Filmizacja Glińskiej
- Próbuję napisać sztukę teatralną na podstawie scenariusza filmowego. Znaleźć formę dla tej historii. Szukam punktu styku dwóch rzeczywistości: filmu i teatru. Zupełnie nie wiem, jak to zrobić. Ta niewiedza i szukanie odpowiedzi są pasjonujące - mówi reżyserka AGNIESZKA GLIŃSKA, która przygotowuje "Lulu na moście" w Teatrze Dramatycznym w Warszawie.
Maja Ruszpel: Ma pani za sobą kilkadziesiąt spektakli - można powiedzieć, że jest pani osobą spełnioną zawodowo. Agnieszka Glińska: - Powiedzieć można wszystko. Ja czuję boleśnie, że teatr zaczął mnie nudzić. Nużyć jakoś. A nie chcę stracić pasji. Hoduję w sercu pamięć wielkich teatralnych wzruszeń, uniesień, ale ostatnio mam problem z chodzeniem do teatru i oglądaniem przedstawień. Nic mnie już nie zaskakuje, wszystko jest przewidywalne, najczęściej wychodzę z poczuciem zmarnowanego czasu. To nie jest fajne uczucie - dlatego szukam nowych inspiracji, bodźców. MR: I stąd studia w Mistrzowskiej Szkole Andrzeja Wajdy? AG: Tak. Szkoła Andrzeja Wajdy pojawiła się w moim życiu równolegle z tym myśleniem.
MR: No i co z tym myśleniem dalej?
AG: Bardzo bym chciała zrobić film. Ale...
MR: Ale?
AG: To nie jest takie proste, ot, hop siup. Nie mówię nawet o pieniądzach potrzebnych na realizację, których trzeba szukać latami. Patrzę na to, co robię, i czuję, że wyważam otwarte już dawno drzwi. Potrzebuję jakiegoś katalizatora. Na razie mam na koncie tylko szkolną etiudę.
MR: A robienie spektakli w Teatrze TV to nie jest coś podobnego do robienia filmów? Zrobiła ich pani kilkanaście.
AG: Nie. Oczywiście, używa się kamery, ale najważniejsze jest słowo. W filmie opowiada się obrazem, w Teatrze Telewizji zaś fotografuje się ludzi, którzy mówią. I to jest radykalna różnica.
MR: Jednak zagrała pani u Wajdy w "Katyniu" - to jakiś pierwszy krok w stronę kina.
AG: Jestem po studiach aktorskich, ale nigdy tego zawodu nie wykonywałam. Gdyby nie Andrzej Wajda, nie miałabym śmiałości. Zaproponował mi rolę, a ja mu zaufałam.
MR: Czego, co znajduje pani w filmie, brakuje w teatrze?
AG: Dotykania uczuć. W filmie zazwyczaj oglądamy jakąś historię i wierzymy w tych ludzi na ekranie i w to, co im się przydarza, współodczuwamy z nimi. Tymczasem w teatrze wszystko jest umowne, podane w cudzysłowie, przez filtr, który narzuca scena. Tu "naprawdę" wcale nie znaczy "naprawdę" i dużo trudniej jest sprowokować widza do emocjonalnego uczestnictwa, do przeżycia czy wzruszenia.
MR: Skoro znudził się pani teatr, po co pani robi "Lulu..." w Teatrze Dramatycznym?
AG: No, właśnie dlatego. Próbuję napisać sztukę teatralną na podstawie scenariusza filmowego. Znaleźć formę dla tej historii. Szukam punktu styku dwóch rzeczywistości: filmu i teatru. Zupełnie nie wiem, jak to zrobić. Ta niewiedza i szukanie odpowiedzi są pasjonujące.
MR: A co bliskiego w pani dotychczasowym myśleniu teatralnym znalazła pani w scenariuszu filmowym?
AG: Paradoksalnie scenariusz "Lulu na moście" jest bardzo teatralna materią - nie wiadomo, co jest snem, a co realem - trochę jak w " Życiu snem" Calderona. Główny bohater śni inną wersję swojego życia z intensywnością emocji, jakiej dotąd żyjąc, nie zaznał. Poza tym Auster wymyślił kilka pięknych wątków. Z jednej strony historia miłosna niczym z "Romea i Julii", a jednocześnie opowieść o niemożliwości prawdziwego dotknięcia i poznania drugiego człowieka, czyli coś o osobności, samotności przypisanej każdemu. Z drugiej strony bardzo interesująca warstwa opisująca współczesność - czyli cały wątek filmowy. W końcu przemysł filmowy to Fabryka Snów. Kręcą uwspółcześnioną wersję "Lulu" Wedekinda i ta historia jest porażająco aktualna. Lulu dziś to gwiazda - wykreowana przez media na obiekt pożądań i westchnień dziewczyna, której w jakimś sensie odbiera się jej własne życie i duszę. Staje się tylko tym, czego od niej oczekują. Gdy się znudzi, zostaje porzucona jak wydmuszka. Jest też bardzo mi bliska w myśleniu o sztuce i życiu postać reżyserki, która zdecydowała się ten film o Lulu robić. Sama zaś kwestia połączenia teatru i filmu to coś, co od dawna mnie zajmuje. To, jak te dwa światy oddziałują na siebie, to są dla mnie naprawdę arcyciekawe poszukiwania.