Artykuły

Nigdy się nie poddawałem

- Wykonując zawód artystyczny, nie można przewidzieć, jak potoczy się życie, bo ono jest skazane na przypadek. Trzeba wsiąść w dobry pociąg, który pojedzie do właściwego celu. To nie jest łatwe. To jak totalizator sportowy - mówi aktor Marek Włodarczyk w rozmowie z Sylwią Milan z wydawanego w Londynie tygodnika Cooltura.

Sylwia Milan: Dopóki na nasz rynek nie weszli "Kryminalni", nic o panu nie wiedzieliśmy. W Polsce nie można było przeczytać o pańskich sukcesach za granicą. Marek Włodarczyk: Nikt o tym nie mówił, ale moi znajomi z branży wiedzieli, co robię. - Dla roli komisarza Zawady przyjechał pan specjalnie z Niemiec. - Tak. Mieszkałem tam przez 22 lata. - Dlaczego pan wyjechał? - Był rok 1981, sytuacja polityczna taka, a nie inna. Miałem zacząć pracę w Teatrze Narodowym w Warszawie, prawie podpisałem umowę. Mieszkanie w stolicy kosztowało 100 tysięcy, a gaża w teatrze wynosiła 5 tysięcy. To już samo za siebie mówi. Miałem przyjaciół w Berlinie. Liczyłem na to, że dorobię. Wyjechałem tylko na trzy miesiące z moją partnerką życiową, Grażyną Deląg, aktorką Teatru Narodowego. Mieliśmy wrócić na święta, ale co się stało 13-ego, wszyscy wiemy. Na początku to się nazywało: ,,trzeba przeczekać", więc jednego dnia byłem hydraulikiem, drugiego tapetowałem mieszkania. Nie miałem na ten temat pojęcia, ale z czegoś trzeba było płacić rachunki. Moja dziewczyna miała trochę więcej szczęścia i na początku to ona nas utrzymywała. Byłem pod jej opieką.

Ile pan miał lat, gdy wyjechał?

- 27.

Wyemigrować i pracować w zawodzie to wielkie osiągnięcie. Pan tego dokonał, będąc aktorem. Jak pan to zrobił?

- Przygotowanie zawodowe zdobyłem w Polsce, ale nie znałem języka niemieckiego, to była główna bariera. Posługiwałem się tylko angielskim. Musiałem więc bardzo dobrze nauczyć się języka, co zajęło kilka lat. Udało się dzięki uporowi, szczęściu i niespożytej energii, która zawsze pchała mnie do przodu. O moim życiu często decydował także przypadek.

Nie ma przypadków, są tylko znaki.

- Więc to był dobry znak, że przypadkiem poznałem dyrektora teatru w Berlinie. Grałem tam do 1991 roku. W międzyczasie przez 4 lata byłem w teatrze w Hamburgu. Mam na koncie około 100 niemieckich produkcji filmowych.

Co ciekawe, w tych filmach dwa razy grał pan Niemców.

- Tak i nikt nie zwrócił na to uwagi...

Gdyby nie "Kryminalni", wróciłby pan?

- Pewnie nie.

Wykładał pan w szkole teatralnej w Salzburgu i w Berlinie.

-Tak, obserwowałem kariery młodych ludzi, ich zachowanie i przypominałem sobie swoje marzenia z tego okresu. Kiedy jest się młodym, jest dużo energii, wszystko wydaje się takie kolorowe i otwarte. Później rzeczywistość okazuje się trochę inna. Bardzo różna zresztą. Wykonując zawód artystyczny, nie można przewidzieć, jak potoczy się życie, bo ono jest skazane na przypadek. Trzeba wsiąść w dobry pociąg, który pojedzie do właściwego celu. To nie jest łatwe. To jak totalizator sportowy.

Ten pociąg może w ogóle nie pojechać.

- Może. I można tak stać na peronie bez końca.

W jaki sposób zatrzymał pan własną ciuchcię?

- Jeśli chodzi o mnie, to była żelazna konsekwencja w tym, co robiłem. Nigdy się nie poddawałem. W Niemczech były jakieś przerwy. Myślałem o tym, co mógłbym robić zamiast swojego zawodu, ale niewiele miałem alternatyw. Wówczas życie wyglądało inaczej, inaczej też wygląda Polska. W latach 80-tych, kiedy wyjeżdżałem, istniała olbrzymia przepaść między Wschodem a Zachodem. W tej chwili już jej nie ma, nie w takiej mierze. Warszawa, Paryż, Berlin, Londyn, te różnice się zatarły.

Kiedy zaczął pan myśleć poważniej o przyjeździe do Polski?

- Gdzieś w połowie lat 90-tych pojawiło się zainteresowanie. Najpierw zacząłem zaglądać na festiwale filmów do Gdyni. Spotykałem się z moimi przyjaciółmi. Nawiązałem kontakty. Dostawałem jakieś propozycje, ale albo kolidowały z moimi planami, albo nie były na tyle duże, by rzucić dla nich wszystko.

Nie chciał pan wracać w latach 80-tych, kiedy jeszcze pracował fizycznie?

- Sytuacja po stanie wojennym rozluźniła się dopiero po 6 latach. Wtedy byłem już ustawiony w swoim zawodzie, bo w 1984 roku zagrałem po raz pierwszy na deskach teatru w Berlinie. I nie zszedłem z nich przez 9 lat. Wystąpiłem w ,,Tramwaju zwanym pożądaniem" w teatrze w Hamburgu. Od tego momentu moja kariera przyspieszyła.

Przez wiele lat żył pan na walizkach. Na ile wynikało to z potrzeby, a na ile z pańskiego charakteru?

- Domów miałem parę, mieszkań też. Zawsze, gdy budowałem swoją egzystencję, myślałem, że jest do końca życia. Mijały dwa, trzy lata i coś się zmieniało. Coś zaczynałem od początku, coś kontynuowałem. Jest takie powiedzenie, że kto raz walizki spakuje, to ich nie rozpakuje do końca życia. Miałem taki okres, kiedy robiłem tournée po kraju ze sztuką teatralną. Zagrałem jakieś 140 przedstawień, w różnych miastach, codziennie inny hotel, inna publiczność, inny teatr. To już takie bardzo ekstremalne, ale obrazowało moje życie. Był taki okres, kiedy przez parę lat, nie byłem w jednym miejscu dłużej, niż cztery dni.

Co było wtedy dla pana punktem odniesienia? Praca, kobieta?

- Z reguły była to kobieta, która mieszkała w jakimś miejscu i do niej zawsze wracałem.

Jak się dziś ma kino niemieckie?

- Kino niemieckie należy do jednego z najlepszych. Reżyserzy odnoszą sukcesy w Hollywood. Jeżeli chodzi o rynek pracy, to od roku 2001 boom przy produkcjach telewizyjnych trochę słabnie. Ale nadal jest na dobrym poziomie europejskim.

Czy są różnice w pracy na planie niemieckim i polskim?

- Nie. Różnica jest tylko taka, że tam mają więcej pieniędzy.

***

Komisarz Adam Zawada w bijącym rekordy popularności serialu "Kryminalni" (TVN). Do Polski przyjechał po ponad 20 latach emigracji w Niemczech. Wyjechał na 3 miesiące, ale wybuch stanu wojennego uniemożliwił mu powrót. Na początku pracował fizycznie, później grał w filmach. Wystąpił w około 100 niemieckich produkcjach. Odnosił sukcesy w teatrach w Hamburgu, Berlinie i Monachium. Pracował jako wykładowca na uniwersytecie w Berlinie i Strasburgu. Jeszcze przed wyjazdem zagrał w takich polskich produkcjach jak: "Sowizdrzał świętokrzyski", "Wesela nie będzie", "Karabiny".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji