Artykuły

Nasze "Krzesła"

"Krzesła" w reż. Wojciecha Markiewicza w Teatrze im. Solskiego w Tarnowie obejrzał Mirosław Poświatowski.

Pięćdziesiąt lat teatru, pięćdziesiąt z górą lat pracy scenicznej Lidii Holik - Gubernat i trzydzieści lat Mariusza Szaforza. Na ten jubileusz Teatr im. L. Solskiego podarował widzom, usadzonym w nowych fotelach, "Krzesła" Eugene lonesco. Danie okazało się kunsztowne i smakowite.

Eugene lonesco urodził się niemal sto lat temu w Rumunii; od 1938 roku tworzył w Paryżu, kierując swe zainteresowania ku "teatrowi absurdu". Jego zdaniem "komizm bliższy jest rozpaczliwej absurdalności świata niż tragizm". Tematem powstałej w 1957 roku tragifarsy stała się "nieobecność ludzi, nieobecność Boga, nierealność świata, pustka metafizyczna, czyli nic". Owa zapełniana pustką pustka okazała się szczególnie aktualna dzisiaj.

Dla mnie "Krzesła", to jednak przede wszystkim dramat o niemożności porozumienia się ze światem, z innymi ludźmi; to chęć zaznaczenia swej obecności, podkreślenia własnej wartości, skazana na niepowodzenie próba wyróżnienia się pośród oceanu ludzkiej jednakowości. Także dramat ludzi starych, wspominających przeszłość, mielących pragnienia niespełnione, pragnących przekazać sumę własnych doświadczeń następnym pokoleniom. Te próby są w "Krzesłach" z góry skazane na porażkę. Nie pojawia się dialog, nawet monolog rozbija się o martwą przestrzeń krzeseł, a wyczekiwane orędzie nie wybrzmiewa. Jest tylko złotem wyszywana totalna pustka, wśród której bohaterowie (a może i widzowie) wiją się pośród złudzeń. Komizm sytuacji i dialogów podkreśla tylko tragizm takiej samotności. Samotność to trudny i -jak przemijanie - rzadko dziś dotykany temat. Tym silniej zatem przemówił, dzięki wspaniałym kreacjom Lidii Holik - Gubernat i Mariusza Szaforza. Można wręcz stwierdzić, że całość jakby na ich miarę została skrojona, a potem zagrana brawurowo i na najwyższym poziomie. Te aktorskie kreacje wypełniły sobą scenę całą, prawdę czyniąc i "życie dając postaciom urojonym, a przez to nieśmiertelnym".

Obszarem, w którym rozgrywa się spektakl jestcały teatr bez mała; od "dużej sceny", przez garderoby, aż po "małą scenę" - przestrzennie przearanżowaną. Owa zmiana organizacji przestrzeni sprawia, iż "Krzesła" dzieją się pośród nas. To my stajemy się na poły "wielkimi nieobecnymi" gośćmi Starego i Starej. Ale pierwej jeszcze wybrzmiewa prolog - dyskurs, czy zaiste szaleństwem jest aktorstwo, "pozory prawdzie dające"; czy to może dramaturgów dobrych i autorów brak? "Jesteśmy postaciami interesującymi, chcemy żyć, chociaż przez chwile w Was" - woła z widowni Widz. Jest też i jeszcze jedna, niełatwa i przewrotna myśl: "Mówiąc, odnajdujemy samych siebie w słowach". Ale może, nadając rzeczom nazwy, sensu bynajmniej im nie przydajemy, coś tylko tracąc? Jednak w "Krzesłach" słowo staje się ciałem i rzeczywistości zwierciadłem - gdyby nie kreacje Lidii Holik Gubernat i Mariusza Szaforza, byłoby tylko opisem...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji