Artykuły

Bielszczanin przez przypadek

Artur Pałyga twierdzi, że dopiero teatr przyniósł mu prawdziwe poczucie spełnienia, choć jest dopiero u progu swej dramatopisarskiej przygody. Pragnie również udowodnić, że Bielsko-Biała może być dla artysty źródłem twórczego natchnienia. O bielskim artyście pisze Monika Biba w Kronice Beskidzkiej.

Artur Pałyga to "młody dramaturg, wschodząca gwiazda na firmamencie bielskiej kultury słowa" - wieści na swej internetowej stronie Teatr Polski. Przedstawienie "Żyd" według tekstu bielskiego artysty zdobyło niedawno główną nagrodę III Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni. O Pałydze i jego dramacie zrobiło się głośno. Wspominano pierwszy sukces artysty, debiutancką sztukę pt. "Testament Teodora Sixta", która dwa lata temu przyniosła mu pierwsze miejsce w zorganizowanym przez Teatr Polski konkursie na sztukę o Bielsku.

ŹRÓDŁO NATCHNIENIA

"Wschodząca gwiazda" ma na koncie niemały dorobek dziennikarski, książkę, a także napisał sporo wierszy. Twierdzi jednak, że dopiero teatr przyniósł mu prawdziwe poczucie spełnienia, choć jest dopiero u progu swej dramatopisarskiej przygody. Pragnie również udowodnić, że Bielsko-Biała może być dla artysty źródłem twórczego natchnienia.

Nie jest rodowitym bielszczaninem. Przypadek chciał, że jego rodzice znaleźli się w Bielsku. Dziadek pochodził spod Sokala na Ukrainie, babcia spod Żytomierza. Po wojnie osiedlili się w Hrubieszowie, gdzie urodził się jego ojciec, a później również i on. Ojciec grał w orkiestrze wojskowej, którą przeniesiono do Bielska-Białej, osiadł tutaj razem z żoną i ośmioletnim wówczas Arturem. - Prawie całe moje świadome życie spędziłem w Bielsku. Nigdy nie czułem się tutaj obco. Przyjezdni stanowili znaczną część klasy, do której chodziłem. Zawsze miałem wrażenie, że to miasto jest przyjazne ludziom z zewnątrz - Pałyga uważa, że wiele z tego, co Bielsko-Biała ma do zaoferowania, pozostaje wciąż nieodkryte. - Zaklęte w tych murach są fascynujące historie. One czekają na to, aby ktoś je wreszcie opowiedział. Ludzie powinni znać historię miasta, w którym mieszkają. Tożsamość jest warunkiem szczęścia.

Będąc uczniem uczęszczał do szkółki literackiej, prowadzonej w klubie Best na Złotych Łanach. Kilkakrotnie próbował swych sił w organizowanym przez Best konkursie literackim "Lipa". - Wówczas zajmowałem się głównie prozą, pisałem opowiadania. Ale też wtedy powstał mój pierwszy dramacik, groteskowa "Apokalipsa według świętego Lula". Okazało się, że była to zapowiedź tego, co przyszło później - mówi. Pałyga z teatrem miał zawsze dużo do czynienia. Będąc w liceum zapisał się do teatru Klatka przy klubie "Best". Wraz z grupą jeździli na przeglądy teatrów amatorskich. Później jego zainteresowania przechyliły się w kierunku dziennikarstwa.

WOLNY STRZELEC

Jeszcze jako licealista pisywał do "Informatora Kulturalnego". Później publikował w bielskim oddziale "Czasu Krakowskiego", "Dzienniku Beskidzkim", miał też swój epizod w radiu "Delta". Przez pięć lat pracował w "Trybunie Śląskiej", a po jej likwidacji współpracował z redakcją "Kroniki Beskidzkiej". W "Rzeczpospolitej" zaczął przygodę z dziennikarstwem śledczym. - To było pasjonujące, ale trudne zajęcie. Zaczęło mi doskwierać poczucie wyczerpania. W międzyczasie publikowałem też w "Tygodniku Powszechnym". Nie byłem etatowym dziennikarzem, lecz tak zwanym wolnym strzelcem. Etat daje bezpieczeństwo, stabilność finansową. Dobrze jest być niezależnym, ale nigdy nie wiadomo, ile zarobi się w kolejnym miesiącu. Teraz stabilność daje mi etat w Akademii Techniczno-Humanistycznej, gdzie między innymi tworzę gazetę uczelnianą. Okazało się jednak, że to teatr daje mi więcej radości niż dziennikarstwo - mówi Pałyga. Przygoda Artura Pałygi z teatrem zaczęła się na poważnie podczas trzeciego roku jego studiów doktoranckich. Pracował wówczas nad zbiorem reportaży z Białorusi "Kołchoz imienia Adama Mickiewicza". Wydanie tej pracy przerwało karierę naukową bielszczanina. Doktoratu nie zrobił. Pod koniec 2005 roku Teatr Polski ogłosił konkurs na sztukę o Bielsku-Bialej.

MIASTO INTRYGUJE

- Pomyślałem, że to miasto niepokoi i intryguje mnie na tyle, iż powinienem spróbować. Napisana przez niego sztuka nawiązywała do postaci XIX-wiecznego przemysłowca i filantropa Theodora Sixta - wspomina. Mówi się, iż Pałyga odkrył na nowo jego historię. - Zbierając materiały do "Sixta"spotkałem się wielokrotnie ze stwierdzeniem, iż Bielsko to nijakie miasto. A skoro mieszka się w nijakim mieście, wiedzie się też nijakie życie. Trzeba więc przypomnieć legendy tego miasta. Obserwuję jednak, że młodzi ludzie, z którymi mam kontakt choćby na ATH, nie uważają już Bielska-Białej za miejsce bez perspektyw. Dla mojego pokolenia oczywistym było, że po maturze obiera się kierunek Kraków, Wrocław, Warszawa. A potem już się nie wraca. Ci, którzy tutaj zostali, zostali przez przypadek. Tak było właśnie ze mną - zakochałem się w bielszczance, najpierw ona znalazła tutaj zatrudnienie, później i ja. Zapuściliśmy korzenie. Cieszy mnie to, że w Bielsku-Białej na powrót budzi się energia dzięki młodym. Że widzą w tym mieście alternatywę, zaczynają tutaj działać. Nie można tego ignorować. Młodzi muszą mieć poczucie, że są u siebie, i że mogą mieć wpływ na nasze otoczenie.

"ŻYD"

Po udanym debiucie w teatrze Pałyga zaczął jeszcze bardziej interesować się historią Bielska-Białej. W czytelni Książnicy Beskidzkiej natknął się na postać słynnego rabina Aarona Halberstama, który przez prawie pół wieku mieszkał w Bielsku- Białej. W tym samym czasie przeprowadzał wywiady na potrzeby Muzeum KL Auschwitz z byłymi więźniami obozu. Okazało się, że niektóre historie są mocno związane z Bielskiem. Podczas wojny działała tutaj pralnia, gdzie zwożono pasiaki więźniów i bieliznę esesmanów.

Po warsztatach teatralnych zorganizowanych przez Tadeusza Słobodzianka i jego Laboratorium Dramatu, w których Pałyga wziął udział, powstała sztuka "Żyd" [na zdjęciu]. Spektakl od początku wzbudzał kontrowersje. Niektórzy zarzucali autorowi zbyt ostre potraktowanie ukazanych w "Żydzie" Polaków. W opowieści o nauczycielach z miasteczka, do którego przybywa dawny rodak, a obecnie ceniony izraelski pisarz, Pałyga ukazuje różne oblicza polskiego antysemityzmu.

Ujawnia też, jak mocno jest on zakorzeniony w naszej kulturze. Nauczyciele przedstawieni w sztuce, prezentują konglomerat polskich wad. Prostactwo i ignorancja godzi w wizerunek elity, którą powinni stanowić. - Postaci w założeniu

miały być stereotypowe, ale w pewnym momencie następuje przełom, olśnienie, zaczynają wątpić. Wuefista-prostak nagle staje się oskarżycielem, radykalnie zmienia zdanie. Chciałem w ten sposób dowieść, że ludzie potrzebują konkretnego bodźca, by zmienić sposób myślenia. Choć długo trwają przy skostniałych poglądach, mogą je zweryfikować, gdy pojawi się impuls. Sztuka "Zyd" miała być właśnie takim bodźcem - mówi Pałyga. Zaznacza, że częścią spektaklu stały się dyskusje prowadzone przez publiczność po jego obejrzeniu. - One są niczym kolejny akt. Jedni są oburzeni, inni oburzają się, bo ktoś się oburza. Nie chcę, aby widzowie wychodzili z teatru z poczuciem moralnego obowiązku zastanowienia się nad sobą. Ale powinni mieć świadomość, że to też jest nasz problem. Choć przedstawiona w "Żydzie" historia nie miała miejsca w Bielsku-Białej, tutaj również znajdują się puste miejsca po ludziach wyznania mojżeszowego - kamienice, domy, cmentarz - mówi.

SZCZĘŚCIE W PLANACH

Mimo osiągniętego sukcesu Artur Pałyga wciąż czuje twórczy niedosyt. Zakłada, że to dopiero początek jego kariery dramatopisarza. Nie chce za sprawą "Żyda" zostać zaszufladkowany w teatr zaangażowany. - Chciałbym teraz zrobić coś innego, mam w planach napisać sztukę o szczęściu. Komedio-tragedię o tym, czym dziś jest szczęście. Wspólnie z Robertem Talarczykiem chcielibyśmy też stworzyć spektakl o naszym pokoleniu, przeżywającym młodość w latach osiemdziesiątych i sprawach, które nas kształtowały. Znajdzie się w niej miejsce na politykę, kontrkulturę i punk rock. Chcemy zadać sobie pytanie, na ile te czasy stanowią dla nas zamkniętą przeszłość, a co z nich jest żywe do dzisiaj - mówi Pałyga. - Robert Talarczyk na naszą następną realizację zadeklarował przeznaczyć połowę nagrody za spektakl "Żyd", około 15 tysięcy złotych.

Pałyga pytany, czy czuje się już gwiazdą, zdecydowanie zaprzecza. - Fajnie, gdy spotykam kogoś, kto o mnie słyszał. Ale żadną gwiazdą się nie czuję. Moje plany są jak najbardziej prozaiczne: kupić większe mieszkanie, lepiej organizować czas, dobrze wychować syna. Nie mam ambicji, aby pojechać na przykład do Warszawy i robić tam błyskotliwą karierę, ale też nie zamierzam być artystą jedynie lokalnym, bo to ogranicza. A ja chcę się rozwijać, bo wciąż czuję się adeptem dramatopisarstwa. To w nim chcę się spełniać. Mam poczucie, że wreszcie trafiłem na właściwe tory i robię to, co robić powinienem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji