Artykuły

Pyknąć "Emigrantów" Mrożka

"Emigranci" w reż. Artura Żmijewskiego wyprodukowani przez TVP Polonia w Teatrze Praga. Pisze Janusz Majcherek w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.

W żargonie teatralnym powiada się, że ktoś pyknął przedstawienie, to znaczy zrobił je po łebkach, bez wnikania w tekst, z rutynową pewnością siebie. Nigdy bym nie był przypuszczał, że w taki właśnie sposób Artur Żmijewski, debiutując jako reżyser w Teatrze Nowym na Pradze [w Teatrze Praga - przyp. www.e-teatr.pl], pyknie "Emigrantów" Mrożka.

Widziałem tę sztukę wielokrotnie: w prapremierowej wersji Kreczmara z Michnikowskim i Czechowiczem, w realizacji Wajdy ze Stuhrem i Bińczyckim, w bardzo odrębnym i w swoim czasie sławnym ujęciu moskiewskiego Studia Czełowiek. Dobrze znam telewizyjny majstersztyk Kutza z Kondratem i Zamachowskim, nie wspominając już o paru pomniejszych wykonaniach. Ale nie spotkałem się jeszcze z taką nonszalancją wobec tekstu, jaką zaprezentowali Żmijewski oraz poprowadzeni przez niego aktorzy: Tomasz Kot jako AA i Wojciech Mecwaldowski jako XX. Udało im się załatwić sprawę w godzinę i dziesięć minut, co można uznać za rekord świata.

Przyczyna tego wątpliwego sukcesu nie leży ani w skrótach (wbrew pozorom nie tak wielkich), ani w nowomodnej dekonstrukcji utworu, który zresztą stanowi formę na tyle zamkniętą i jest tak "dobrze skrojony", że zabiegom dekonstrukcyjnym, bez groźby całkowitej utraty kształtu i sensu, wydaje się nie podlegać (ta niepodległość, jak myślę, sprawia, iż głośni reżyserzy młodego pokolenia lekceważą Mrożka, zarzucając mu, ustami Agnieszki Olsten, że pisze pełnymi zdaniami, których rzeczone pokolenie już nie zwykło używać). Przyczyny w ogóle nie należy się dopatrywać w jakiejkolwiek lekcji tekstu. Żmijewski nie próbuje nawet usytuować "Emigrantów" w kontekście, który by uzasadniał dzisiejsze ich wystawienie, bo przecież kontekst wczesnych lat siedemdziesiątych raczej się wyczerpał: skończyła się emigracja polityczna, więc kim dziś jest wypowiadający posłuszeństwo rodzimej władzy i ustrojowi inteligent AA? I w jakim stopniu obecną emigrację zarobkową, rozwiniętą na skalę nieporównanie większą niż 35 lat temu, reprezentuje prymitywny prolet XX?

To są sprawy, które - biorąc się do "Emigrantów" - trzeba jakoś rozstrzygnąć, nie wyłączając zasadniczego pytania, czy ta skądinąd najwybitniejsza, obok "Tanga", sztuka Mrożka aby w ogóle zachowała aktualność i nośność znaczeniową, skoro tkwiąca u jej podstaw niemal dwustuletnia mitologia narodowego sporu "Kordiana" i "chama" trafiła do lamusa wraz z całym paradygmatem romantycznym? Z drugiej zaś strony ta mitologia wyznaczała zaledwie pewien styl odbioru "Emigrantów", jeden z możliwych, inny w PRL, z jego zmiennymi klimatami politycznymi, inny w Europie Zachodniej, gdzie sztuka cieszyła się powodzeniem (głośna paryska premiera Terzieffa), a jeszcze inny w Rosji (Studio Czełowiek). Inny, różny, ale zawsze jakiś. Żmijewskiemu tymczasem udało się doskonale ominąć jakąkolwiek interpretację. Aktorzy klepią kwestie w takim tempie, że cała misterna struktura dialogu, który pod piórem Mrożka powoli i stopniowo odsłania coraz głębsze pokłady konfliktu, na scenie Nowego sprowadza się zaledwie do powierzchownego zarysowania sytuacji, bez szansy na zbudowanie postaci czy choćby pełne wybrzmienie tekstu, o podtekście nie wspominając.

Dociekając przyczyn porażki, trzeba w końcu ujawnić tło trywialne. Przedstawienie pierwotnie powstało na zamówienie kierownictwa Telewizji Polonia, które na jubileusz tego kanału wybrało "Emigrantów", zapewne w przekonaniu, że temat sztuki koresponduje z zainteresowaniami adresatów programu. 13 lat temu Kazimierz Kutz, realizując "Emigrantów" w ówczesnym Teatrze Telewizji, mógł sobie jeszcze pozwolić na pełną i doskonałą wersję, trwającą tyle, ile trzeba, czyli ponad dwie godziny. W dzisiejszej telewizji obowiązują limity czasowe i rozmaite formaty, do których przykrawa się wszystko, nawet arcydzieła literatury dramatycznej. Arcydzieło Mrożka trafiło w ręce reżysera i aktorów, którzy z telewizyjnymi formatami są akurat dobrze obeznani. Dlaczego jednak "Emigrantów" w sformatowanym kształcie przenieśli na teatralną scenę, to już nie rozumiem. I dlaczego najinteligentniejszego polskiego dramatopisarza zagrali w sposób, który urąga inteligencji, to już nie wiem. Inaczej nie potrafią?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji