Artykuły

Hamlet: gdzie jest król?

"Hamlet" w reż. Moniki Pęcikiewicz z Teatru Polskiego we Wrocławiu na XII Festiwalu Szekspirowskim w Gdańsku. Pisze Justyna Świerczyńska w portalu Trójmiasto.pl.

"Hamlet", który obejrzeliśmy w poniedziałek w ramach 12. Festiwalu Szekspirowskiego, to artystycznie dojrzała rozprawa na temat ludzkiej nieświadomości. Niby nic nadzwyczajnego, ale od czasu Grzegorza Jarzyny nikt w polskim teatrze nie zrobił tego tak skutecznie jak Monika Pęcikiewicz.

Nadekspresyjny styl, wyolbrzymione detale, nielicząca się z literą dramatu narracja. W ciągu surrealistycznych obrazów, z których zbudowała swój najnowszy spektakl Monika Pęcikiewicz, znajdziemy wszystkie charakterystyczne elementy kina spod znaku Luisa Bunuela i Davida Lyncha. A gdy do tego wszystkiego dodamy jeszcze drastyczną przemoc, perwersyjną erotykę oraz absurdalny humor, nie ma wątpliwości, że najnowszy spektakl Pęcikiewicz to raczej na wpół realny sen, niż konwencjonalna realizacja teatralna.

Wszystko w tym teatrze zostaje zintensyfikowane do granic wytrzymałości. Najpierw na pustej ścianie pojawia się napis "Motel". Zaraz potem, niczym w horrorze klasy "b", którego akcja rozgrywa się gdzieś na amerykańskich peryferiach, wkraczamy w rzeczywistość osobliwego koszmaru - irracjonalną, dziwną, niebezpieczną.

Każdy kolejny element scenicznego świata wydaje się potęgować to wrażenie - klaustrofobiczna szklana klatka, w której w oparach dymu piętrzą się nagie ludzkie ciała, hektolitry rozlanej krwi, wreszcie olbrzymie wizualizacje, na których, niczym na obrazach Salvadora Dalego, złudzenia optyczne wydłużają ramiona świecznika, zaś góry wyświetlane są do góry nogami.

Zamieszkujący ten świat bohaterowie pozbawieni są wszelkich odruchów moralnych. Realizują swoje popędy tak, jakby kultury nie było. Związki kazirodcze - proszę bardzo. Morderstwo i walka o władze - ależ nic prostszego. Dopuszczalne jest wszystko, każde perwersyjne pragnienie i każda szaleńcza fantazja.

W świecie dzikiej i niekontrolowanej nieświadomości zastanawia tylko nieobecność ducha zabitego króla. A przecież Pęcikiewicz mogłaby go wprowadzić na scenę bez trudu, nawet w kontekście licznych użytych w spektaklu anty-iluzyjnych komentarzy. Co więc znaczy jego nieobecność? Czy to tylko symbolicznie unicestwienie patriarchalnego porządku, czy może koniec moralności w ogóle? Umarł król, niech żyje... nieskrępowana destrukcja?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji