Artykuły

Ważny jest teatr, a nie talk-show

- W latach 50. teatr Groteska Jaremów był znany ze spektakli dla dorosłych, teraz chciałbym do tego wrócić. Marzę też o tym, by wprzęgnąć w spektakle technikę, wykorzystać projekcję, wejść w przestrzeń totalnie plastyczną - mówi ADOLF WELTSCHEK, dyrektor Teatru Lalki, Maski i Aktora.

- Chciałbym uciec od ideologii, od teatru politycznego i interwencyjnego, który zaczyna mnie mierzić i wydaje mi się jałowy. Jest w sztuce jeszcze inna filozofia - mówi Adolf Weltschek*

Iga Dzieciuchowicz: Groteska kojarzy się z repertuarem dla najmłodszych, jednak od czasu do czasu możemy zobaczyć na afiszu również spektakle dla dorosłych. Wynika to z potrzeby Pana i zespołu teatralnego? A może publiczności?

Adolf Weltschek: Wydaje mi się, że publiczności teatr dramatyczny już się trochę przejadł. My pokazujemy spektakle troszeczkę inaczej zorganizowane, większą wagę przykładamy do materii teatralnej, choćby plastyki. W latach 50. teatr Groteska Jaremów był znany ze spektakli dla dorosłych, teraz chciałbym do tego wrócić. Sam osobiście jestem nieco znudzony teatrem dramatycznym. O wiele bliżej mi do teatru z lalkami i nie wyobrażam sobie pracy gdzie indziej. Taki teatr wydaje mi się niesłychanie ciekawą przestrzenią dla interpretacji artystycznej.

Drugi powód jest może banalny: jako dyrektor teatru jestem odpowiedzialny za los i życie osób, które stanowią zespół. Coraz trudniej nam o najmłodszego widza - przyrost naturalny jest coraz mniejszy. Kiedyś jeden spektakl grano 150 razy, tylu było chętnych. Teraz musimy produkować coraz więcej premier, poszerzać paletę swoich propozycji. Równie ważne są dla mnie potrzeby zespołu, który chce się sprawdzić w trochę innych zadaniach. Oczywiście nie jest łatwo o realizację tych planów ze względów finansowych. By dawać więcej premier, trzeba mieć na nie więcej pieniędzy, a z tym, jak wiadomo, bywa różnie. Wprowadziliśmy nawet edukację ekonomiczną w gremiach decydujących o przyznaniu dotacji instytucjom kultury. Stworzyliśmy coś na kształt wewnętrznego audytu i przenieśliśmy na papier wszystkie cyfry, które dotyczą naszych wydatków i wewnętrznego funkcjonowania - by sprawdzić, czy jesteśmy instytucją rozrzutną, czy niedoinwestowaną.

Rezultat?

- W moim przekonaniu jesteśmy instytucją niedoinwestowaną, którą należy wesprzeć. Podzieliliśmy całą dotację na koszty stałe, które wiążą się z tym, by budynek teatru mógł codziennie przyjmować widza, a sceny były gotowe do grania. Te koszty dotyczą sporej grupy osób - pracowników biura obsługi widza, księgowych, sprzątających, portierów. To pochłania aż 75 proc. naszej dotacji. Reszta to koszty zmienne - związane z produkowaniem spektakli, a więc zostaje tylko 25 proc. na działalność merytoryczną. Czy można taniej? Nie wiem - mamy minimalną obsadę elektroakustyków, minimalny zespół z obsługi sceny, małe obsady aktorskie, a gramy siedem dni w tygodniu od poniedziałku do niedzieli, co jest ewenementem na skalę krajową. Można zapytać: po co wam pracownia? W wypadku teatru posiadanie pracowni jest niezbędne, bo pracują tu przedstawiciele wymierających rzemiosł. Plastycy, którzy potrafią skonstruować maski, zmechanizować lalki - tych ludzi w Polsce jest coraz mniej. Jeśli oni odejdą z teatru i znajdą inne zajęcie, to nie wiem, czy uda się ich odzyskać. Fachowców mamy na naprawdę najwyższym poziomie, i to tak wielki potencjał, że aż drżę, by nie został zaprzepaszczony. Jednak w tej sytuacji poszerzanie propozycji repertuarowych jest trudne. Skala naszych problemów w porównaniu z budżetem miasta jest mikroskopijna. To nie są jakieś wielomilionowe marzenia, tylko kilkusettysięczne. Pamięta pani, jak wszyscy narzekali, że nasza filharmonia jest taka słaba? Aż w końcu dyrektor zażądał zwiększenia dotacji o prawie 100 proc. - i otrzymał te pieniądze. Teraz jest szansa, by za taką kwotę prowadzić instytucję na wysokim poziomie, zwiększyć swe możliwości artystyczne, osiągnąć prestiż. Nie będę mówił, ile nas kosztują premiery, bo to wstyd. Nie chcę, byśmy byli przykładem na to, jak można tanio wyprodukować spektakl i mieć w sezonie 100 tys. widzów. Oczywiście poszukujemy środków dodatkowych, innych źródeł dofinansowania, bo pieniądze są szansą na przeprowadzenie eksperymentu artystycznego, a ja muszę myśleć w takich kategoriach. Eksperyment w sztuce jest rzeczą fundamentalną.

Czy trudno przekonać dorosłą publiczność, że Groteska to nie tylko teatr dla dzieci?

- Taki trud odczuwamy wszyscy. Dorośli widzowie przyzwyczaili się, że Groteska to teatr dla najmłodszych, a jak wiemy - przyzwyczajenie to druga natura człowieka. I gdy słyszę na przykład, że Groteska to teatr kukiełkowy dla dzieci, to dostaję gorączki! To dowód na to, jak bardzo odległe jest to, co robimy, od świadomości publicznej. Pomału jednak zaczynamy odnosić sukcesy większe i mniejsze, ludzie zaczynają regularnie przychodzić na nasze przedstawienia. Jesteśmy różnie przyjmowani przez krytykę - jednak ci widzowie, którzy przyszli, nie byli rozczarowani, a zaskoczeni siłą oddziaływania tego teatru. "Kandyd" - przedstawienie w żywym planie, oparte na ruchu - jest już w repertuarze kilka sezonów. Sprzedaje się bez kłopotów.

Ma Pan jakieś teatralne marzenia?

- Przymierzamy się do współpracy z Andrzejem Dudzińskim, wybitnym rysownikiem. Chciałbym zaprosić artystów z Zachodu, na przykład niemieckiego reżysera Michaela Vogla, który tworzy interesujące plastycznie spektakle. Chętnie zorganizowałbym również festiwal, w którym byłoby miejsce zarówno na spektakle lalkowe, jak i na inne przedsięwzięcia, operujące w sposób atrakcyjny estetycznie plastyką i ruchem. Marzę też o tym, by wprzęgnąć w spektakle technikę, wykorzystać projekcję, wejść w przestrzeń totalnie plastyczną.

Chciałbym uciec od ideologii, od teatru politycznego i interwencyjnego, który zaczyna mnie mierzić i wydaje mi się jałowy. Jest w sztuce jeszcze inna filozofia. Artyści japońscy potrafią malować jednego ptaszka siedzącego na gałązce całe życie, koncentrują się na formie. To jest rzecz w teatrze zaniedbana - rozumienie formy jako sensu i istoty sztuki.

A jak Pan odbiera najnowsze zjawiska w polskim teatrze? Znajdują one odbicie w Pana wrażliwości?

- Szczerze? Nie znajdują. Nie jestem na przykład zwolennikiem arbitralnego, indywidualnego traktowania tekstów literackich. Po co brać się za tekst, którego nie dopuszcza się do głosu? Spektakl to dialog zarówno z tekstem, jak i z widownią. Monolog z dramatem mi się nie podoba, wydaje mi się hucpą i uproszczeniem rzeczywistości. Przychodzę do teatru i niczego nie rozumiem, spektakl to twór oparty na grze skojarzeń reżysera, jego wewnętrznych kryteriach. Istotą teatru jest zbiorowy dialog, a jak go nie ma - to katastrofa. Gdy mam do czynienia z monologiem, jestem na zewnątrz sytuacji, nie znajduję zahaczenia, i takie przedsięwzięcie jest dla mnie niezwykle subiektywnym dziwactwem. A żyjemy przecież w przestrzeni wspólnej kulturowo i do niej musimy się odnosić, by móc się ze sobą porozumiewać.

Może ten brak porozumienia wynika z różnicy pokoleń, idealizowania tego, co było kiedyś?

- Może już jestem starym dziadem. Nie wiem, też kiedyś byłem młody i Swinarski był jakimś tam klasykiem. Myślę, że udawało nam się dogadać, bo to, co proponował, było zakorzenione w moim doświadczeniu. Ten kontekst kulturowy, kontekst zaczerpnięty z tekstu dramatycznego zostawał.

Dorastałem w okresie drugiej reformy - o grupy Bread and Puppet, Living Theatre ocierałem się na wszystkich festiwalach. To był czas rozpadu konwencji teatru włoskiego - czwartej ściany i tak dalej. Okres teatru efektywnego i efektownego. Wywodzę się więc z nurtu totalnej rewolucji teatralnej. Posiadam też gorzką wiedzę na temat siły teatru rewolucyjnego, publicystycznego, interwencyjnego. Myślę, że jeszcze rozumiem, co to znaczy wymiana pokoleń - konieczność poszukiwania nowych form, zmiana, bunt. To doświadczenie mam świeżo pod skórą. Pamiętam przedstawienie grupy Rote Rübe, wobec którego nowi brutaliści byli grzecznymi dziećmi - w klatce policjanci gwałcili przesłuchiwaną rewolucjonistkę, dosłownie. Nie udawali, jak na przykład aktorzy grający homoseksualistów, którym sztuczna krew leci z odbytu. Dlatego brutalizm w dzisiejszym wydaniu mnie śmieszy. Sturm und Drang kultury niezależnej, kontestacja kapitalizmu, atmosfera festiwalu rzeczy mocno zakazanych - to działo się 30 lat temu. Niesłychanie zwarte, poskładane kompozycyjnie spektakle - to pamiętam.

Dziś teatr jest podobno nosicielem nowej prawdy, a w gruncie rzeczy ponurym naśladownictwem czegoś, czego nienawidzę - telewizji. Sztuka musi być alternatywą wobec naszego świata. Więc jak oglądam te "Polaroidy" czy inne spektakle, w których gadają, gadają, opowiadają historie bez końca - na mnie to nie działa. Te wszystkie tematy, które zaczęli analizować nowi brutaliści wzięły się z telewizji - skrobanki, patologiczne małżeństwa, narkotyki. Jestem być może niesprawiedliwy, ale tak to postrzegam. To, co zostało mi w pamięci, to nie spektakle interwencyjne. Tu chodzi o coś innego. Ważny jest teatr, a nie talk-show.

A widział Pan ostatnio coś, co zostało Panu w pamięci?

- Coś, co mi się naprawdę podobało, co wpisałem do biblioteki ulubionych spektakli? "Krum" Krzysztofa Warlikowskiego - dobrze zorganizowany spektakl od przestrzeni po grę aktorską, w którym wszystko jest na swoim miejscu.

***

Adolf Weltschek - urodzony w 1953 roku, absolwent Filologii Polskiej na Uniwersytecie Jagiellońskim i Wydziału Reżyserii PWST w Krakowie; reżyser i inscenizator spektakli plenerowych, autor 10 sztuk teatralnych i współautor czterech scenariuszy filmowych, dyplomowany aktor, wykonawca kilkudziesięciu ról teatralnych i filmowych. Od 1991 roku związany z Teatrem Lalki, Maski i Aktora "Groteska" w Krakowie: w latach 1991-1998 kierownik literacki teatru, a od 1998 roku dyrektor naczelny i artystyczny.

***

Premiery w tegorocznym sezonie w teatrze Groteska:

"Kot w butach" - spektakl dla dzieci inspirowany twórczością rosyjskiego reżysera Jewgienija Wachtangowa, autora tzw. fantastycznego realizmu. "Ballady i romanse" Adama Mickiewicza w teatrze cieni w reżyserii Czeszki Simony Chalupowej. Ponadto "Calineczka", "Baśń o rycerzu bez konia" i spektakl w hołdzie Marcowi Chagallowi. Tradycyjnie odbędzie się również "Szopka polityczna" i "Parada smoków".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji