Artykuły

Szemkel: Herbert zostawił testament

"Testament" w reż. Jacka Malinowskiego w Teatrze Dramatycznym w Białymstoku. Pisze Monika Żmijewska w Gazecie Wyborczej - Białystok.

Niełatwo przez godzinę omówić poezje Herberta i skupić na sobie uwagę gimnazjalistów. W Teatrze Dramatycznym anioł Szemkel radzi sobie z tym całkiem nieźle.

Karkołomne zadanie wzięli sobie na barki reżyser Jacek Malinowski i aktor Marek Tyszkiewicz. Pierwszy skompilował w monodram rozmaite wiersze wielkiego poety, drugi je interpretuje. Spektakl jest zjadliwy, a miejscami nawet przejmujący. Intelektualna poezja Herberta, mówiona z głębi kameralnej sceny, okazuje się mieć w sobie olbrzymi ładunek emocji. Ale nie wystarczy jej podać widzom ot, tak sobie.

Malinowski z rozmaitych wierszy Herberta ułożył opowieść właściwie bez określonej fabuły, nieco chaotyczną, a jednak ujarzmioną w całość. Jest tu rzecz o najdziwaczniejszym aniele z aniołów - Szemkelu, który przemycał dusze grzeszników do nieba. O dramacie poety, który śniąc wierzy, że on jeden odkryje tajemnice istnienia. O świecie, który nie wiadomo czym by był, gdyby nie wypełniała go nieustająca krzątanina poety wśród ptaków i kamieni. O testamencie, zostawionym żywiołom przez człowieka, który jest gotów odejść.

Tyszkiewicz, ubrany w płaszcz i kapelusz, przeskakuje z jednego wcielenia w drugie: raz jest aniołem "czarnym i nerwowym", raz grupą aniołów wyśmiewających niedoskonałość kumpla. Wiersz zazębia się o wiersz, jedna historia o drugą, główny bohater skacze z jednej epoki do drugiej, a jednak widz ma wrażenie, że na to wszystko patrzy ten, od którego cały spektakl się zaczyna - czyli Szemkel-Przemytnik Dusz. Jego mądra wyrozumiała obecność jest wyraźna - czy to w chwili, gdy mowa o bohaterze sprzed tysiącleci: Arijonie - helleńskim Caruso, czy o epoce całkiem niedawnej, w której prym wiedli propagandowi krzykacze spod znaku Gomułki.

Czasem nie sposób odnaleźć żadnego logicznego uzasadnienia w powiązaniu tekstów, ale siła Herbertowskiej poezji jednak jest duża. I za chwilę kolejny mądry wers przykuwa nas do krzesła.

Wpływ na angażowanie ucha i oka słuchacza mają z pewnością inscenizacyjne dodatki: odpowiednio ustawione światło (znakomita jest scena, w której Tyszkiewicz, z upiornym uśmiechem na twarzy, machając jak gensek do tłumów, przypomina mechaniczną lalkę), jakiś rekwizyt wygrzebany z walizki (jak pierwszomajowa chorągiewka), czy nieruchome plecy manekina w kapeluszu i płaszczu. No i świetna, niepokojąca muzyka Michała Górczyńskiego: od kakofonii ostrych dźwięków, przez zaczepne jazzowe improwizacje po łagodne brzmienia podkreślające uniwersalność tekstu.

W efekcie spędzeni na jeden z porannych spektakli gimnazjaliści, choć może nieco zdezorientowani, siedzieli cicho, i nawet słuchali.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji