Gombrowicz bez wyrazu
"Trans-Atlantyk" w reż. Mikołaja Grabowskiego w Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Aneta Kyzioł w Polityce.
Mikołaj Grabowski, dyrektor krakowskiego Starego Teatru, po raz trzeci wystawił "Trans-Atlantyk" Witolda Gombrowicza. Oszczędna inscenizacja - za jedyną dekorację w pierwszej części służy prospekt z namalowanymi falami, w drugiej - okalająca scenę zasłona, do tego stoliki i krzesła - na pierwszy plan wysuwa tekst, świetnie zresztą podawany przez zespół Starego z Janem Peszkiem, podobnie jak 27 lat temu, w roli Gonzala, Marcinem Kaliszem jako młodym Gombrowiczem i Tadeuszem Hukiem w roli polskiego posła w Buenos Aires na czele. Sensacyjna intryga z próbą uwiedzenia chłopca wysyłanego przez ojca, emerytowanego polskiego oficera, na wojnę, wyzwaniem uwodziciela na pojedynek oraz spiskiem to na życie ojca, to syna jest dla Gombrowicza pretekstem do ukazania konfliktu między Ojczyzną a Synczyzną. Pierwsza, to polskie poselstwo, nieprzepuszczające żadnej okazji do narodowej tromtadracji, której cały absurd obnażają na równi egzotyczna sceneria Argentyny i przegrywana właśnie kampania wrześniowa. Druga, to grupa półnagich chłopców tworzących dwór zamożnego libertyna, geja i hedonisty Gonzala. Wydaje się, że Grabowski za bardzo wziął sobie do serca słynne zdanie Gombrowicza: "Nie jestem ja na tyle szalony, żeby co mniemać czy nie mniemać", przez co spektakl jest nijaki, bez wyrazu. Naprawdę trudno znaleźć artystyczny powód, dla którego reżyser znów sięgnął po powieść Gombrowicza.