Artykuły

Pożegnanie primabaleriny

Anonsując wydarzenie baletowe, jakim był niedzielny benefis Małgorzaty Insadowskiej - pożegnanie jej z gdańską publicznością po 27 latach czarowania zwiewnością w tańcu klasycznym - pozwoliłem sobie na uwagę, że z jej odejściem odchodzi kolejna epoka gdańskiego baletu - pisze Tadeusz Skutnik w Polsce Dzienniku Bałtyckim.

A gdy zobaczyłem na widowni inną Wielką Damę piruetu - nieporównanie sławniejszą Epokę i Opokę teatru tańca Janiny Jarzynówny-Sobczak, Alicję Boniuszko - pomyślałem sobie, że jednak epoki nie odchodzą. Gdzieś trwają. Kiedyś - w pismach i pamięci. Dziś ponadto w elektronice. To nie to samo, co czysta postać sceniczna, niemniej jednak

Pożegnalne widowisko składało się z dwu różnych części. Najpierw była "Europa", pierwsza część "Eurazji" Izadory Weiss, widowiska włóczonego obecnie po sądach. Była w tym może chęć demonstracji, że "my się sądów nie boimy", ale i chyba delikatny nietakt wobec żegnającej się, bo przecież nie znalazła się w ekipie wykonawczej. A kiedy prowadzący koncert dyrektor Jerzy Snakowski przy kolejnej zapowiedzi (do muzyki Lisy Gerard, solo z "Eurazji" tańczyła Beata Giza, choreografia Izadory Weiss) podkreślił, że to na osobiste życzenie Małgorzaty Insadowskiej - rozległy się śmiechy na widowni. Niesłusznie! Była w tym ukryta chytrość odchodzącej gwiazdy. Popatrzcie: nie jestem gorsza

Od nikogo nie była gorsza swego wieczoru. Była klasą dla siebie. Tańczyła fantastycznie. Czy to w duecie z Gintautasem Potockasem w choreografii współczesnej Romana Komassy "Tak jak ty" do muzyki Samuela Barbera, czy w tangu Gotan Project z czwórką Ireneusz Stencel, Filip Michalak, Radosław Palutkiewicz, Piotr Borowy, w choreografii Sławomira Gidla, czy w klasycznym repertuarze, np. w grand pas de deux z "Don Kichota" Ludwika Minkusa, znowu ze Stenclem i przyjaciółkami. Stencel okazał się tancerzem wieczoru. Za mało poświęcaliśmy mu uwagi!

Ściągnięci na benefis z głębi kraju przyjaciele Insadowskiej też dali z siebie wszystko. Szczególniej zapadł w pamięć ukraiński duet Aleksandra Liaszenko i Victor Davidiuk (Teatr Wielki w Poznaniu), a doścignął ich płynnością i kocią miękkością ruchu w hopaku Filip Michalak.

Jak w każdym takim przedstawieniu, musiał znaleźć się akcent humorystyczny. Zwykle są to psikusy wyrządzane samej benefisjentce. Tym razem się chyba zespół nie odważył, niemniej karkołomny pas de quatre Piotra Czajkowskiego w wykonaniu duetu (!) Krzysztof i Bogdan Szymaniukowie - obejrzeliśmy. Brawo!

Pożegnania nie opisuję, aby nie podnosić tamy na potoku łez. Tak było wzruszające.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji