Artykuły

Siostry i siostrzyczki

"Siostrzyczki biorą wszystko" w reż. Ewy Marcinkówny w Teatrze Bagatela w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Spektakl dobry na upały - niedługi, niezbyt zaskakujący, niezbyt angażujący, ale i niezbyt nużący. Jednym oczkiem strzyżący w stronę farsy, drugim - powagi.

Trzy siostry zjeżdżają się do domu na pogrzeb matki i odczytanie testamentu. Matka, kobieta biznesu, podzieliła między córki spory majątek, pod warunkiem że któraś z nich zaopiekuje się Milą, najstarszą siostrą. Problem w tym, że Mila jest niedorozwinięta, a siostry mają tylko dobę na podjęcie decyzji. Jeżeli żadna się nie zdecyduje, cały majątek przejmą siostrzyczki z pobliskiego klasztoru. I to one zaopiekują się Milą, której matka zapisała polisę na pół miliona.

Jest więc o co walczyć - siostry wciąż podliczają wartość spadku: samochodów, obrazów, mebli, domu, udziałów w firmie produkującej siatki do szynek. Przeliczają na mieszkania, które chcą kupić. Sumy fruwają w powietrzu, podtrzymując zainteresowanie widzów. Rosną i maleją, bo - jak wiadomo - coś jest warte tyle, ile ktoś zechce zapłacić. Pieniądze spadkowe zyskują przez ten prosty zabieg konkretność - wiadomo, o co się walczy. Drugim celnym zabiegiem jest ciągła obecność na scenie Mili (Anna Rokita), niezdarnej, trudnej do opanowania, kłopotliwej. Widać, że zaopiekowanie się Milą naprawdę wymaga wyrzeczenia - co powstrzymuje nasze łatwe oburzenie (jak można nie zająć się chorą siostrą!).

Punkt wyjścia ciekawy, jednak autorka nie bardzo potrafiła rozegrać to, co sobie wymyśliła, a i reżyserka niezbyt pomogła. Panie usiłują zepchnąć na siebie odpowiedzialność za Milę, zawiązują chwilowe koalicje - gdy tylko jedna z nich wyjdzie do kuchni, dwie pozostałe knują, jakby tu namówić ją do poświęcenia. Trochę tu farsy (regularność zawiązywania tytułowych koalicji, wizyta zacierającego rączki prowincjonalnego biznesmena, wspólnika matki, który usiłuje tanio kupić udziały w firmie), trochę łzawej powagi (panie zwierzają się ze swego nieudanego życia). Gdyby zrobić to ostrzej, bardziej wyraziście, może spektakl byłby lepszy. Zwłaszcza że aktorki z wyraźną przyjemnością dobierają się do swoich bohaterek - Katarzyna Litwin (Ada) to radośnie egoistyczna kretynka, Ewa Mitoń (Krysia) - solidna nauczycielka, nieoczekiwanie odkrywająca w sobie umiejętności negocjacji (to od niej biznesmen usiłuje wydobyć udziały), Alicja Kamińska (Ewa) - egzaltowana niespełniona artystka, podstarzała baletnica.

Autorka postanowiła jednak szybko zakończyć sztukę (a może to sprawa reżyserki?) - panie upijają się podejrzanie szybko, równie szybko i pobieżnie odbywają pijackie docinki i nocne chwile prawdy, po czym rzecz się kończy w sposób, niestety, łatwy do przewidzenia, ale rozegrany dość zdawkowo. Zakończenie ma być niespodzianką, więc go nie zdradzę. Może ktoś się nie domyśli.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji