Artykuły

Na scenę przez powstanie

Do dziś pamięta matkę płaczącą na kieleckim dworu kolejowym, krzyczącą: - Córko nie jedź do tej Warszawy. Nie jedź, będzie wojna. Ale ona bardzo, bardzo chciała zostać aktorką. W powstaniu warszawskim nosiła pseudonim "Żaneta". Była łączniczką oddziału szturmowego III kompanii porucznika "Lewara", Zgrupowania Armii Krajowej "Krybar" - o 88-letniej aktorce, Zofii Książek-Bregułowej pisze Marek Maciągowski w Echu Dnia.

Powstanie warszawskie trwające od 1 sierpnia do 3 października 1944 było zorganizowanym przez Armię Krajową zbrojnym zrywem przeciwko okupującym Warszawę wojskom niemieckim, połączonym z ujawnieniem się i oficjalną działalnością struktur Polskiego Państwa Podziemnego. Było wymierzone przeciwko Niemcom, jednak jego celem była próba ratowania suwerenności i uniemożliwienie narzucenia Polsce władz uzależnionych od Związku Radzieckiego, zainstalowanych w Lublinie jako Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego. Jego dowódcy przewidywali, iż powinno trwać zaledwie kilka dni, zaś w rzeczywistości jego walki trwały 63 dni. Zakończyło się kapitulacją oddziałów powstańczych. Straty po stronie polskiej wyniosły około 10 tysięcy zabitych i 7 tysięcy zaginionych, 5 tysięcy rannych żołnierzy oraz od 120 do 200 tysięcy ofiar spośród ludności cywilnej. Wśród zabitych przeważała młodzież, w tym ogromna większość warszawskiej inteligencji. Po stronie niemieckiej straty wyniosły 10 tysięcy zabitych, 6 tysięcy zaginionych, 9 tysięcy rannych żołnierzy, 300 zniszczonych czołgów i samochodów pancernych. Podczas walk zburzonych zostało około 25 procent zabudowy miasta.

Na scenę przez powstanie

1 sierpnia - 64 rocznica wybuchu powstania warszawskiego. Opowiada o tym bohaterskim zrywie niezwykła kielczanka, aktorka Zofia Książek-Bregułowa. Ma 88 lat, urodziła się i wychowała w Kielcach. Do Warszawy wyjechała na studia aktorskie, które ukończyła w czasie wojny. Pracowała w kilku teatrach, w radiu. W ostatnich latach zajmuje się też poezją.

Kielczanka Zofia Książek-Bregułowa jest jedną z bohaterek filmu "Konspiratorki" niemieckiego reżysera Pula Meyera, poświęconego polskim bohaterkom konspiracji II wojny światowej, więzionych w obozach jenieckich.

Aktorka, łączniczka, która w Powstaniu Warszawskim straciła wzrok, opowiada o swoich przeżyciach razem z aktorką Aliną Janowską i Marią Stypułkowską, słynną "Kamą" z zamachu na Kutscherę. Jej życia wystarczyłoby na kilka filmowych scenariuszy.

W powstaniu warszawskim nosiła pseudonim "Żaneta". Była łączniczką oddziału szturmowego III kompanii porucznika "Lewara", Zgrupowania Armii Krajowej "Krybar". 5 września opiekowała się rannymi w szpitalu polowym w gmachu przy Świętokrzyskiej. W piwnicę trafił pocisk. 24-letnia sanitariuszka Zosia została ciężko ranna. Pociski utkwiły w jej nogach, plecach i oczach. Przestała widzieć. Miała znikome szanse na przeżycie.

Do dziś jest przekonana, że wtedy, w sierpniu 1944 roku musieli chwycić za broń. - To było dla nas jasne. Byliśmy pierwszym pokoleniem wychowanym w wolnej Polsce, harcerzami. Byliśmy dumni z Polski, znaliśmy jej historię, opowieści naszych dziadków. Wiedzieliśmy, że musimy walczyć i cieszyliśmy się, że powstanie wybuchło.

ZOSTAĆ AKTORKĄ

Do dziś pamięta matkę płaczącą na kieleckim dworu kolejowym, krzyczącą: - Córko nie jedź do tej Warszawy. Nie jedź, będzie wojna. Ale ona bardzo, bardzo chciała zostać aktorką. Marzyła o tym od dziecka, choć jej pasji nie rozumieli rodzice. W domu w okolicach Karczówki było biednie. Biegała do szkoły powszechnej imienia Konarskiego na Karczówkowską i na harcerskie zbiórki, potem na rodzicach wymusiła wręcz zgodę na naukę w "Handlówce" na Kopernika. Tu zrobiła maturę, stąd pamięta koleżanki: Marysię Gajek, Zosię Rutkiewicz. Marzyła o szkole aktorskiej, musiała zarobić na naukę. Pracowała pół roku w kieleckim magistracie, potem w przy produkcji amunicji w fabryce "Granat", odkładała każdy grosz. Kiedyś ze spektaklem w Kielcach był Juliusz Osterwa. Rozdawał autografy. Gdy usłyszał, że Zosia chce iść do szkoły teatralnej obiecał pomoc. Ale ona nie chciała z niej skorzystać. W Warszawie, poszła na lekcje dykcji do profesora Marso.

30 sierpnia miała pierwszą próbę na scenie Instytutu Sztuki Teatralnej. Egzaminy miały być za kilka dni. Cieszyła się, bo w tym dniu dostała też pracę w forcie Bema, jak w Kielcach przy produkcji amunicji. Na dwa dni, bo fort został zaraz zbombardowany.

Została w Warszawie, bo już od listopada 1939 roku ruszyły tajne komplety w Instytucie Szuki Teatralnej. Za studia trzeba było płacić. - Musiałam pracować. Zostałam służącą. Rozwoziłam ciastka po Warszawie, byłam kelnerką. Na szczęście zajęcia były po południu. Dałam radę, bardzo chciałam być aktorką - mówi Zofia Książek-Bregułowa.

ZAMIAST NA SCENĘ - DO OBOZÓW

Na pierwszym roku było ich dziewięcioro. Potem zajęcia odbywały się indywidualnie. Profesorowie byli bardzo wymagający, nie stosowali taryfy ulgowej. Uczyli aktorstwa Stefan Jaracz, Jan Kreczmar, Zofia Małynicz. Egzaminy odbyły się 18 czerwca 1944 roku. Po egzaminie Władysław Zawistowski ucałował młodą aktorkę w rękę i wyraziła żal, ze po raz pierwszy dopiero oglądają na scenie, a Janusz Warnecki przyrównał ją do Ireny Eichlerówny. Doceniano jej talent. Profesor Deczyński kazał się jej pakować i wracać do Kielc przeczekać najtrudniejszy czas.

- Ja teraz uciekać, stchórzyć? Obraziła się, rozpłakała, uciekła.

Po piątym września ranną sanitariuszkę z brudną przepaską na oczach koledzy nosili na plecach przez gruzy od szpitala do szpitala. Po latach napisze o tym wiersz: Nieśli mnie na kocu/ bo już nie było noszy/ nieśli do szpitala/ przez gruzy Jasnej nocą,/ potykali się, upadali,/ o wyboje/ obijali moje plecy,/ ale mnie nieśli,/ dźwigali,/ przez rozpadliny wlekli...

Po upadku powstania Niemcy uznali ją za jeńca wojennego. Ale wraz z innymi rannymi dziewczętami nie trafiła do szpitala tylko do stalagu w Gross Libbars, a potem do Oberlangen. Niemcy zabrali polskim lekarzom wszystkie środki opatrunkowe i lekarstwa.

RESZTKA WZROKU

15 kwietnia obóz wyzwolił II Pułk Pancerny generała Maczka. Trafiła do Edynburga. Tu po kilku operacjach wykonanych przez profesora Ruszkowskiego odzyskała dwa procent wzroku w prawym oku. Rozpoczęła też naukę aktorstwa w Royal Academy of Dramatic Art. Przyjęto ją od razu na II rok studiów. W szkole zdobyła drugi dyplom aktorski. W języku angielskim. W Edynburgu poznała też Włodzimierza Bregułę, absolwenta katowickiego konserwatorium, skrzypka z wojskowej orkiestry. Oboje postanowili wrócić do Polski. Najpierw on, potem w grudniu 1947 roku - ona. W 1948 wzięli ślub.

Po przyjeździe Zofia mieszka u Aleksandra Zelwerowicza, który załatwił jej pracę w Polskim Radiu. Przygotowywała własne audycje poetyckie. Dostała doskonałe recenzje, ale w ramach oczyszczania instytucji państwowych z wrogich elementów została wyrzucona z radia.

Na szczęście dla niej Tadeusz Zarzycki został dyrektorem teatru w Opolu. Zatrudnił Zofię. Grała w " Placówce", "Moralności pani Dulskiej",, "Rewizorze". Nawet w wodewilach, choć przecież prawie nie widziała. Ale radziła sobie doskonale.

W 1951 roku mąż Włodzimierz dostał etat skrzypka w Wielkiej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia. Ona dostała etat w Teatrze Wyspiańskiego, ale tu odsuwana była już od ról, bo dyrektorzy nie chcieli kłopotu z aktorką, która nie widzi. Tylko dyrektor Mieczysław Daszewski dawał jej role w monodramach na Małej Scenie Teatru Śląskiego. Radziła sobie inaczej. - Cały Śląsk zjeździłam z koncertami żywego słowa, monodramami dla młodzieży. Współpracowałam z radiem - mówi pani Zofia.

Przez lata zawsze wspierał ją mąż. Małżeństwo to była ich wielka wspólna miłość. Aż do roku 1985, kiedy Zofia po wypadku straciła resztę wzroku. Wtedy, po roku mąż umarł odesłany z orkiestry na emeryturę. Została sama.

ZOSTAŁY WIERSZE

Nie opuściła ją jednak wiara w siebie. Wtedy zaczęła pisać. Ma na swoim koncie kilka tomów poezji. Ciepłych, pięknych, mądrych i kolorowych. Pisała je najpierw na maszynie, prosiła o przeczytanie, uczyła się ich na pamięć. Do dziś spotyka się z publicznością. Jej tomiki " W tym istnieniu drugim", "Cykada na smyczku", "Czy zdążę", "Śpiewam mój ból", " Nie płacz Antygono" zyskały bardzo dobre recenzje. Jej wiersze uczą miłości i patriotyzmu, uczą wiary w życie i drugiego człowieka.

Mówi skromnie z uśmiechem: - Bóg się ulitował, dał szansę pisania.

Na podstawie jej życiorysu powstała książka "Będziesz jedna jedyna", stała się bohaterką dokumentu Krzysztofa Miklaszewskiego i filmu telewizyjnego Magdaleny Makaruk " Poezja utkana z jej życia". Po filmie nakręconym przez Paula Meyera znów pojawili się u niej filmowcy.

Na pytanie o Kielce mówi: - Pamiętam miasto, odwiedzam je, choć z racji wieku rzadko, mam tu rodzinę.

Mama pani Zofii Książek z domu nosiła nazwisko Szrek. Właśnie Stanisław Szrek, krewny pani Zofii, w 1997 roku zorganizował spotkanie autorskie z poetką. W jej wierszach czasem pojawia się kraina dzieciństwa - Karczówka, Biesak i las na Bruszni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji