Artykuły

Polk po raz pierwszy

- Wybierając utwory chciałem zastosowałem klucz mojego samopoczucia, czyli wszystko jest praktycznie o miłości. Bo ja - co nie jest zbyt popularne w Polsce - jestem człowiekiem szczęśliwym i chciałbym, żeby ten stan mojego szczęścia i zakochania emanował z płyty - mówi warszawski aktor PIOTR POLK.

Jedną z niewielu korzyści płynących z programu "Jak Oni Śpiewają" jest to, że ukazał się krążek "Polk In Love". To w trakcie udziału w show Piotr Polk dostał propozycję wydania płyty. Nagrał więc to, czego sam słuchać lubi. Zestaw znakomitych, swingujących standardów, które odwołują się do tradycji Franka Sinatry czy Deana Martina.

Z Piotrem Polkiem rozmawia Wojciech Krzyżaniak

Dlaczego na płycie jest tylko 10 kawałków?

- Po pierwsze mam zasadę, żeby się nie narzucać. I zawsze wolę wyjść wcześniej, kiedy ludzie jeszcze proszą, żebym został, niż czekać, aż będą mieli mnie dosyć. A po drugie, utworów, które chciałbym zaśpiewać jest tak wiele, że jakąś liczbą musiałem się zamknąć. Niech więc będzie dziesięć.

Kiedy rozmawialiśmy przed rozpoczęciem programu "Jak oni śpiewają", w którym nagrodą było nagranie płyty, mówił Pan, że nie ma na nią koncepcji. W którym momencie się pojawiła?

- Propozycja nagrania płyty trafiła do mnie grubo przed finałem, po ósmym czy dziewiątym odcinku. Na początku traktowałem to trochę jak żart. Ale potem propozycji było coraz więcej. I jak stawałem do finałowego odcinka, miałem już trzy wytwórnie, które oferowały mi kontrakt. I nie jest to kokieteria, ale było to dla mnie niepojęte. Pomyślałem sobie, przecież niektórzy, świetni artyści noszą demo stukają do różnych wytwórni, a ja dostaję takie propozycje.

A te propozycje wiązały się z konkretnymi pomysłami jak pana "sprzedać"?

- Najciekawsze jest to, że nikt nie pchał mnie na żaden tor i nie wsadzał do szafy z obcymi ubraniami. Powiem więcej, wytwórnia, którą wybrałem w żaden sposób mnie nie kontrolowała na żadnym etapie pracy. Powiedziałem, że jako, że jest to moja pierwsza i pewnie ostatnia płyta, to chciałbym na niej zawrzeć to, czego sam lubię słuchać. Wybierając utwory chciałem zastosowałem klucz mojego samopoczucia, czyli wszystko jest praktycznie o miłości. Bo ja - co nie jest zbyt popularne w Polsce - jestem człowiekiem szczęśliwym i chciałbym, żeby ten stan mojego szczęścia i zakochania emanował z płyty.

Dziś mało kto decyduje się na nagranie z pełnym big bandem. Pan tak zrobił.

- Ja wiem, że dzisiaj komputer może zrobić wszystko. Nawet ze ślimaka, który wydaje jakieś tam prawie niesłyszalne dźwięki można wyciąć próbkę i zrobić z tego muzykę. A tu wszystkie instrumenty są żywe. Małe niedociągnięcia, niedoróbki wynikające z ludzkiej ułomności, dodają według mnie tylko uroku takim płytom. Zresztą te potknięcia czy pomyłki były również moim udziałem. I dobrze, bo to dodaje autentyczności.

I brzmi trochę tak, jak nagranie z koncertu.

W każdym razie daje trochę takie złudzenie. Tu i ówdzie się pomyliłem, w innym miejscu się roześmiałem. Ale to wszystko jest autentyczne. I wynikało również z klimatu, w jakim płyta powstawała.

Jakiej krytyki się pan boi?

- Na pewno będę zderzany z oryginałem [Frankiem Sinatrą] i zawsze będę te porównania przegrywał. Ale trudno mówić, że się tego boję. Znam swoją wartość i mam już pewien dystans do krytyki, ale zawsze bolą takie stwierdzenia, "po co on się bierze za śpiewanie, przecież głosu nie ma wcale", czyli takie rzeczy, które nie dotyczą samej płyty, tylko wynikają z jakiejś zawiści. Takie przywalanie się po prostu. Oczywiście wiem, że nie mam głosu jak Wiesław Ochman czy...

Doda...

O, nie mam wielu rzeczy, które ma Doda. Głosu też.

Na początku powiedział pan, że jest to pana jedyny album. Naprawdę jest pan przekonany, że nie chce więcej nagrywać?

- Nie, oczywiście byłbym ostatnim kretynem, gdybym tak stanowczo powiedział, że na pewno, że już nigdy. Wielu się na takich słowach przejechało i potem musieli odkręcać. Natomiast na tym etapie nie będę niczego planował, zastanawiał się nad następnymi rzeczami.

Wygląda na to, że przy pracy nad płytą świetnie się bawiliście.

- Oj tak. Atmosfera była naprawdę bardzo dobra. Jak to wśród przyjaciół. I sporo z tej zabawy gdzieś jeszcze można by znaleźć. Zwłaszcza z próbnych nagrań, kiedy dośpiewuję sobie różne rzeczy. Czasami słychać nasze dialogi. Gdyby wszystko wyszło na jaw, mogłoby być zabawnie.

A zobaczymy pana w telewizji?

- Właśnie skończyłem nagrania do serialu "Naznaczony", takie polskie Archiwum X, które dzieje się tu, wokół nas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji