Artykuły

Częstochowa. Przegląd teatrów szkół średnich

Aktorami w przeglądzie zespołów szkół średnich są 30- a nawet 50-latek. Tak jak późno zaczęli naukę, tak dopiero w tym wieku odkryli w sobie powołanie do występów na scenie. Po dyplom tegorocznego VIII Przeglądu Zespołów Teatralnych Szkół Średnich na scenę Teatru im. Mickiewicza wyszedł zespół z Centrum Kształcenia Ustawicznego. Obok nastolatki stanęli mężczyźni w sile wieku.

Po nagrody i wyróżnienia przeglądu zgłosili się już szósty raz. W zeszłym roku zwyciężyli ze spektaklem "Barwy marzeń" w oparciu o "Czwartą siostrę" Janusza Głowackiego. Mają też w dorobku nagrodę trzecią. Teraz jurorzy wyróżnili przedstawienie "Pół żartem, pół serio".

- To przegląd teatrów szkół średnich, a taką przecież jest CKU - mówi Ewa Oleś, kierowniczka literacka Teatru im. Mickiewicza i organizatorka przeglądu. - To, że na scenie pojawiają się dorośli uczniowie, wcale nie znaczy, że mają łatwiej. Wręcz przeciwnie: osobie dorosłej jest znacznie trudniej przełamać się, żeby stanąć przez publicznością. Na dodatek młodzieżową.

Profesorce się nie odmawia

50-letni aktor (rocznik 1954) to Zbigniew Jadczak. Twierdzi, że wychodzenie na scenę nie boli. Choć teatru nigdy nie nosił w sobie. Jego obecność w "Pół żartem, pół serio" to przypadek albo siła sprawcza Henryki Radziejowskiej, polonistki i reżyserki spektakli. Rok temu, gdy był w I klasie liceum, profesorka zapytała go, czy nie chciałby występować.

- Taki mam zwyczaj, że pierwszoroczniakom od razu każę przygotować czytanie lub deklamację tekstu - tłumaczy polonistka. - Słucham: czy głos brzmi dobrze, jaka jest dykcja i interpretacja. Zbyszek zaistniał od razu, więc namawiałam go, by przyłączył się do zespołu.

- Profesorce się nie odmawia - śmieje się aktor - i to w pierwszej klasie. A tak serio, pomyślałem, że teatr jest szansą na poszerzenie horyzontów wiedzy. Bo do szkoły też przyszedłem po prostu z głodu nauki. Mam swoje lata, jestem - jakby to powiedzieć - finansowo niezależny, więc do celów zawodowych matura mi na nic. Potrzebna jest - tak jak teraz teatr - mnie samemu, żebym mógł się rozwijać.

Praca, która często boli

Mówią, że to nieważne, czy dostali nagrodę czy wyróżnienie. Bo ten zespół, to nie jest tylko granie sztuk - to już sposób na życie, krąg przyjaciół.

- Już od czterech lat jestem absolwentem - opowiada 29-letni Janek Łabędzki - ale dzięki Henryce Radziejowskiej mam pasję na resztę życia. W tym roku rozkręcałem swoją firmę budowlaną, więc nie mogłem angażować się tak, jak bym chciał. Ale wystąpiłem i mam nadzieję, że nie sprawiłem zawodu.

Janek jest jedną z gwiazd tego teatru. Gra w nim od początku, czyli od 2002 roku. W 2004 roku za rolę w "Opowieściach Skrzata" - odważnym erotycznie montażu bajek dla dorosłych - dostał nagrodę aktorską. Przyznaje: jest z łapanki. Ale po dwóch latach współpracy nie był już w stanie zrezygnować ze sceny. Choć dla niego wyjście przed publiczność wymagało walki z samym sobą. Dziś jednak odczytuje to jako wartość: nauczył się zmagać z przeciwnościami, tremą, otworzył się na ludzi.

- Nie ma co ukrywać, że CKU jest szkołą dla ludzi, którzy mają pod górę. Kiedy dostałem tę nagrodę, pomyślałem: na coś się jednak nadaję. Choć równocześnie współczułem profesjonalnym aktorom. Przepraszam za porównanie, ale z aktorem jest jak z kurwą, tyle że aktor sprzedaje i ciało, i duszę. To praca, która często boli - mówi Łabędzki.

Teatr zagubionych w życiu

Janek Łabędzki wspomina, jak grał śledczego w "Przesłuchaniu" według Ryszarda Bugajskiego. Człowieka bestię. Mówi, że na szczęście nauczył się już dystansu wobec postaci. Ale w "Przesłuchaniu" znalazł się w szczególnej sytuacji psychicznej - dwa dni przed premierą zginął tragicznie kuzyn Klaudyny Stępniewicz, która grała główną bohaterkę - przez niego przesłuchiwaną. Współczuł jej, ale musiał grać jej kata.

- Próby odbywały się za takim przepierzeniem przy szkolnym korytarzu - śmieje się Radziejowska. - Krzyki przesłuchiwanej dziewczyny spowodowały, że jedna z nauczycielek wpadła na próbę, chcąc wzywać policję. Warto może dodać, że odtwórczyni dostała nagrodę aktorską na przeglądzie.

Nauczycielka i reżyserka podkreśla, że zaprasza do swojego teatru wszystkich uczniów. Zdarzają się więc osoby z niedorozwojem umysłowym i słabościami fizycznymi. Uczniowie CKU to ludzie z problemami alkoholowymi, podopieczni MONAR-u albo zwyczajnie zagubieni w życiu. Praca z nimi to nie tylko zabawa w teatr. To odbudowywanie umiejętności kontaktowania się z drugim człowiekiem. A w efekcie "Pół żartem, pół serio" to grupa serdecznych przyjaciół.

- Pamiętamy o sobie, pamiętamy o tych, którzy już poszli w świat. - mówi Radziejowska - Wiemy, gdzie studiują, jaką pracę dostają. Klaudyna grała w zeszłym roku w "Barwach marzeń" dziewczynę, która zaszła w ciążę z nic wartym synem jakiegoś notabla. Kończyła spektakl, ogłaszając, że będzie miała dziecko. Wkrótce wyszła za mąż, już urodziła dziecko. Mamy bardzo ciepłe relacje, mówi do mnie mamo i życzenia z okazji Dnia Matki składa mi prędzej niż moja rodzona córka.

Robią grilla i gadają do rana

Po ogłoszeniu werdyktu zespół z żonami, mężami czy narzeczonymi pojechał do Zawad na nocne świętowanie. Przy domkach kempingowych robią wspólnego grilla i gadają do rana. Nagroda lub jej brak - bez znaczenia. Choć 1500 zł odebrane w zeszłym roku z pierwszą nagrodą przeglądu robiło wrażenie. Tym bardziej że - mimo wieloletnich sukcesów - miejski wydział edukacji nie dał ani razu grantu na prowadzenie teatru w CKU. Radziejowska prowadzi zajęcia czysto społecznie, tyle że dyrektor szkoły docenia jej wysiłki i osiągnięcia. Specyfika szkoły - to, że uczniowie pracują, mają zajęcia w różnych godzinach, niektórzy są już absolwentami - powoduje, że z niektórymi osobami trzeba pracować osobno. Robert Dorosławski, dyrektor Teatru im. Mickiewicza, nie chciał wierzyć przy którymś przeglądowym spektaklu, że było ledwie kilka zbiorowych prób.

- Miałam okazję mówić o naszej działalności na międzynarodowej konferencji "Edukacja dorosłych wobec zjawiska marginalizacji" zorganizowanej pod auspicjami PAN-u w 2006 roku - dodaje nauczycielka. - Moje wystąpienie wzbudziło dyskusję uczestników doceniających wyjątkowość tego teatru. Jedynego w CKU w całej Polsce.

Na początku był Gombrowicz

Zaczęło się w 2002 roku. Henryka Radziejowska, polonistka w Centrum Kształcenia Ustawicznego nr 1 w Częstochowie przygotowała ze swoimi uczniami "Ferdydurke" według Witolda Gombrowicza. To było na pożegnanie maturzystów. Praca nad spektaklem i efekty tak się młodzieży spodobały, że w następnym roku sami chcieli bawić się w teatr. A okoliczności sprzyjały: po połączeniu dwóch CKU siedzibą nowej szkoły stały się budynki przy ul. Legionów. Z prawdziwą aulą, która mogła służyć i do prób, i do występów. W 2003 roku zespół po raz pierwszy stanął do przeglądu w Teatrze im. Mickiewicza. W 2004 i 2005 roku uzyskał wyróżnienie, a indywidualną nagrodę aktorską za rolę w "Opowieściach skrzata" w 2004 roku odebrał Jan Łabędzki. Dwa lata temu teatr zdobył III nagrodę za "Pacaneum Młodej Lekarki - czyli zgon polskiej służby zdrowia" na podstawie radiowego "Z pamiętnika młodej lekarki" i wreszcie w zeszłym roku został zwycięzcą przeglądu z "Barwami marzeń" według "Czwartej siostry" Janusza Głowackiego. "Za próbę podjęcia trudnego tematu, a także szczerość i autentyczność wypowiedzi o swoich problemach, emocjach i odczuciach" - napisali w uzasadnieniu jurorzy. Indywidualną nagrodę dostała też Klaudyna Stępniewicz. W 2007 roku Henryka Radziejowska dostała Oscara - od dyrektora swojej szkoły.

W pracy z teatrem "Pół żartem, pół serio" Radziejowska znajdowała sojuszników w szkole i poza nią. Konsultacjami służyli aktorzy: Teresa Dzielska i Antoni Rot, nad scenami pantomimicznymi pracował Włodzimierz Kuca, a Centrum Kształcenia Praktycznego pomagało w przygotowaniu scenografii, kostiumów i rekwizytów do przedstawień.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji