Artykuły

Ze stałym zespołem zwykle są kłopoty

- Kwota, jaką otrzymaliśmy w tym i ubiegłym roku od miasta dokładnie pokrywała roczne zapotrzebowanie na papier toaletowy. Ale wiadomo, że papier toaletowy w teatrze też jest potrzebny, więc dziękujemy miastu - mówi Piotr Sieklucki, dyrektor Teatru Nowego w Krakowie.

Iga Dzieciuchowicz: Historia Teatru Nowego zaczęła się w 2002 roku od spektaklu "Griga", przygotowanego przez studentów krakowskiej PWST - można go było oglądać w klubie "Alchemia". Późniejsze spektakle pokazywano na scenie przy ul. Kanoniczej, w Fundacji Starego Teatru, w kinie "Wrzos". Od 2006 roku Teatr Nowy ma swą stałą siedzibę przy ul. Gazowej 21 i jest jedynym prywatnym, repertuarowym teatrem w Krakowie. Dobrze sobie radzicie?

Piotr Sieklucki: Nic mnie nie denerwuje, nic mnie nie złości. Ale na pewno trudno jest prowadzić taki teatr. Gdy patrzę na kolegów z Wrocławia z grupy Zakład Krawiecki czy Ad Spectatores albo na małe, prywatne teatry w Warszawie, widzę, że miasto wychodzi im na przeciw, robi wielki ukłon, oddając na przykład przestrzenie do remontu. Jest im troszeczkę lepiej, niż nam w naszym małym, konserwatywnym Krakowie. Miasto, wydział kultury nie potrzebuje nowych teatrów - uważa, że inicjatyw kulturalnych w Krakowie jest wystarczająco dużo. Na pewno to smuci, boli, ale nie złości - dajemy sobie doskonale radę, pozyskując środki dzięki prywatnym przedsiębiorcom, którzy nam pomagają w rożnym stopniu - są to studia reklamowe, które pokrywają koszty banerów albo zaprzyjaźnione banki, które wykupują spektakle. Te pieniądze możemy wydawać na inne cele, na przykład na koprodukcje. Bardzo wspiera nas poprzez różne programy Ministerstwo Kultury - od programu operacyjnego Promocja Twórczości aż po Edukacja Kulturalna. W tym i ubiegłym roku zadeklarowano pomoc w przygotowaniu wielkiego projektu festiwalowego, który odbywać się będzie przez cały najbliższy sezon, nazywa się Re_kreacje: Ibsen. Miasto mogłoby zauważyć, że taki teatr istnieje, że są prywatne galerie, które też potrzebują wsparcia. Kwota, jaką otrzymaliśmy w tym i ubiegłym roku od miasta dokładnie pokrywała roczne zapotrzebowanie na papier toaletowy. Ale wiadomo, że papier toaletowy w teatrze też jest potrzebny, więc dziękujemy miastu. Rozmawia się bardzo ciężko, ale to nie jest wina całego miasta, ale osób, które kierują wydziałem kultury i prowadzą taką, a nie inną politykę. Smutne - jesteśmy poza konkurencją jako teatr prywatny, choć są w Krakowie także inne prywatne teatry. Różnica jest jednak taka, że przygotowują premierę raz na rok, a potem milkną. Przekłada się to na frekwencję, mamy małą scenę, małą widownię - te potrzeby nie są duże: gdy przychodzi do nas 100 osób, to jest 100 procent frekwencji. Cieszy mnie to, że ludzie przychodzą do nas, kupują bilety. Współpracujemy z zaprzyjaźnionym bankiem, którego pracownicy do tej pory chodzili na spektakle do teatru Słowackiego. Gdy przyjeżdżali regionalni dyrektorzy z całej Polski, ubierali się do teatru w garnitury, bo w Słowackim było wytwornie i pięknie. Przypadkiem gościliśmy dyrektora, który przyznał, że ludzie się tam nudzą okropnie, usypiają w fotelach. Okazało się, że wolą przyjść na takie obskurne podwórko, do małego teatru i świetnie się bawią na spektaklu "Griga", przeznaczonym właśnie dla takiego targetu.

Czasami Janusz Marchwiński użyczy klubu do bankietu. Pieniądze zostają nam na realizację i na bieżące opłaty. Nie mamy wielu sponsorów - to cztery zaprzyjaźnione firmy, główne pieniądze na projekty otrzymujemy z Ministerstwa Kultury. Urząd Marszałkowski w ubiegłym sezonie wsparł nas podobna kwotą, co Miasto - chociaż tyle. I za to jesteśmy wdzięczni. Będziemy chodzić i pukać do dyrektora wydziału kultury, czy do pełnomocnika prezydenta o obiecaną nam stałą, roczną dotację. Pamiętam, że redaktor z Telewizji Polskiej dawał nam dwa lata, a potem wróżył, że padniemy, bo takich inicjatyw było już w Krakowie mnóstwo. Z roku na rok jest coraz lepiej, dwa lata istnienia Teatru Nowego przy Gazowej 21 miną w grudniu.

W Teatrze Nowym nie ma stałego zespołu aktorskiego, pracuje tu kierownik literacki, kierownik techniczny, menadżer.

- Prowadzimy działalność impresaryjną - zapraszam reżysera, ale nie ingeruję w obsadę. Potem rozmawiam z aktorami o wynagrodzeniu, jest to stawka za przygotowanie roli plus kwota za spektakl - czyli tak, jak w każdym impresaryjnym teatrze. U nas nazwiska reżyserów i aktorów się powtarzają - czasem sugeruję reżyserom, by do współpracy zaprosili kogoś, kto już u nas gra, aktora, który zna atmosferę, specyfikę tego miejsca. Zapraszamy też zupełnie nowe osoby. Pracuję w Kielcach, w Radomiu, w najbliższym czasie w Nowosybirsku i Yakuti, czasem tego wszystkiego nie kontroluję, bo nie ma mnie miesiąc, dwa, a wszystko idzie dobrze. To zasługa ludzi, którzy tutaj pracują na stałe: Dany Bień, która jest najlepszym menadżerem w Polsce, kierownika literackiego Tomasza Kireńczuka, Marka Kutnika, kierownika technicznego, który nieustannie dokupuje nowe sprzęty do teatru, więc jest równocześnie jego "sponsorem", jest z nami również Łukasz Błażejewski jako art director ds. wizerunku, Magda Czyrnek, Tomek Kogut i rzecz jasna Dominik Nowak. Czuwają nad tym, by Teatr Nowy się nie rozleciał. Teatr istnieje jednak przede wszystkim dzięki Januszowi Marchwińskiemu i Grzegorzowi Surówce - to jest nasz mecenat. Nie mamy niestety stałej dotacji, więc nie możemy spocząć na laurach. Spektakle mają różną poetykę, zdarzają się oczywiście porażki, które są wpisane w tę działalność. Złe spektakle schodzą z afisza, nie chcemy katować widzów. Nie kierujemy się jakąś naczelną ideą, polityką - zawsze wydawało mi się to pretensjonalne i podejrzane. Na pewno nigdy nie będziemy mieli też zespołu aktorskiego, bo uważam, że to niepotrzebne - ze stałym zespołem aktorskim zwykle są kłopoty.

Organizujecie czytania najnowszych sztuk teatralnych, wykłady, które prowadzą znakomici profesorowie jak na przykład Małgorzata Sugiera. W Teatrze Nowym reżyseruje Szymon Kaczmarek, Maria Spiss, wkrótce Iga Gańczarczyk i Magda Stojowska, Maciek Podstawny - pokolenie młodych zdolnych. W tym sezonie rusza inicjatywa edukacyjna Teatr Nowy-Teatr Aktywny. Działacie prężniej niż niejeden instytucjonalny teatr.

- W sezonie 2008/2009 zaplanowaliśmy siedem premier - to bardzo dużo. Pojawił się problem braku pomieszczenia, musimy znaleźć nową przestrzeń jako salę prób. Ciekawie zapowiada się projekt "Re-kreacje Ibsen" - trzy premiery, oprócz tego czytania, spotkania warsztatowe, być może pojedziemy ze spektaklami do Norwegii. Spektakle reżyserują Iga Gańczarczyk w duecie z Magdą Stojowską, Maria Spiss i student reżyserii Maciej Podstawny. Widziałem dwa świetne egzaminy Maćka. Szukamy takich perełek, jak na przykład Szymon Kaczmarek, który debiutował u nas "Kuszeniem cichej Weroniki". Mam nadzieję, że następnym dobrym strzałem będzie właśnie Maciek. Jesteśmy nastawieni na to, by szukać młodych aktorów i reżyserów. Choć jesteśmy zaprzyjaźnieni ze starszymi gwiazdami - Edwardem Linde-Lubaszenko, Bogdanem Hussakowskim, Janem Peszkiem, Iwoną Bielską, ale to obok młodego nurtu, który jest naszym głównym celem i trzonem istnienia teatru - 70 procent to młodzi ludzie, a 30 to starsze gwiazdy. Dlatego tez przygotowujemy projekt z Olafem Lubaszenko na 70-lecie jego ojca Edwarda. Co to będzie, jeszcze nie wiadomo. Poszukiwania tekstu trwają. A w planach również Brecht Janusza Marchwińskiego i Radka Rychcika.

Teatr Aktywny to inicjatywa przeznaczona dla młodych ludzi związanych z teatrem w liceum. Zapraszamy na spektakle, po spektaklach organizujemy spotkania z artystami, w poniedziałek są lekcje teatralne o tym, jak powstaje spektakl, staramy się również przybliżyć klasyczną i najnowszą dramaturgię. Z zastrzeżeniem, że nie gramy o poranku - wprowadziłem taką zasadę, bo to jest śmierć teatru i najgorsza rzecz. Potem młodzież nie wraca do teatru.

W planach na tegoroczny sezon umieściliście prapremierę "Lubiewa" Michała Witkowskiego.

- Tak, ale jest problem z obsadą. W "Lubiewie" grałby Jan Peszek, ale ma bardzo dużo zajęć - najprawdopodobniej zaczniemy, przerwiemy, spektakl będzie powstawał pół roku. Mam nadzieję, że w tym sezonie to się w końcu uda zrealizować. Janek zgodził się zagrać nie czytając tekstu, myślę, że się nie wycofa. Chciałem stworzyć duet Jan Peszek i Paweł Sanakiewicz, aktor, który wędrował po Polsce i osiadł w końcu w Kielcach. Drugą część "Lubiewa", która rozgrywa się na plaży, planujemy wystawić w klubie "Cocon". Oczywiście nikt nie chce wesprzeć "Lubiewa" finansowo. I gdy mam odpowiedzieć na pytanie, o czym jest ten spektakl (bo w każdym projekcie trzeba pisemnie uzasadnić wybór), to nie wiem, co powiedzieć. Jak to nazwać? Promocja homoseksualizmu? Co mamy napisać? "Pokażemy jakie jest życie homoseksualistów" albo "O dwóch starzejących się ciotach, które narzekają, że zabrano im miejsce schadzek, budując na jego miejscu Galerię Dominikańską". Teatr Rozmaitości miał wykupione prawa autorskie, ale po jednym czytaniu się wycofał . To jest też spektakl o Wrocławiu, pisałem nawet do prezydenta Wrocławia z zapytaniem, czy mógłby wesprzeć ten spektakl. Spektakl jest odważny, ale Wrocław też jest miastem odważnym. Jeszcze nie otrzymałem odpowiedzi. Ale ciekawy i nowatorski plan promocji tego projektu z pewnością wróży sukces. Na razie to tajemnica.

* Piotr Sieklucki - ur. 1980, aktor, ukończył krakowską PWST. Laureat wielu nagród teatralnych, otrzymał m.in. nagrodę dziennikarzy i mediów za indywidualność aktorską podczas Festiwalu Szkół Teatralnych w Łodzi (2004), a także zespołową nagrodę Ministra Kultury i Dyrektora Instytutu Teatralnego za spektakl "Griga" (2006), w 2007 roku stypendysta Miasta Krakowa. Od 2006 roku pełni funkcję dyrektora Teatru Nowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji