Artykuły

Golgota niewiary

"Barabasz" w reż. Andrzeja Dziuka w Teatrze im. Witkacego w Zakopanem. Pisze Łukasz Drewniak w Dzienniku - Kulturze.

"Barabasz" Andrzeja Dziuka to spektakl pozostający w głównym nurcie jego rozważań o ludzkiej niedoskonałości. Reżyser opowiada o naszych znamiennych wadach: o wątpliwościach i wahaniu.

Wróciłem do zakopiańskiego teatru prawie po 10 latach. Nie żebym bojkotował, lekceważył, zapomniał o swojej kiedyś ulubionej scenie. Zdrada zawsze ma jakieś banalne przyczyny. Bo zwykle było nie po drodze. Bo w Witkacym grali jakby obok rytmu teatralnych premier. Może podświadomie chciałem ocalić wspomnienia z czasów burzy i naporu.

W środku nic się nie zmieniło: częstują herbatą, Stanisław Ziemianek rozkłada poduszki na podłodze dla widzów, bo jak zwykle sala pełna. I na pewno nie tylko z tego powodu, że Witkacy wciąż jako jedna z niewielu polskich scen gra regularnie w wakacje. "Barabasz" to dla wielu widzów nostalgiczna podróż w czasie. Wracają echa "Np. Edypa" i "Dr. Faustusa" nie tylko ze względu na obsadę, trójkę aktorów zakopiańskich, którzy grają na Chramcówkach od samego początku: Krzysztofa Najbora, Krzysztofa Łakomika i Dorotę Ficoń. To także kwestia zbliżonej struktury starych i nowych realizacji zakopiańskich. Dziuk reżyser jest impregnowany na nowinki techniczne, stylistyczne, lekturowe. Od ponad 20 lat z premedytacją stoi w miejscu, bo to piękne miejsce. Teatr poetycki, teatr nasycony symbolizmem i ludzkimi emocjami. Tworzony z bardzo niewielu elementów. W "Barabaszu" mamy grę światła i ciemności. Trzy kolory: biel, czerń i czerwień. Metalowe ruchome rusztowania, jakby blejtramy do malowania kolejnych scen, sukno, drewno i dym. Spektakl otwierają ąuasi-religijne śpiewy, jakaś grupa postaci ubranych na biało stoi w kręgu, przywołując prawdę i moc. Ale już za chwilę celebranci zbudują z rekwizytów przestrzeń do pierwszej sceny. Dziuk opiera swoje przedstawienie na zderzeniu rytuału z demaskowaną co chwila iluzją. Nie chce robić ani widowiska religijnego, ani na siłę racjonalizować opowieści Lagerkvista. Bohaterem spektaklu jest judejski bandyta, morderca i zaprzaniec uwolniony w dzień Paschy zamiast Jezusa. Barabasz, który jak śpiewał Kaczmarski, jeszcze nie wierzy, że ocalał". Dziuk pokazuje jego pierwsze dni po uwolnieniu w Jerozolimie, lata niewolniczej pracy w kopalni, wyrównywanie rachunków z chrześcijaństwem. I nie szuka

raczej odpowiedzi na pytanie o los bohatera, ile trwoży się o Boży zamysł. Jaka była rola tego człowieka w planie zbawienia? Czyjego ocalenie było przypadkiem, a może coś znaczyło, na coś wskazywało? W najbardziej wstrząsającej scenie w utworze Lagerkvista Barabasz Krzysztofa Najbora rozmawia z trupem o tamtym świecie. Wskrzeszony przez Jezusa Łazarz (Andrzej Bienias) leży w trumnie, w chacie pogrążonej w ciemnościach, jego żona (Adrianna Jerzmanowska) ostrzy nie wiadomo po co noże na kamiennej szlifierce. Bohater pyta, jak tam jest. A wskrzeszony odpowiada: "Królestwo śmierci istnieje, ale jest niczym". Nie wędrował po żadnych zaświatach, rajach i piekłach. Po prostu umarł. Tam nic nie ma.

Najbor gra człowieka, który nie dorósł ani do ofiary z siebie, ani nawet do świadomości, że ktoś może umrzeć za niego. Jest właścicielem swego ciała, nosicielem głodu, bólu i pragnienia. A poza nim są jeszcze inni ludzie, którym można wyrządzić dobro lub zło, można im współczuć albo nienawidzić. Półnagi, z przepaską na biodrach, przypomina nieudaną kopię Chrystusa, który zszedł z krzyża. Nie będzie z niego materiału na apostoła ani na męczennika. Z taką samą męczarnią dźwiga ciężki wojskowy szynel co szary więzienny drelich. Wie, że trzeba wierzyć, wie, że Bóg jest, umarł i zmartwychwstał, ale i tak nie wierzy. Nie umie. Jest w nim niewątpliwie dobro rozcieńczone słabością i pustką, z której nie wykrzesze się ani grama religijnego żaru. To człowiek, który przypadkiem był za blisko Boga i spalił się w jego ogniu, pozostając zimnym do końca. Dziuk sugeruje za Lagerkvistem, że jego przeznaczeniem było przejście przez Golgotę niewiary. "Póki żyję, o Panie, daj mi wątpienie, a czystą wiarę, gdy umrę". To nie Barabasz, to Miguel de Unamuno. A może Andrzej Dziuk.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji