Artykuły

Calderon w roli proroka

Przed nami polski dwór rozprawia o dynastycznych rozter­kach. Od tyłu zaczyna osaczać nas wojsko. Groźnie brzmi orkie­stra dęta, złowieszczo dudnią kro­ki żołnierzy, świst pocisków sły­chać ze wszystkich stron. Już sie­dzimy w samym środku piekła. Oglądamy się do tyłu i widzimy wielką armatę wycelowaną w nasz dwór. To przybył moskiewski książę porozmawiać o miłości. Moskwianin Astolfo o miłości do polskiej infantki mówi twardo i hardo. Ani na moment nie zni­knie mu z twarzy ponura buta. Jerzy Radziwiłowicz przypomniał tutaj Zapasiewicza w roli Wiel­kiego Księcia Konstantego. Nie­przypadkowe to podobieństwo. W drugim akcie zobaczymy je­szcze Rosaurę (Dorota Pomyka­ła) jako Atenę niemal żywcem wyjętą z "Nocy Listopadowej". Do­bre, mocne pomysły. Tylko nie bardzo rozumiem, po co? Po co akurat w "Życiu snem"?

Jeśli chodzi o to co żargonem nazywamy "robotą teatralną", to chapeau bas. Jest doskonała. Przestrzeń sceniczna starannie i pomysłowo zakomponowana, napięcia dramatyczne znakomicie wyważone, nie ma żadnych dłużyzn, żadnych zbędnych gestów. Oprawa muzyczna pomysłowa i świetnie współbrzmiąca z całym przedstawieniem, scenografia o-szczędna i efektowna. Olśniewa­jąco złote akcenty na czarnym tle: i modne, i bajkowe. Kilka dobrych ról, Jerzy Stuhr jako król polski w płaszczu czarnoksiężni­ka. A wszystko w dobrym guście.

Dla Calderona ta cała dość nieprawdopodobna intryga (na­stępca tronu zamknięty od uro­dzenia na odludziu, tajemnicza dama przebrana za chłopca odnaj­dująca przypadkiem swojego ojca itp...) stanowi pretekst do za­manifestowania swojego, świa­tłego, jak na owe czasy, świato­poglądu (historycy literatury okre­ślają go mianem optymistycznego transcendentalizmu). Akcję umie­ścił w Polsce, niewątpliwie egzo­tycznym kraju, w którym wszy­stko może się zdarzyć, bo tam naród dziwny i dziki, daleki od cywilizacji.

Myślę, że zdziwiłby się pan de la Barca, gdyby wiedział, że owi egzotyczni Polacy potraktują kie­dyś "Życie snem" jako utwór po­lityczny dotyczący ich kraju. Calderon nie przewidział takiej sy­tuacji i nie dał ku temu odpo­wiedniego materiału. Toteż na­ciągana to koncepcja. Kilka cy­tatów, mądrych, przenikliwych i zawsze aktualnych nie za­czaruje widowni tak, aby ujrzała w tym barokowym dramacie swo­je sprawy. Wołania do Polaków o rozwagę, a do ich władców o sprawiedliwość nie nabierają wię­kszej mocy oddziaływania tylko dlatego, że ponad trzy wieki temu napisał je przypadkiem proroczo ktoś w odległej Hiszpanii. Sądząc po reakcji widowni, optymisty­czne zakończenie sztuki też niko­go nie podniosło na duchu, ani , nie ożywiło, chociaż wynikający z niej morał, że dobra wola może zwyciężyć złe przeznaczenie, za­pewne wielu wydawał się sympa­tyczny. Pomysł, żeby władza wy­ciągała wnioski z poprzednich do­świadczeń, też wydaje się godny wykorzystania, ale chyba nie do tej widowni powinien trafić, któ­rą można spotkać na placu Szczepańskim w Krakowie. Obok mnie siedzieli studenci szkoły teatral­nej. Dla nich spektakl miał niewątpliwie wielkie walory dy­daktyczne: zobaczyli pięknie zro­bioną, sprawnie graną bajkę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji