Z Broadwayu na Wybrzeże
TO ciekawe, że syci, normalni ludzie, prowadzący może monotonny, ale spokojny tryb życia, lubują się w realistycznych obrazach wszelkiego rodzaju zboczeń i wynikłych z nich nieszczęść ludzkich. Tym tłumaczy się rozmnożenie w dużej ilości na nowojorskim Broadwayu czy w telewizji sztuk teatralnych przedstawiających takie właśnie wypadki.
Syty widz amerykański z taką samą przyjemnością ogląda te sztuki, z jaką chadza, na pogrzeby swych bliźnich, ciesząc się, niekiedy nawet podświadomie, że to nie jemu się przytrafiło.
Do tego typu sztuk teatralnych należy właśnie drugi z przywiezionych do nas przez Teatr Wybrzeże spektakli: pt "Kapelusz pełen deszczu", wielki "przebój" Broadwayu lat ostatnich. Młody autor poruszył tam sprawę narkomanii, starając się pokazać subtelności psychiki narkomana, ale nie kusząc się wcale o podmalowanie jakiegoś tła społecznego, które by rzuciło światło na źródło straszliwego zboczenia. Powstał więc obraz chwilami wzruszający, ale bardzo jednostronny.
Sztuka, w której w słowach osób działających odnaleźć możemy wiele cech czysto amerykańskich, jak ślepa wiara w przykazania psychoanalizy operującej symbolami zaczerpniętymi z przeżyć dzieciństwa (kapelusz), upatrywanie szczęścia wyłącznie w dobrobycie, przekonanie, ze człowiek bez majątku nie jest człowiekiem itp. zrobiła w Stanach Zjednoczonych wielką karierę, idąc setki razy na scenach amerykańskich, oraz stając się materiałem do scenariusza interesującego filmu reżyserii Freda Zine-mana.
Do powodzenia przyczynił się niewątpliwie fakt iż "Kapelusz pełen deszczu" jest smacznym kąskiem dla aktorów: każda z ról tego dramatu jest bowiem postawiona w sposób zdecydowany i kuszący do wygrania. Jednocześnie każda grawituje na niebezpiecznej granicy między dramatem a melodramatem, co jeszcze wzmaga jej atrakcyjność.
Teatr Wybrzeża również zapewne i dla tych przyczyn aktorskich wybrał "Kapelusz" na jeden ze swych spektakli, zwłaszcza że posiada w swym zespole dwu młodych utalentowanych aktorów, nadających się do odtworzenia postaci młodego narkomana Johnny i jego pozytywnego brata Polo.
Narkomana Johnny gra młody artysta, który od czasu, gdy kreował rolę Maćka w filmie "Popiół i diament" stał się ulubionym aktorem naszej młodzieży. Ileż par ciemnych okularów ukazało się na oczach naszych młodych ludzi od czasu kreacji Zbigniewa Cybulskiego w "Popiele"! Iluż młodych chłopców naśladuje niedbałe ruchy młodego aktora i charakterystyczne skrzywienie jego ust! Cybulski w roli Johnnyego nie zawiódł. Był, naprawdę znakomity i choćby dla obejrzenia jego kreacji warto zobaczyć "Kapelusz pełen deszczu". Johnny w jego interpretacji jest wykolejeńcem, chwilami bezradnym i żałosnym szlochającym cnłopcem, chwilami odrażającym szaleńcem. Potrafił zainteresować swym losem widzów i sprawić, że swoisty "happy-end", polegający na wzięciu go na kurację, wywołał westchnienia ulgi na widowni.
Rolę poświęcającego się brata, młodego Polo, niesprawiedliwie traktowanego przez ojca grał znany nam z roli Raskolnikowa Edmund Fetting. Godne podziwu było u młodego aktora całkowite przestawienie się, jakiego dokonał, grając kolejno bohatera Dostojewskiego i owego amerykańskiego "good boy". W grze Fettinga nie było ani śladu szarży, zarówno w scenach rozmów z niekochającym go ojcem, jak w zmaganiach się z bratem, jak w scenach rozpaczliwej miłości z nieszczęśliwą bratową Celią. W roli Polo Edmund Fetting potwierdził wrażenie, jakie wywarł w roli Raskolnikowa: ma się tu do czynienia z wielce obiecującym, młodym talentem aktorskim.
Jedyną rolę kobiecą w tej sztuce, Celię żonę narkomana gra Mirosława Dubrawska. Ujęła tę rolę nader realistycznie, ale nie doceniła jej emocjonalnie: nie budzi wzruszenia, choć autor dał jej po temu pewne dane. Ojcem, Johnem Pope jest Antoni Fuzakowski, trzech gangsterów szantażystów grają Zdzisław Maklakiewicz, Leon Załuga i Władysław Kowalski.