Artykuły

Wszystko zależy od tego...

"Wszystko zależy od" tego, jak mówimy". Credo bo­hatera dramatu jest równocześnie dewizą teatru Wi­tolda Gombrowicza. W owym "jak mówimy", stresz­cza się cała filozofia autora "Ślubu".

Mówimy słowem, gestem, czynem. Mówimy z kimś, a własna mowa nas kształtuje, i zniekształca, tworzy i niwe­czy. Nie ma niczego ponad mową oznak, znaków i prze­ciwstawnych interpretacji - między ludźmi, w nieustannej grze nieporozumień, powstaje to co nazywamy człowieczeń­stwem, osadzone w tym, co nazywamy światem.

Znaleźć odpowiednie ,,jak", które by w adekwatny sposób wyraziło mnie, ciebie, świat, w którym żyjemy. Takie za­danie stawia pisarz sobie i wszystkim, którzy zechcą oży­wić tę niepokojącą propozy­cję języka teatru przyszłości, którą opracował z górą 30 lat temu.

Jerzego Jarockiego owo "jak" "Ślubu" zafascynowało do tego stopnia, że w ciągu ostatnich trzech dekad wy­stawił sztukę ośmiokrotnie.

Jak mówi Jarocki a.d. 1991?

Po pierwsze, bardzo roztro­pnie, ze skupieniem. Nie in­teresuje go, jak dawniej, ści­śle historyczne uaktualnienie dramatu, nie bawi też podejmowanie gry z publicznością. W poprzedniej inscenizacji zmusił widzów w drugiej części spektaklu do wejścia na scenę, dziś szczelnie oddziela dwie strony rampy, a drama­towi dosłownie i w przenoś­ni każe się rozprzestrzeniać w głąb sceny. Wraz ze sceno­grafem Jerzym Jukiem-Kowarskim niezwykle oszczędnie zabudowuje pudełko sceny. Najpierw wprowadza bohatera w zupełnie pustą prze­strzeń, później przy pomocy światła lub prostej maszyne­rii (wyciąg, rozsuwana kotara) uruchamia najbardziej podstawowe rekwizyty - krzesła, stół, lampę, szafę, okno, zawsze pojawiające się tylko na tak długo, jak to konieczne, by znowu ustąpić pustej przestrzeni. Ze Stanisławem Radwanem (muzyka) i Krzysztofem Jędryskiem (pla­styka ruchu) niezwykle pre­cyzyjnie opracował muzyczną stronę dramatu. Elementy metodyczne, rytmiczne, har­moniczne, agogiczne, dynami­czne i kolorystyczne zostają poddane teatralnemu sprawdzianowi, a jednocześnie współtworzą czystą formę te­go dzieła prawdziwej syntezy teatralnej.

Właściwe odczytanie symfo­nii scenicznej wymaga nia lada dyrygenta, doskonałe wy­konanie - wirtuozów. "Wszy­stko zależy od tego, jak mó­wimy" - te słowa w spek­taklu Jarockiego wypowiada kreujący rolę Henryka Jerzy Radziwiłowicz, który nie schodzi ze sceny przez z górą trzy godziny. Od tego jak mówi Radziwiłowicz zależy więc wszystko w tym spektaklu. A mówi rewelacyjnie. W tak fantastycznej formie nie wi­działem go od roli księcia Myszkina w "Nastazji Filipo-wnie". Na oczach widza stroi głos i ciało do kolejnych prób odnalezienia swojego rejestru sztuczności. Bo Henryk grany przez Radziwiłowicza wie, że jeśli chce być prawdziwy, to od sztuczności uciekać nie może. Jego język jest wiary­godny właśnie dlatego, że tę sztuczność jawnie celebruje, obnaża i określa. Przeglądając się w swoich sobowtórach - "naturalnym" Władziu i "sztu­cznym" pijaku, prowadzi z ni­mi bój o swoją tożsamość. W monologach na pustej scenie z władcy współkreowanego przezeń świata przeradza się w bezradnego "każdego". Opończę samotności, fałszu i nieautentyczności, która

szczelnie okrywa Henryka, przebija Radziwiłowicz do­konując scenicznego cudu. W efekcie dochodzi do ewokacji wartości prawdy i wspólnoty w ich czystym, nadestetycznym wymiarze.

Gilotyna dwóch stron znor­malizowanego maszynopisu każe mi z najwyższą przy­krością przeprosić pozosta­łych, znakomitych współtwór­ców "Ślubu" za to, że ich le­dwie wymienię z nazwiska. A przecież nie byłoby tej symfonii teatralnej bez wir­tuozerii, z jaką panuje nad przepływem huraganów sprze-

cznych emocji mistrz aktor­skiego głosu - Jerzy Trela (Ojciec), bez pojedynków na miny, gesty i głosy z kapital­nym przechodzącym siebie w roli Pijaka Krzysztofem Globiszem, bez doskonale opra­cowanej, opartej na grze cia­łem i nieartykułowanym dźwiękiem roli Doroty Segdy (Mania), bez brawurowo za­granej Matki Danuty Maksymowicz, bez ustalającego nor­mę naturalności kreowanego przez Pawła Kruszelnickiego Władzia.

Po takiej premierze wszys­cy w napięciu czekają na "Wesele" (premiera w "Sta­rym" już za kilka tygodni). Na pociechę reżyserowi An­drzejowi Wajdzie spieszę za­komunikować, że przysłowie ludowe mówi: po udanym ślubie, udane wesele.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji