Artykuły

Wałbrzch. Po debacie o wolności w sztuce

Bardzo ciekawa dyskusja o wolności w sztuce odbyła się w wałbrzyskim teatrze. Szkoda, że nie wzięli w niej udziału ludzie, którzy zarzucają reżyserom pracującym w Szaniawskim obrażanie uczuć religijnych. Byli zaproszeni.

Debatę pod nazwą " Wolny dostęp do kultury" wspólnie z teatrem przygotowała grupa "Indeks 73". Prowadzący rozmowę - publicysta Roman Pawłowski - podkreślał, że wybór Wałbrzycha nie jest przypadkowy. - Wydaje nam się, że rozmowa jest czymś o wiele lepszym niż próby interwencji czy wnioski składane do prokuratury - podkreślał. A tak było kilka miesięcy temu w Wałbrzychu. Środowiska katolickie zarzuciły teatrowi "ośmieszanie podstawowych wartości religijnych podczas sztuk teatralnych". Skierowali także list do marszałka województwa, w którym żądali wyciągnięcia konkretnych konsekwencji personalnych w tej sprawie. Wywiązała się krótka środowiskowa dyskusja, marszałek ostatecznie wziął w obronę szefostwo teatru.

Debata to pokłosie tych zawirowań. Teatr zaprosił na nie wszystkie strony konfliktu, także polityków i samorządowców. Niestety nikt ze strony protestujących na debacie się nie pojawił. A jak widać po jej przebiegu, problemów związanych z wolnością w sztuce - nie tylko w kontekście wałbrzyskiego teatru - nie brakuje. Gdzie jest granica wolności, której nie może złamać artysta? Czy jesteśmy świadkami cenzury obyczajowej? Czy podatnik ma prawo ingerować i żądać zmian w repertuarze publicznego teatru? Czy taka scena ma swoją misję? - Ta sytuacja składa się z trzech tematów - uważa pracujący u nas dramaturg Paweł Demirski. - Po pierwsze jak to jest, że radni mogą mieć wpływ na repertuar teatru. Po drugie, to głos publiczności, który w jakimś tam stopniu musimy brać po uwagę. Po trzecie to ton tych listów, język jaki jest w nich używany - dodaje. Delikatnie rzecz ujmując - nie jest to język zachęcający do dyskusji - tylko do odgórnych interwencji władz. - A często jest tak, że ludzie nie widzą spektaklu czy nie czytają książki przeciwko której protestują - zauważa Pawłowski.

Jakie wnioski można wyciągnąć z wałbrzyskiej debaty? Najważniejszy to taki, że publiczność - chodząc lub nie chodząc na wybrane sztuki - po prostu głosuje nogami. Zgodnie z własnym poczuciem estetyki czy gustu, wybiera repertuar, który chce oglądać. Dosadnie wyraził to jeden z uczestników panelu. - Przyjechałem tutaj rok temu. Nienawidziłem tego miasta, dopóki nie odkryłem wałbrzyskiego teatru. Co wtedy, kiedy oferta mu nie odpowiada? - Widz musi zrozumieć, że teatr to nie jest prawda objawiona. Nam zależy na wywoływaniu dyskusji, dyskusji z widzem. On może się z tym nie zgadzać, ale nie powinien z tym walczyć - podsumował zastępca dyrektora Szaniawskiego, Sebastian Majewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji