Artykuły

Festiwal lęków Europy

W Awinionie wyraźnie było widać, że nie patrzymy w przyszłość z optymizmem. Lękamy się polityki, przeszłości, przyszłości, obcych i swoich. Boimy się nawet utraty europejskiej powagi, która ochrania dostojeństwo człowieka - pisze Piotr Gruszczyński w Gazecie Wyborczej.

Dalekie wędrówki w krainę naszych lęków zaproponowały dwie rewelacyjne trylogie. Jedna zrealizowana przez Romeo Casstellucciego według "Boskiej komedii" Dantego i druga autorstwa Ivo van Hove'a, który w sześciogodzinnym widowisku medialnym zestawił trzy rzymskie tragedie Szekspira. Ale to nie był koniec strachów.

Azjatyckie demony

Niepokój może być rzeczowy i konkretny. Sidi Larbi Cherkaoui - pracujący w Antwerpii choreograf, uczeń Alaina Platela, postanowił spenetrować coś, co określa się mianem multikulti. Sam pochodzi z rodziny belgijsko-marokańskiej, ale wyprawił się aż do legendarnego klasztoru Shaolin, by sprawdzić, czy można połączyć kung-fu z wrażliwością współczesnej europejskiej choreografii. I czy europejska wrażliwość ma szansę przetrwać wobec chińskiej ekspansji, która na scenie przybiera charakter konfrontacji jednego tancerza z piętnastką niebywale sprawnych mistrzów wschodnich walk?

Spektakl przeplata ryzykowne kung-fu z miękką choreografią. Cherkaoui z boku sceny ustawia z miniaturowych skrzyń kolejne figury, które powtarzają mnisi zrośnięci ze skrzyniami wielkości trumien. Kiedy włożą czarne garnitury, przypominają turbosprawnych pracowników korporacji. Tego także się boimy, azjatyckiej wytrwałości i dynamiki. Cherkaoui stara się okiełznać temperament mnichów i zaprząc ich niezwykłe umiejętności do tańca. Ci zaś starają się uczynić go pełnoprawnym członkiem drużyny kung-fu. Mimo najlepszych chęci każdy pozostanie przy swoim. Świetną muzykę do spektaklu, wykonywaną na żywo, skomponował 27-letni Polak Szymon Brzóska.

Zagubiony tragizm

Goszczący już drugi raz na dziedzińcu Pałacu Papieży Thomas Ostermeier chciał sprawdzić, co stanie się, jeśli "Hamlet", stanowiący jeden z fundamentów europejskiej wrażliwości, ulegnie redukcji do teatralnej farsy. Zaczyna się brawurowo. Hamlet, którego twarz widzimy na ekranie stworzonym z koralików, wygłasza monolog "Być, albo nie być". Zaraz potem do grobu wykopanego na proscenium zbliża się Gertruda z długimi włosami blond, w wielkich ciemnych okularach jak hollywoodzka gwiazda. Jeden z mężczyzn trzyma ogrodowy wąż, z którego rozpyla filmowy deszcz. Grabarz szarpie się z trumną, która kilka razy przewraca się, przygniatając go. "Hamlet" jako komedia slapstickowa? Utrata poczucia tragiczności zagraża cywilizacji zachodniej, jej humanistycznemu charakterowi - oto bojaźń wciąż rebelianckiego Ostermeiera.

Skłonność do zła

Pełen lęków metafizycznych okazał się spektakl Joela Pommerat (znanego w Polsce jedynie z antologii nowych dramatów francuskich), który wyreżyserował we własnej scenografii własną sztukę "Drżę". Czarne pudełko sceny zasłania szkarłatna kotara. Diaboliczny konferansjer, łysy, ze spiczastymi uszami, zapowiada, że tego wieczoru umrze na naszych oczach. Szkarłatna kurtyna odsłania następną, uosabiającą cały glamour dawnych kin. Błyszcząca powierzchnia przybiera kolor światła: srebrny, niebieski, złoty, czerwony. Wyniszczona kobieta skarży się na brak sensu życia. Za chwilę następna osoba ciągnie maniakalny monolog o możliwości zdobycia władzy nad światem. Swobodna narracja pogrąża widzów w kafkowsko-lynchowskim delirium. To przedstawienie, które zresztą uratowało na festiwalu na ogół bardzo pretensjonalną reprezentację francuską, pokazuje realność, baśniowość, ale i horror egzystencji. Trzy nierozerwalne składniki połączone skłonnością ludzkiej natury do odkrywania zła w świecie.

Jeżeli potraktować festiwal w Awinionie jak wyrocznię w sprawach przyszłości teatru europejskiego, widać bardzo mocno, co zawładnęło wyobraźnią artystów i publiczności. Przede wszystkim - przedstawienia, które cały czas dyskutują z widzami, nie zamykają się przed ich opiniami, lękami, oporami, obawami, nadziejami, które traktują widza poważnie i po partnersku, nie proponując mu popisów, tylko rozmowę. Nie są jednak w cenie ci, którzy wychodząc na proscenium chcą wykrzyczeć lub wygadać swoje frustracje, którzy ograniczają się do złośliwego opisu sytuacji, a nie potrafią postawić pytań o to, co będzie z nami dalej. Wszyscy oczekują teatru, który odwołuje się do wyobraźni publiczności, rozgrywa się na scenie i w wyobraźni, a nie buńczucznie i, co tu dużo kryć, prostacko, odbywa się wyłącznie między zadowolonymi z siebie artystami. Na teatr bez poczucia winy stawiający siebie ponad publicznością nikt już raczej nie czeka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji