Sny o potędze
Jarosław Marek Rymkiewicz napisał znamiennie pod tłumaczeniem, - parafrazą "Życie jest snem" Pedra Calderona de la Barki, że jest to imitowanie. Niechże więc będzie. Jeśli idzie o Calderona akurat ciężko jest wziąć tę wysoką poprzeczkę w tłumaczeniu i nawet parafrazie - wielki Juliusz Słowacki się kłania...
Przedstawienie wyreżyserowane w Teatrze Starym przez Jerzego Jarockiego, prezentuje siłę tej sceny i zaraz, natychmiast obok objawów, znamion mocy - rodzą się słabości. W roli Basilia, króla Polski występuje Jerzy Stuhr. Księciem Segismundem jest Krzysztof Globisz. Ci dwaj aktorzy mają rozegrać między sobą tragedię przemocy, kłamstwa, wzniosłości. Nic z tego. Dymy snujące się po teatrze, zwolennicy księcia, który podnosi bunt przeciw ojcu, (a właściwie zostaje wplątany weń jakby nieco wbrew swej woli) dźwigający karabiny i w okolicy tylnej ściany widowni stojący koło armaty (interesująca scenografia Jerzego Juka-Kowarskiego) grają właściwie ,.Noc listopadową" i "Wyzwolenie". Zaraz ktoś powie, że to dobrze, bo przecież natchnienie Wyspiański czerpał z tragedii narodu zniewolonego i z wiary, że jednak życie nie jest snem.
Tragedia paradoksu, różnych języków, jakimi posługują się bohaterowie Calderona, genialna próba zacierania różnic między rzeczywistością i marzeniem sennym w oparciu o realne, działające wyraźnie siły historii, stała się w przeróbce Jarosława Marka Rymkiewicza, reżyserii Jerzego Jarockiego (muzyka Stanisława Radwana) - przez zbliżenia do spraw narodowych - jakby jednym snem. Żadna aluzja polityczna, żaden gest buntu nie miały na scenie ognia teatralnego. Dopiero wtedy, gdy Stuhr i Globisz wykładali racje moralne, kiedy mówili o przedziwnym splątaniu sił burzących granicę między rzeczywistością i imaginacją - zwyciężył reżyser. Jarocki chyba lepiej się czuje w wykładniach filozoficznych, w próbach dotyczących w ogóle kondycji człowieka. Szczegół historyczny, nawet sparodiowany, nawet imitowany, jakby przeszkadza twórcy przedstawienia. Rolę, Astolfa grał Jerzy Radziwiłowicz: strzegł się wyraźnie patosu, tak potrzebnego tej postaci. Jerzy Trela jako błazen Clarin, wnosił w przedstawienie nader inne od zamysłów reżyserskich zamaszyste gesty i rodzaj zagłobowej filozofii; trochę to było na miarę filmu realistycznego...
Należy przyklasnąć Danucie Maksymowicz (Estrella) i Dorocie Pomykale (Rosaura) za bardzo piękne, uwieńczone w większości scen sukcesem, próby gry o charakterze poetyckim.
Spektakl jest bardzo interesujący i nie pozbawiony błędów, pęknięć. Starałem się udowodnić na czym one polegają; może dalszy rozwój tego przedstawienia pozwoli odnaleźć głębszy jego ton.