Artykuły

Jesteśmy jak bracia Czesi

"Pływanie synchroniczne" w reż. Janusza Łagodzińskiego w Teatrze im. Bogusławskiego w Kaliszu. Pisze Stefan Drajewski w Polsce Głosie Wielkopolskim.

Kiedy przeczytałem, że prawie 80 procent badanych Czechów nie wie, co stało się w 1968 roku w Czechosłowacji, poczułem się nieswojo. Kilka tygodni później Polacy pytani, co się stało 17 września 1939 roku, w 69 procentach też nie wiedzieli. Jak to się ma do polskiej prapremiery "Pływania synchronicznego" Davida Drabka?

W Polsce, jeśli temat naszej rodzimej przeszłości wraca na karty dramatu, wraca w postaci poważnej, martyrologicznej. Czesi natomiast czynią zeń temat zabawy, kpiny. Skutek? Młode pokolenie i w jednym i w drugim kraju ma przeszłość coraz częściej w nosie, a świat poznaje za pośrednictwem tabloidów lub telewizyjnych programów rozrywkowych, w których goście zrobią wszystko, aby zostać zauważonym.

Drabek pokazuje na trzech przykładach, jak potoczyło się życie byłych idoli uprawiających pływanie synchroniczne. Paweł (Mariusz Witkowski) został wiecznym opozycjonistą i krytykantem rzeczywistości. Filip (Dariusz Taraszkiewicz) wybrał emigrację wewnętrzną. Kajetan (Zbigniew Antoniewicz) popłynął z prądem i został idolem gawiedzi. Każdy poszedł w swoją stronę, ale to, co ich przez lata łączyło, zostało: pływanie, basen, woda... Spotykają się, dzielą się swoimi problemami, próbują się wzajemnie ratować, ale nie zawsze im to wychodzi.

Komedia Drabka jest przezabawna, zwłaszcza dla tych, którzy lubią czeski humor. Nie doszukiwałbym się jednak w niej głębszych diagnoz egzystencjalnych. Refleksje o tym, że ulegamy globalizacji, że tracimy swoją prywatność, że mamy ciąg na szkło, bo ono gwarantuje sukces, pieniądze, sławę i mir wśród sąsiadów to wszystko już wiemy. Oglądając ją, odniosłem wrażenie, że jesteśmy podobni, a nawet tacy sami, jak bracia Czesi.

Polska prapremiera sztuki Drabka ma telewizyjne tempo, które czasami mimo znakomitych projekcji multimedialnych Marty Miaskowskiej siada. _Ale ma też kilka przejmujących scen i dobrych ról. Na mnie największe wrażenie zrobiła Bożena Remelska grająca wiejską nauczycielkę, która pojawiła się w show Kajetana "Dokopcie im". Nie jeden raz widziałem przysłowiowe "panie nauczycielki" w podobnych programach i zastanawiałem się, czy naprawdę warto zeszmacić swój autorytet dla wątpliwej sławy? Remelska pokazała z rozbrajającą szczerością ludzką bezbronność wobec magii telewizyjnego blichtru. Wielkie brawa należą się także trójce protagonistów, którzy naszkicowali oryginalne typy ludzkie, chociaż Zbigniew Antoniewicz mógłby chwilami powściągnąć swoją aktorską szarżę. Rozumiem, że łatwo zagrać showmana ludzkich dusz. Ale Kajetan nie jest nim chyba do końca. Kiedy pokazał w programie cząstkę innego siebie też odniósł sukces. Antoniewicz, gdy zapominał o stereotypowych inżynierach ludzkich dusz doskonale nam znanych z ekranu, kiedy szukał własnego o nim wyobrażenia, był naprawdę przekonujący.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji