Artykuły

Wielka Feta u Szurmieja

To, co się działo na scenie Teatru Żydowskiego, w Warszawie 8 września, można określić tylko jako permanentną eksplozję talentu, barwy, rytmu, tempa, dowcipu i twórczego szaleństwa, A to, co się tego wieczoru działo na widowni "upchanej aż do niemożliwości", było koncentracją podziwu i entuzjazmu dla bohatera tej Wielkiej Fety, czyli Koncertu Jubileuszowego z okazji 85-lecia tego Jedynego i Niepowtarzalnego Mistrza, Szymona Szurmieja - pisze Zygmunt Broniarek w Trybunie.

Aktora i dyrektora generalnego i artystycznego Teatru Żydowskiego, który wystąpił ze swą małżonką, Gołdą Tencer, też aktorką i Panią prezes Fundacji Shalom, oraz z ich całą rodziną, głównie aktorską i reżyserską. Prezydent Lech Kaczyński przysłał list gratulacyjny utrzymany w tonie niemal lirycznym, a Bogdan Zdrojewski, minister kultury i dziedzictwa narodowego, przybył na uroczystość osobiście i wygłosił krótkie, ale błyskotliwe przemówienie.

A na scenie? Kto był na scenie? Ano wszystkie i wszyscy, którzy się liczą

w rozrywce polskiej. Ale takiej, która hołduje piosence z melodią, tańcowi z werwą i wyrafinowanemu dowcipowi. Była więc (selektywnie i "po kumotersku") Joanna Rawik, która brawurowo zaśpiewała piosenkę "Kocham świat", służącą jej także jako tytuł do felietonu w "Trybunie". Była Maryla Rodowicz ze swym zespołem, której nie można komplementować, że się nie starzeje, ponieważ słowo to nie pasuje do niej nawet jako zaprzeczenie. A co powiedzieć o Irenie Kwiatkowskiej, której recytacji satyrycznego wiersza K. I. Gałczyńskiego "Sierotka, idiotka" ze słowami "...Tata nie wraca, matka w Kopenhadze, a cóż ja na to poradzę ?" towarzyszyło takie tremolo czy tremolando, jakby była nastolatką ? A co z panami ? Daniel Olbrychski opowiadał, jak z Szurmiejem leciał do Aten i zapobiegł porwaniu samolotu. Pointa była taka, że kiedy obcy ochroniarz ściskał Danielowi z uznaniem dłoń tak mocno, iż ten aż się skrzywił z bólu, pan Szymon powiedział: "Nie przejmuj się. On nie wie, kim ty jesteś". Zaś przyjaciel Jubilata, Vadim Brodsky, wykonywał takie artystyczne brewerie na skrzypcach, że chciało się krzyknąć: "Panie Vadimie, to jakieś prestidigitatorstwo. Człowiek aż TAKIM wirtuozem być nie może".

I wreszcie sam Jubilat. Opowiadał żydowskie "witze". Na przykład. Na synagodze ktoś napisał: "Wejść do synagogi bez jarmułki to jak popełnić cudzołóstwo". Na drugi dzień ktoś inny dopisał: "Próbowałem jednego i drugiego - KOLOSALNA różnica". Albo - w miasteczku, kolejka kobiet do mykwy w łaźni żydowskiej. Na przedzie żona rabina. Nagle wpada miejscowa ladacznica i bezczelnie staje przed rabinową. Ta się skarży mężowi: "Co za chucpa! Pchać się przed żonę rabina". Rabin: "Nie denerwuj się. Na nią czeka pół miasta, a na resztę nawet ich mężowie nie czekają". Albo. Wchodzi facet do baru i prosi o dwie setki wódki. Wypija. Pyta barmana: "Jak wyglądam?". Barman: "Super". Facer prosi o jedną setkę. Wypija. Pyta: "A teraz, jak wyglądam?". Barman: "Dobrze". Facet prosi o pięćdziesiątkę. Wypija. "No, a teraz? - pyta. "Trochę gorzej". "To daj pan dwudziestkę piątkę". Wypija. "A tteraz - jąka się pijacko - jjaak wwygglądam ?" "Fatalnie". Facet: "Cholera. Im mmniej piiję, ttym ggorzej wygglądam".

Panie Szymonie - sto lat. Nie. To dużo za mało. Jubilatowi, który zatańczył rock-and-rolla? A TAK BYŁO!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji