Artykuły

Być albo nie być jako tło

"Hamlet '44" w reż. Pawła Passiniego w Parku Wolności w Muzeum Powstania Warszawskiego. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Jest ciepły, pierwszosierpniowy wieczór. A właściwie już noc. Na niebie gdzieniegdzie wypatrzeć można gwiazdy. Niebo i gwiazdy to część naturalnej scenografii multimedialnego przedstawienia "Hamlet 44" prezentowanego w otwartej przestrzeni wokół Muzeum Powstania Warszawskiego, czyli w Parku Wolności w Warszawie. Pozostałe elementy scenografii, także naturalnej, bo istniejącej tu na co dzień, to Mur Pamięci z wyrytymi nazwiskami poległych powstańców, ściany budynku muzeum, żwir, po którym poruszają się wykonawcy. Na wprost widowni ułożono ogromnej wielkości rury betonowe mające symbolizować przejście powstańców kanałami. Z boku zespół grający muzykę (bardzo dobrą) na żywo, a całość oświetlana snopami światła. I wszędzie, na murach, w "kanałach", na telebimach widzimy ze zbliżenia wykonawców mówiących swoje kwestie.

Z pewnością to atrakcyjny pomysł, by Szekspirowskiego Hamleta ściągnąć z dalekiego Elsynoru do powstańczej Warszawy i uczynić go bohaterem, a raczej jednym z bohaterów Powstania Warszawskiego. Szkoda tylko, że znakomite możliwości tkwiące w samym pomyśle nie zostały należycie wykorzystane w jego realizacji i że najsłynniejszy w historii teatru monolog, czyli hamletowskie "być albo nie być, oto jest pytanie", rozpisany na wszystkie postaci i chór, utracił swą moc znaczeniową i stał się jedynie znakiem rytmicznym w tym multimedialnym spektaklu. Także główni szekspirowscy bohaterowie poprzez wtopienie się w ogół anonimowych postaci utracili swoją indywidualną tożsamość, a tym samym relacje między postaciami (vide: Klaudiusz w wykonaniu Tomasza Dedka i Gertruda Beaty Zygarlickiej oraz ich kontakty z Hamletem) rozmyły się, podobnie jak treści, które powinni nieść zgodnie z dramatem Szekspira.

Ale tekst Szekspira uległ tu ogromnym zmianom, powstał nowy scenariusz autorstwa Magdaleny Fertacz i Artura Pałygi. Wyznam szczerze, iż tym, co mnie najbardziej irytowało w tym spektaklu, były właśnie te dopisane dialogi i komentarze naszpikowane nieznośną symboliką i niejednokrotnie uderzające w przesadnie patetyczne tony, oderwane od istoty rzeczy. Nikt nie wymaga od autorów scenariusza, by stali się partnerami Szekspira w literze tekstu. Niemniej, jeśli już zdecydowano się na taką zbitkę tekstu Szekspirowskiego z nowo powstałym, należałoby ograniczyć go do niezbędnego minimum, wręcz informacyjnego. Tym bardziej że nowy tekst poziomem do ambitnych nie należy. Ponadto myśl spektaklu jest dziwnie zagmatwana, trudno znaleźć tę główną, wiodącą. Chyba wiele dzieje się tu na zasadzie improwizacji.

Tytułowy Hamlet w wykonaniu Macieja Wyczańskiego (i zapewne zgodnie z intencją reżysera) schodzi gdzieś na daleki plan. Można odnieść wrażenie, że reżyser specjalnie usuwa w cień tę postać. Sam zaś aktor nie zdołał uwyraźnić swego bohatera, pokazać jego stanu ducha, rozterek i tego, co dolega mu najbardziej. Nie przeżywamy zatem jego dramatycznego problemu: "być albo nie być", czyli być w powstaniu albo nie być, walczyć, bić się, czy też zostać w domu lub pomagać z zewnątrz. W ogóle nie widać, aby przeżywał jakiekolwiek rozterki z tym związane. W tej sytuacji wyraźniejsza jest Ofelia w wykonaniu Marii Niklińskiej. Nie tylko z powodu szybkiego biegania po żwirze (do powstania), ale i wyraźnie zdeklarowanej woli walki. Choć, prawdę mówiąc, jest to bardziej "spontan" właściwy małolatom aniżeli umotywowana decyzja. Nie brak tu prawdziwych zagadek, na przykład pokazanie na telebimie w rolach grabarzy dwóch TVN-owskich dziennikarzy, Tomasza Sianeckiego i Grzegorza Miecugowa (tych od "Szkła kontaktowego", programu TVN 24, gdzie niedawno osoba dzwoniąca określiła PiS jako "gnidy rynsztokowe"). Co mają wspólnego z Szekspirem, Hamletem, że już nie wspomnę o Powstaniu Warszawskim ci dwaj panowie? Proszę mnie nie pytać, bo nie wiem.

Zresztą to nie jedyna zagadka. Nie wiem też, dlaczego Rozenkrantz (Michał Czachor) i Guildenstern (Paweł Pabisiak) wyglądają tak, jakby ktoś przed chwilą wyciągnął ich ze śmietnika, gdzie nieźle zabankietowali alkoholowo, więc teraz muszą się podtrzymywać wzajemnie, by stanąć w pionie i nie obalić się. Ale na szczęście jest w tym przedstawieniu kilka elementów, które dodają mu "skrzydeł". To przede wszystkim dwie znakomite role. Pierwsza to Władysław Kowalski jako Poloniusz, ojciec zatroskany o życie swoich dzieci, Ofelii i Laertesa (Paweł Paprocki), pragnący powstrzymać je przed pójściem do powstania. Lekko drżący głos aktora, przez chwilę nawet więdnący gdzieś w gardle, wyraża dogłębnie stan ducha Poloniusza w obliczu zagrożenia. To strach o życie swoje i dzieci. Świetnie pokazuje to scena rozmowy z Ofelią.

I druga znakomita w tym spektaklu rola to rola Łukasza Lewandowskiego jako Horacego, przyjaciela Hamleta. Dla niego być to być w powstaniu. On nie ma wątpliwości. Wypełnia nienagannie swoje obowiązki. A wszystko wynika z jego wewnętrznej potrzeby. Postać szlachetna i pięknie zagrana. To właśnie Horacy wprowadza u Szekspira aktorów do pałacu, by zagrali przedstawienie, w którym pokażą prawdę o śmierci ojca Hamleta. Tutaj zaś Horacy wprowadza dwoje starszych ludzi, kobietę i mężczyznę, autentycznych powstańców, którzy usiadłszy na krzesłach ustawionych na wprost widowni, dają nam prawdziwe świadectwo tamtych dni. Każde z nich opowiada kawałek swojego powstańczego losu. Wzruszająca, najlepsza scena.

Przygotowany z wielkim rozmachem spektakl ma walor widowiskowy. Grany pośród ciemności, z których snop światła wyłania postaci, czy to przebiegające, czy skurczone w nagłym bólu umierania od strzału, robi niemałe wrażenie. Wspomaga je świetna muzyka Tomasza Gwincińskiego (chwilami lekko jazzująca). No i przestrzeń gry, Park Wolności usytuowany przy Muzeum Powstania, na Woli, w dzielnicy szczególnie naznaczonej krwią męczeńską. Wystarczy rozejrzeć się po sąsiednich ulicach, by dostrzec upamiętnione miejsca masowych egzekucji ludności cywilnej. Wszystkie te elementy współtworzą to przedstawienie, a przede wszystkim tworzą klimat spektaklu. Szkoda tylko, że zabrakło tego najważniejszego elementu: głębszej, czytelnej myśli i jasnego przesłania. No i czy zasadne jest umieszczenie nazwiska Szekspira?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji