaonline.pl

Spektakl "To nie jest kraj dla wielkich ludzi", którego tytuł odnosi się do słynnego filmu (tam chodziło o starych ludzi), podobnie jak obraz braci Cohen ocieka szyderstwem, jawnie kpiąc sobie z widza. Na tym jednak podobieństwa się kończą.

Teatr Montownia dorobił się już swojej wiernej publiczności, która podąża za nim wszędzie tam, gdzie trupa akurat wystawia spektakl. Artyści wyprowadzili się z Centrum Artystycznego przy ul. Konopnickiej w Warszawie i wciąż tworzą teatr wędrujący, bez stałej siedziby.

Najnowszym adresem zespołu Montowni jest modna klubokawiarnia Chłodna 25. Tam też miała miejsce premiera show "To nie jest kraj dla wielkich ludzi" w wykonaniu Rafała Rutkowskiego.

Spektakl anonsowany jako "one man show" mógłby uchodzić za klasyczny monodram, ale nim nie jest. Jego największa wada to tekst. Samą "sztukę" zresztą należałoby raczej nazwać "występem". Show Rutkowskiego, reklamowane jako "perwersyjna rozrywka", to w gruncie rzeczy naprędce napisane skecze, które roszczą sobie prawo do bycia pamfletem na polską obyczajowość. Biorąc pod uwagę nędzne warunki lokalowe (występ Rutkowskiego odbywa się w ciasnej, dusznej piwnicy), przed aktorem stanęło nie lada wyzwanie. Showman postanowił zjednać sobie publiczność cienkimi gagami i dowcipami. No i trzeba przyznać, że nawet najbardziej sceptyczni widzowie w napięciu oczekiwali na wyjęcie królika z kapelusza.

Tekst Michała Walczaka to zlepek kilku opowieści, silnie osadzonych w polskiej teraźniejszości. Pada więc hasło "Pan stoi tam, gdzie stoi ZOMO", jest też historia o "rekrutacji" kilkulatków do prestiżowej podstawówki, opowieść o wizycie ciężarnej blondynki u ginekologa - "przedwojennego typa", który w końcu okazuje się lubieżnym i obleśnym facetem. Jest też satyra na wojsko polskie i na rozreklamowaną akcję poboru do armii. W tym ostatnim skeczu Rutkowski potrafił zaskoczyć i przykuć uwagę widza. Aktor błyskawicznie zmieniał maski i wcielenia, a widz gubił się w domysłach. Kolejne sceny nie tworzą jednak razem spójnej całości, a główny zamysł "one man show" nijak się ma do intrygującego z początku tytułu.

Kto więc spodziewał się sztuki rozrachunkowej i publicystycznej, może się rozczarować. Występ Rutkowskiego jest raczej teatralnym kabaretonem, który niestety poziomem tekstu i żartu nie odbiega od "kabaretu studniówkowego".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji