Artykuły

Zapiski Artystki

"Antygona w Nowym Jorku" w reż. Piotra Szalszy w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Marta Bizoń w "Zapiskach Artystki" w Gazecie Krakowskiej.

Kiedy wczoraj zapalałam świeczki na grobach moich dziadków, dziękowałam Bogu za szczęście jakie mam. Czegóż więcej mi wżyciu potrzeba? Mam rodzinę, dom, pracę, świadomość, że jest ktoś, kto i dla mnie kiedyś zapali świąteczną lampkę, łza zakręciła misie w oku na myśl o tych wszystkich ludziach, o których nikt nie dba za życia, a i po śmierci nikt o nich nie pamięta.

Od zawsze drzemało we mnie poczucie niesprawiedliwości ,współczucia dla innych, ale kiedy w ostatni piątek obejrzałam na scenie Teatru Ludowego spektakl "Antygona w Nowym Jorku"; obudziłasięwe mnie złość bunt i żal. Oglądałam dramat trójki bezdomnych ludzi owładniętych niemocą, nałogami i odnajdujących szczęście w szaleństwie. Zatraciłam granice pomiędzy fikcją; a rzeczywistością. Nie siedziałam na widowni, ja byłam wsamym środku tej tragicznej historii. Czułam zimno, różne zapachy i smak wypijanej mieszanki alkoholowej.

To było katharsis, a przecież oglądałam na scenieswoich kolegów, których - jak mi się wydawało przezwiele lat wspólnej pracy poznałam jak własną kieszeń. Beatka Schimscheiner, Andrzej Franczyk, Jacek Wojciechowski i Jerzy

Fedorowicz pokazali prawdziwe mistrzostwo. Zapomniałam, że są aktorami.

Widziałam natomiast Anitę, Saszę i Pchełkę, którzy próbowali mi uświadomić, że obok mojego szczęśliwego życia toczą się ludzkie dramaty, na które ja też mogę mieć wpływ.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji