Artykuły

Śmierć bez skrupułów

"Utarczki" w reż. Doroty Ignatjew w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej. Pisze Aleksandra Czapla-Oslislo w Gazcie Wyborczej - Katowice.

Staruszce została godzina życia, ale w spektaklu "Utarczki" umiera zupełnie ktoś inny. Po jego obejrzeniu w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej naprawdę chciało mi się płakać.

Płakać nad ciałem z odleżynami, nad gryzionym łapczywie pomidorem, nad cicho i w pośpiechu wypowiedzianym zdaniem "to ja jestem kobiecym bublem". "Utarczki" to świetny kawałek teatru, choć bez prowokacji, bez inscenizacyjnego odkrycia i bez artystycznego eksperymentu.

W łóżku leży umierająca matka. Od jakiegoś czasu już nie widzi, nie słyszy i nie porusza się o własnych siłach. To jej ostatnie godziny. Od lat opiekuje się nią córka Jane. Druga - Rita - przyjeżdża do domu dopiero na wieść, że chora wkrótce umrze. Siostry spotykają się na godzinę przed odejściem ich matki.

Cathrin Hayes napisała tekst o umieraniu bez skrupułów, nie stroniąc od fizjologii śmierci. I choć fabuła krąży wokół schorowanej staruszki, to w spektaklu Ignatjew umiera ktoś zupełnie inny. W tym cała maestria sztuki. Jadwiga Grygierczyk (matka) odchodzi, ale to Jane (Grażyna Bułka) umiera całe swoje życie.

U Hayes śmierć jest oswojona. Nekrologi z gazet skrzętnie wycięte przez Jane leżą w kartonowym pudle, by w odpowiedniej chwili przepisać z nich wiersz. Choć na początek Rita brzydzi się samą myślą o pogrzebie, wkrótce i ona będzie się zastanawiać, gdzie rozsypać prochy matki. Jane, popijając kawę po śniadaniu, zredaguje ostatnie pożegnanie, zostawiając tylko puste miejsce na datę, a w rozmowie z zakładem pogrzebowym upewni się, że w razie czego, to oni umyją ciało. Gdzieś między funeralnym wątkiem obie siostry zaczną wspominać i mówić o życiu, którego za nic nie potrafią oswoić.

Grażyna Bułka musiała zbudować swoją rolę ze strzępów nieudanego życia niechcianej córki, przeciętnej żony i nieatrakcyjnej kochanki. Jest do bólu cyniczna i bezczelna. Jednak pod pancerzem potwora mistrzowsko ukrywa swoją bezbronność i rozpacz. Może krzyczeć i złościć się pół sztuki, by w końcu w jednym, cichym zdaniu skumulować najsilniejsze emocje. Po tym, jak nazywa siebie "kobiecym bublem" wciąż złaknionym macierzyństwa, mogłoby już nic się nie wydarzyć. Mimo to zobaczcie jak Bułka zmierza do finału, jak powłóczy własnym ciałem, jak beznamiętnie pożera chrupki, które są jedyną przyjemnością w jej życiu, jak mówi o śmierci sama będąc umarłą dla świata. Jeśli aktorka nie będzie nominowana do Złotej Maski za rolę Jane w tej sztuce, złożę protest!

Nie należy zapominać też o partnerującej jej Barbarze Guzińskiej (Rita), która także bezbłędnie obnaża na scenie swoją siostrzaną zazdrość, ludzki wstręt do choroby czy kobiecą niepewność. Reżyser Dorota Ignatjew wyjątkowo trafnie dobrała aktorki. Powstał spektakl, który ma w sobie coś tak prawdziwego, że można na nim uronić łzy.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji