Artykuły

W Hucie tkwi potencjał

- Teatr jest miejscem, w którym powinno kwitnąć życie. Dlatego wymyśliłem Salon NH+, nowohucką kawiarnię, gdzie mieszkańcy będą mogli spotkać się ze znanymi nowohucianami, porozmawiać z nimi, wymienić opinie - mówi reżyser i aktor Stanisław Banaś w rozmowie z Kamilą Płoskoń z Gazet Wyborczej - Kraków.

Kamila Płoskoń: Co drugą niedzielę, od najbliższej zaczynając, zaprasza Pan do Teatru Ludowego na kawiarniane rozmowy o tematach związanych z Nową Hutą. Czym jest Salon NH+ i skąd wziął się na niego pomysł?

Stanisław Banaś: Salon NH+ jest nieco innym projektem niż realizowane przeze mnie dotychczas. Skierowany jest do wszystkich nowohucian, ale oczywiście nie tylko do nich. Teatr jest miejscem, w którym powinno kwitnąć życie, z całą pokorą i powagą tego określenia, intelektualne. W Ludowym tego nie ma. Dlatego wymyśliłem Salon NH+, nowohucką kawiarnię, gdzie mieszkańcy będą mogli spotkać się ze znanymi nowohucianami, porozmawiać z nimi, wymienić opinie. Ale też spotkać się ze sobą nawzajem. Znam wielu ludzi, dziś już w podeszłym wieku, którzy budowali Hutę, aktywnie uczestniczyli w jej życiu, przeżywali tu swoje miłości i ciągle to miejsce kochają, chcą o nim opowiadać. I z drugiej strony są ich wnuki, 20-latkowie, którzy też bardzo identyfikują się z tym miejscem. W Salonie NH+ będziemy np. próbowali połączyć te dwie grupy, dziadków i wnuków z Nowej Huty, który naprawdę mają o czym ze sobą rozmawiać.

Dlaczego NH+?

- Pomysł na "+" wyszedł od Basi Gawryluk i powiem szczerze, że aż pisnąłem z radości, kiedy to usłyszałem. Ten plus genialnie oddaje ideę Salonu, o której myślę. Ludzie mają się spotkać i rozmawiać, ale rozmawiać o rzeczach pozytywnych. O tym, dlaczego lubią Hutę, co jest w niej pięknego, co udało się zrobić i co z tego zostało w ludziach.

Ile programów Salonu zaplanowaliście?

- Planujemy realizować je co najmniej do czerwca, pod warunkiem że będą na to pieniądze. Na razie mamy 5 tys. zł z Urzędu Miasta Krakowa, co starczy na zrealizowanie dwóch programów. Najważniejsze, żeby zacząć, potem, mam nadzieję, projekt będzie się bronił własną wartością.

Wróćmy jeszcze do Pana poprzednich projektów. Ukryte Skrzydła cieszyły się dużym zainteresowaniem młodzieży. Czym zajmowali się uczestnicy zajęć?

- Pracuję głównie z młodzieżą trudną, ale taką, z którą warto pracować. Którą warto pozbawić czynników powodujących ich agresję i dać im do ręki jakieś twórcze narzędzia. W trakcie przygotowań Ukrytych Skrzydeł powstało pytanie, jakie to mają być narzędzia. Jako człowiek teatru najchętniej robiłbym głównie teatr. Ale po rozmowach z tymi młodymi ludźmi dowiedziałem się, że ich interesują zupełnie inne rzeczy, jak capoeira, breakdance, hip-hop, graffiti, design, fotografia. I dokładnie z tego zrobiłem dla nich projekt. Zapewniłem im instruktorów i młodzież naprawdę to podchwyciła. Liczyliśmy na 100, a przyszło prawie 300 osób. Nie było w Teatrze Ludowym dla nich wszystkich miejsca. Chodziłem po różnych domach kultury, szkołach, żeby znaleźć im jakieś sale. Oczywiście oni się potem się wykruszali, ale faktem jest, że projekt miał duży odzew.

Skąd byli instruktorzy?

- Młodzi powiedzieli, że chcą robić rzeczy modne, a ja miałem znaleźć od tych rzeczy specjalistów. I tacy ludzie są, tylko trzeba poszukać. Na zajęcia z graffiti udało mi się pozyskać chłopaka, który jest guru graffiti w Krakowie. Kiedy przyszedłem na rozpoczęcie tego modułu, zobaczyłem niezwykłą scenę: instruktor mówi, a młodzież przez cały czas stoi na baczność. Dopiero kiedy zapytałem: "Dlaczego stoicie?", usiedli, ale usiedli jak w wojsku, wpatrzeni w instruktora, bo to był dla nich największy autorytet w dziedzinie, która ich pasjonowała.

Jak wyglądała organizacja zajęć? Czy uczestnicy za nie płacili?

- Zajęcia były bezpłatne. Prowadziliśmy dzienniki zajęć, ale nie było żadnych sztywnych reguł. Jedyne, czego zawsze wymagamy, to trzeźwość na zajęciach. Nie stosowaliśmy jednak żadnych sankcji. Zależało nam, żeby młodzież chciała spędzać czas z nami, a nie gdzieś na klatkach, gdzie z nudów robi się czasem różne złe rzeczy. W czerwcu zrobiliśmy finał ze wspaniałym pokazem umiejętności młodzieży. Przyszło prawie 140 dzieci. Kiedy dostawały na pamiątkę koszulki Ukrytych Skrzydeł, dopytywały się, czy będziemy to kontynuować.

I będziecie?

- Pracujemy nad tym. Oczywiście problem jest jak zawsze finansowy. Koszt Ukrytych Skrzydeł dla około setki uczestników to jakieś 10 tys. zł miesięcznie przy kilkunastu modułach, dwa razy w tygodniu.

Po Ukrytych Skrzydłach zaczęliście projekt Mobile School. Co to takiego?

- Mobile School, czyli szkoła mobilna, to belgijski patent na szkołę na kółkach dla dzieci w wieku 8-12 lat i młodszych. Podpisaliśmy umowę z Belgami, przysłali nam narzędzie pracy, czyli wózek ze specjalnie zaprojektowanymi zagadkami edukacyjnymi na rozkładanych tablicach, oraz trenera, który przez trzy tygodnie szkolił naszych 27 wolontariuszy. Projekt trwa do dzisiaj, mamy czterech wolontariuszy na półetatach z MOPS-u i z nimi pracujemy. Codziennie jesteśmy na jednym na pięciu nowohuckich osiedli: Willowym, Złotej Jesieni, Młodości, Sikorki i Morcince. Dzieci już nas znają i lubią, rozkładamy wózek i one same przychodzą. Chcą się uczyć, chcą rozwiązywać zadania. Naszą mobilną szkołę poznało już prawie 600 dzieci.

Co będzie z mobilną szkołą w zimie?

- Mamy problem, co zrobić z dziećmi w okresie jesienno-zimowym, bo nie ma dla nich sal. Spotykanie się z nimi na klatach schodowych jest niecelowe, bo właśnie tam one tkwią w patologii po uszy. Trzeba je stamtąd gdzieś zabierać. Nasi wolontariusze mają pomysły na zajęcia z małymi dziećmi, ale brakuje miejsca. Cały czas próbuję odzyskać i zaadaptować różne stare pomieszczenia Teatru Ludowego. Wyremontowaliśmy już stolarnię, to samo chcemy zrobić z malarnią i tzw. świetlikiem, który jest najpiękniejszym pomieszczeniem na terenie Teatru Ludowego, a zupełnie niewykorzystanym.

Teatr ma samochód osobowy, którym możemy dowozić małe dzieci na zajęcia. Będziemy szukać miejsca i je znajdziemy. Na pewno nie zostawimy ich na jesień i zimę w domach, gdzie tkwiący w uzależnieniach rodzice albo nie zajmują się nimi w ogóle, albo spychają obowiązki wychowawcze na starsze rodzeństwo, bo muszą mieć święty spokój.

Do kogo zwraca się Pan z przekazem swoich projektów? Tylko do nowohucian, czy też do mieszkańców Krakowa, np. żeby zmienić ich wyobrażenie na temat Nowej Huty?

- Nigdy nie myślałem kategoriami terytorialnymi. To, co robię, robię dlatego, że myślę o potencjale, który tkwi w każdym człowieku. Tu nie chodzi o wyjście z Nowej Huty do Krakowa, ale o wyjście konkretnego człowieka, za pomocą twórczości, poza krąg, w którym czuje się gorszy. Człowiek twórczy ma poczucie spełnienia, przenosi się poza granice, poza czas. Dlatego też używam w nazwach projektów metafory skrzydeł.

Ale stereotyp Huty jako miejsca, gdzie dzieją się tylko złe rzeczy, faktycznie istnieje.

- Ten stereotyp jest bliski tym, którzy nigdy w Hucie nie byli, nie widzieli, jak ona jest piękna, nie zastanawiali się, jak wielki tkwi w niej potencjał. Oczywiście tu jest jeszcze wiele do zrobienia, choćby w kwestii plastycznego zagospodarowania jej przestrzeni, ale jestem pewien, że za kilka lat Huta będzie dla Krakowa tak atrakcyjna, jak był kiedyś Kazimierz. Tu dzieją się rzeczy wartościowe, tu jest dużo młodych zdolnych artystów, tutaj jest wielki artystyczny underground. Huta ma wiele do zaoferowania, i nie jest to wcale związane z jej komunistyczną przeszłością. Zapomnijmy już o tym. To miejsce dawno przestało być tylko sypialnią chłoporobotnika.

Widziałam, że w ramach Ukrytych Skrzydeł młodzież przygotowywała happening pod tytułem "Jesteśmy inni". O jaką inność tutaj chodzi?

- Jesteśmy inni, niż nas postrzegają, i jesteśmy inni, niż byliśmy kiedyś. Przez pewne wydarzenia sprzed lat Huta ma wciąż, zupełnie niesprawiedliwie, przyprawioną gębę. To jest moment konstytuowania jej nowej twarzy, nie wiem jakiej, ale na pewno niemającej nic wspólnego z tym, co próbuje się jej na przestrzeni kilkudziesięciu lat przypisywać.

* Stanisław Banaś jest reżyserem i aktorem teatralnym. Zakochany w Nowej Hucie. Od kilku lat zajmuje się realizacją projektów społecznych i edukacyjnych dla tzw. trudnej młodzieży. Od początku 2008 roku, jako dyrektor Fundacji Teatru Ludowego, zrealizował w Nowej Hucie projekty: Ukryte Skrzydła, czyli warsztaty tematyczne skierowane głównie do nowohuckiej młodzieży, oraz Mobile School, czyli szkoła na kółkach dla dzieci w wieku 8-12 lat. Projekty realizowane są przy wsparciu urzędu marszałkowskiego, Urzędu Miasta Krakowa, Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej i Polskiej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych

Huta zaprasza na salony

12 października o godz. 12. w foyer Teatru Ludowego odbędzie się pierwsze spotkanie w ramach projektu Salonu NH+. Maciej Miezian i Leszek Sibila (z nowohuckiego oddziału Muzeum Historycznego Miasta Krakowa), Jan Franczyk (redaktor naczelny "Głosu - Tygodnika Nowohuckiego"), Sławomir Góra (przewodniczący zarządu dzielnicy Bieńczyce) i prowadząca rozmowę Barbara Gawryluk (dziennikarka Radia Kraków) poszukają odpowiedzi na pytanie "Kim jest nowohucianin?". Wszystkie spotkania mają być transmitowane na żywo w telewizji internetowej TVNet, relacjonowane w Radiu Kraków oraz "Głosie - Tygodniku Nowohuckim". Więcej informacji na stronie Fundacji Teatru Ludowego www.fundacjaludowego.pl

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji