Artykuły

Obrazki z Andersena

"Królowa Śniegu" w reż. Włodzimoerza Nurkowskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków nr 263.

Spektakl ogląda się jak serię ilustracji do baśni Andersena. Ilustracje są kolorowe, bogate, pełne fantazji, a baśń - przynajmniej fabularnie - taka, jak napisał Andersen

Przeniesienie "Królowej Śniegu" na scenę nie jest łatwym zadaniem. Baśń jest długa, smutna, a nawet okrutna i przerażająca. Podróż Gerdy w poszukiwaniu Kaja obfituje w przygody, z których niełatwo wyciągnąć proste i krzepiące wnioski.

Włodzimierz Nurkowski, na szczęście, nie uległ pokusie zdynamizowania i uproszczenia narracji Andersena, nie poszatkował jej piosenkami i tańcami, co wielu twórców spektakli dla dzieci uważa za zabieg niezbędny. Chciał raczej stworzyć nastrój niezwykłości i dziwności; chciał, żeby widzowie powoli zagłębiali się w stworzony przez Andersena świat, gdzie realizm przeplata się z baśniowością, okrucieństwo z czystym uczuciem, a ironia z sentymentem.

Krainy, które odwiedza Gerda, są pokazane pomysłowo, barwnie i wystawnie. Ogród opowiadających baśnie kwiatów to istna rewia kostiumów, jak z konkursu na jak najbardziej przekonujące i estetyczne przebranie za różę, hiacynta, narcyza, kaczeńca, drzewko wiśniowe. Dworzanie - sny księżniczki i księcia, w bogatych strojach i maskach, wyglądają jak wyjęci z dworskiego widowiska jakiegoś Króla Słońce. Podobnie Królowa Śniegu i jej dwór - Królowa nie jeździ, jak u Andersena, saniami, i nie jest kobietą w białym futrze, ale żywym posągiem w srebrzystych draperiach, na srebrnym postumencie, ciągniętym przez równie bogato przyodziane postaci. Stara Laponka to szamanka w odświętnym stroju.

Kostiumy Anny Sekuły są piękne, mniejsze i większe dziewczynki na widowni oglądały je z wyraźnym zachwytem. Ta operowa wystawność trochę jednak szkodzi; Andersen jest w swoich fantazjach skromniejszy - i bardziej niepokojący. Sceny w zamku rozbójników z kolei utonęły w męczącej, przaśnej nadekspresji, jak z kiepskiego filmu o piratach. Czego tam nie wyprawiała mała rozbójniczka, jej matka i rozbójnicy! Te skoki, krzyki, miotanie się A ren Ba, czyli aktor w futrze i z rogami, był zwyczajnie śmieszny, choć nie powinien.

Cały spektakl jest jednak starannie skomponowany, utrzymany w nieco sennym rytmie; obrazy zmieniają się płynnie (też dzięki użyciu sceny obrotowej), i jest na co popatrzeć. Szkoda tylko, że główni bohaterowie są tak nijacy. Trudno znaleźć dorosłych (choć młodych) aktorów, którzy przekonująco zagraliby dzieci. Anna Warchał (Gerda) i Marcin Stec (Kaj) przekonujący nie są. Raczej z wszystkich sił i aktorskich środków udają dzieci niż je grają - zwłaszcza w pierwszej scenie, jeszcze realistycznej, rozgrywającej się w pokoiku babci. Udawanie dzieci bywa nieznośne, i tak jest tutaj. Potem, gdy spektakl nabiera widowiskowego rozmachu, udawanie to schodzi, na szczęście, na dalszy plan.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji