Artykuły

Człowiek z czerwoną walizeczką

Był artystą wszechstronnym: literatem, aktorem, kabareciarzem, reżyserem filmowym. Jeszcze w czasie studiów w krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych - a studiował długo, m.in. scenografię, architekturę wnętrz, tkaninę artystyczną - trafił do Piwnicy pod Baranami. W kabarecie szybko znalazł właściwe sobie miejsce - pożegnanie ANDRZEJA WARCHAŁA.

- Zawsze mnie to dziwiło - zaznacza Zygmunt Konieczny. - Nim zachorował, był pogodny i wesoły, miał wspaniałe poczucie humoru, co było przecież widać w tekstach, jakie pisał dla Piwnicy pod Baranami. A jego filmy były bardzo poważne, najczęściej o śmierci. Były bardzo długie, czasem nawet za długie, ale muszę przyznać, że silnie mnie inspirowały. Miały charakterystyczny język, w którym niezwykle ważna była powtarzalność.

Jego filmy - m.in. "Dotańczyć mroku" (1986), "Szpital polowy" (1986), "Amfilada" (1988), "Powolny dojazd do centrum miasta" (1989) - nie zawierają w sobie akcji w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, stają się esejami kontemplującymi sprawy dla nas najistotniejsze. Najważniejszy - i najgroźniejszy - jest czas, który ciągle płynie, zabierając z sobą nasze doznania, wypalając uczucia. Jedyną szansę ocalenia ich autor zdawał się widzieć w bezinteresownej miłości.

Przerażenie budzi końcowa scena "Amfilady". Małżeństwo, w którym wypaliły się uczucia, a dwie bliskie kiedyś istoty stały się względem siebie obce, zostaje obfotografowane w swych łóżkach przez ekipę policji kryminalnej w taki sposób, w jaki wykonuje się te czynności w stosunku do denatów. Śmierć uczuć wydaje się straszniejsza niż śmierć biologiczna.

Powolny dojazd do centrum miasta

Kino Warchała działa przede wszystkim na sferę emocjonalną. Reżyser nie wstydził się łez. Podobnie jak ironii, także autoironii. W swym ostatnim filmie, zatytułowanym "Mój portret" (1989), znów powrócił do swego obsesyjnego tematu upływu czasu. Przedstawił swe dawne kabaretowe monologi i publiczność, która starzeje się wraz z artystą. W ostatniej sekwencji leżący słuchacze podłączeni są do kroplówek.

- W ostatnich latach miał bardzo smutne życie - przyznaje Konieczny. - Przychodził do Vis-a-Vis, sam siedział, a jak siedział z kimś, to mało mówił, bo był już niespecjalnie kontaktowy. Raz go zapytałem, kiedy był ostatnio po drugiej stronie Rynku, koło Jaszczurów. Odpowiedział, że 20 lat temu. Chodził ciągle w to samo miejsce, przyjeżdżał tramwajem albo taksówką, odsiadywał w Vis-a-Vis swoich kilka godzin i wracał do domu.

Przedostatni film Andrzeja Warchała nosi tytuł "Powolny dojazd do centrum miasta" (1989). Wyjście robotników z fabryki, jak z filmiku braci Lumiere. Stłoczeni w tramwaju wracają po pracy do domu. Podobnie jak konie stłoczone w samochodowej przyczepie wiezione są do centrum miasta. Na rzeź. Kiedyś były to wspaniałe, wolne rumaki...

Dotańczyć mroku

- Przez długie lata Andrzej pokazywał swoje filmy w ramach Krakowskiego Festiwalu Filmowego, ale jakoś nigdy nie zdobył Grand Prix - przypomina Konieczny. - Oburzał się bardzo i zwykle upijał. Kiedy widział jurorów siedzących sobie gdzieś po pokazach, podchodził do nich i okropnie ich wyzywał. Wygłaszał epitety na ich temat nie do powtórzenia, pokrzykiwał, że się w ogóle nie znają. Po jakimś czasie jurorzy już się przyzwyczaili i mówili: "O! Idzie Warchał, będzie nas obrażał".

No i jurorzy - wszystko na to wskazuje - postanowili się zemścić. Na festiwalu w 1981 roku miał przecieki z obrad jury. Dowiedział się, że jego film dostał Grand Prix. Nie namyślając się długo, zapożyczył się solidnie i upił niemal całe kino Kijów. Okazało się, że film, owszem, został dostrzeżony, ale otrzymał tylko wyróżnienie honorowe.

Pięć lat później Leszek Wójtowicz napisał piosenkę "Skutki pewnego bankietu". Zapewne z powodu innego bankietu, ale przecież idee wszelkich bankietów są podobne. I wiecznie żywe.

"Aleśmy popili, aleśmy popili

Porządziliśmy wspaniale, porządzili

Poszły w diabły konwenansów śmieszne bzdurki

Bar nie po to, by wystawiać w nim laurki

Opieprzyliśmy jednego, co się stawiał

Dawno mu się należało - głąba kawał

Obgadaliśmy pół miasta i nie tylko

Nawet coś politycznego nam się wymkło..."

Kiedy spotkaliśmy go po kilku tygodniach, przysiedliśmy w Vis-a-Vis, początkowo rozmowa jakoś się nie kleiła, do chwili, kiedy Andrzej wyrzucił z siebie: "Aleśmy popili, aleśmy popili, honorowo". Bo Warchał to był strasznie honorowy gość.

- Raz się tylko z Andrzejkiem pokłóciłem - mówi Raynoch. - Zapytał mnie, czy należę do "partii piwniczan" czy do "partii Filipskiego". Przy Kanoniczej 18 były wtedy schody. Kłótnia zaczęła się na ich początku (powiedziałem, że obie partie mam w tym samym miejscu), ale jak weszliśmy na górę, to już nam przeszło. Andrzejek potrafił się zdenerwować, ale jego gniew nigdy nie trwał więcej niż cztery minuty. Zawsze był pogodny, nigdy by się nie obraził, że ktoś inny dostał Oscara.

W 1986 roku nakręcił "Dotańczyć mroku", przepiękną impresyjną opowieść o życiu, którego metaforą stał się taniec. Mała dziewczynka bawi się skakanką, później poznaje chłopca, ślub, pożegnanie mężczyzny idącego na wojnę, dziecko, oczekiwanie, samotność. Solowy taniec starej kobiety trwa aż do końca. Po jej śmierci podejmą go inni...

KFF wspomina Andrzeja Warchała

Dziś w Kijów.Centrum o godz. 19 rozpocznie się 48. edycja Krakowskiego Festiwalu Filmowego, imprezy, z którą Andrzej Warchał był szczególnie związany, zdobywając wiele jej prestiżowych trofeów. Uroczystość otworzy projekcja "Tej naszej młodości", zaś w czwartek - w dniu ostatnim festiwalu - w Sali Niebieskiej Kina pod Baranami o godz. 17 będzie można zobaczyć Jego najlepsze filmy. A potem pewnie wszyscy przejdą do Piwnicy, by napić się za Andrzeja.

W Piwnicy Warchał realizował swe artystyczne pasje, gdzieś jednak trzeba było zarabiać pieniądze. W 1974 roku zatrudnił się w krakowskim Studiu Filmów Animowanych. A że wcześniej pisywał scenariusze, m.in. dla Daniela Szczechury, Mirosława Kijowicza, Witolda Giersza, a ponadto przyjaźnił się z animatorami i przyjaźń tę nieustannie umacniał, przesiadując godzinami w kawiarni Santos, wówczas ulubionym miejscu krakowskich filmowców, szybko zrobiono z niego kierownika literackiego Studia. Nadal więc pisywał scenariusze i biesiadował w Santosie (na przemian z Kolorową - tam wówczas spotykali się piwniczanie).

- Kiedy była prohibicja, poszliśmy z Andrzejem po wódeczkę do naszego stałego dostawcy na Rynku - opowiada Halina Wyrodek. - W tym samym czasie kupował tam też jeden z hejnalistów i zaprosił nas do siebie. Wyjście na wieżę Mariacką to było małe piwo, ale zejście było to-tal-ne. Tyłem schodziliśmy, jak raki! Hejnał nie został odegrany, jak tam siedzieliśmy, tylko otworzyłam sobie okienko i zaśpiewałam "Ja nie wierzę" na cztery strony świata. Do dziś się dziwię, że milicja nie przyjechała. Musieli się nas chyba bać.

Niezbyt zadowolony z realizacji swych opowiastek przez innych reżyserów, Warchał postanowił sam zadebiutować jako reżyser. Wszak film animowany opiera się na plastyce, a Warchał studiował przez długie lata na ASP.

Pomysły literackie do swych filmów zaczął czerpać - co naturalne - z Piwnicy. Klasycznym tego przykładem jest przewrotna animacja "Rozbrojenie totalne (wskazówki i zalecenia)" z 1978 roku, której pierwowzorem literackim było miniopowiadanie "Narada", wygłaszane następnie w formie monologu w kabarecie. Czy "Desant", oparty na jego kabaretowym monologu, przeniesiony na ekran przez Daniela Szczechurę dziesięć lat wcześniej. To jeden z najbardziej zasłużonych "półkowników" w dziejach filmu polskiego. Wszedł na ekrany - i to w ograniczonym zakresie - dopiero w 1986 roku, a więc przeleżał na półkach 18 lat. - Czekał na uzyskanie pełnoletności - skomentował ten fakt Warchał.

"- Jeśli mnie oczy nie mylą, to spadamy wprost na kościół.

- Niedobrze - powiedział dowódca. - W instrukcji o kościele nie ma ani słowa.

- Trzeba więcej czytać - powiedział szeregowy.

- Żeby to tylko nie był gotyk - zmartwiał dowódca.

- Z tej wysokości to mi trudno powiedzieć. Napis jest zatarty. W każdym razie z mapą to by się zgadzało.

- Kiedy ci od map w porządku nie są. Dla nich każdy dom to prostokącik. Skaczesz, a tu przybudówka.

- Jeśli to jednak jest kościół, to warto teraz przyklęknąć.

- A może by tak od razu spaść na klęcząco?".

Takie oto rozmowy przy spadaniu wiedli dwaj bohaterowie niecenzuralnego "Desantu".

Najkrótszy film Warchała - "Cinéma vérité" (1979) - który przyniósł mu nagrody na festiwalach w Krakowie i Espinho, trwał zaledwie 88 sekund (z napisami). W kadrze widzimy twarz mężczyzny z oczami zasłoniętymi czarnym paskiem. Po chwili pasek opada, odsłaniając oczy, ale przysłaniając usta...

Amfilada

Piwnica pod Baranami, jej klimat i czar, stawała się często dla Warchała twórczą inspiracją, a jej artyści solidnym wsparciem w jej ekranowym urzeczywistnieniu. Przepiękną wokalizę w "Annie" (1979) zaśpiewała Ola Maurer, autorem muzyki do "Retrospekcji" (1977), "Paxu" (1977), "Anny" został Jan Kanty Pawluśkiewicz, do filmów "Posłanie" (1980) i "Mówcy" (1981) - współpracujący przez kilka lat z kabaretem Zbigniew Lampart, do pozostałych - nadworny kompozytor Piwnicy Zygmunt Konieczny.

- We wszystkich moich mieszkaniach, a było ich pięć, był bardzo częstym gościem - wspomina Pawluśkiewicz. - W jednym z nich mieszkał u mnie trzy miesiące. To było całkiem normalne, sam mieszkałem kiedyś u Leszka Aleksandra Moczulskiego przez pół roku, bo o mieszkania nie było łatwo. Z Andrzejem dobrze się dogadywaliśmy, bo był bardzo żwawą inteligencją, był niezwykle otwarty, uzdolniony, miał wrażliwość plastyczną. Ale przede wszystkim podobne rzeczy nas śmieszyły. Połączył nas też styl życia, bo obaj żyliśmy bezstylowo. Mieliśmy wolne zawody i mogliśmy się spotykać o każdej porze dnia i nocy.

Najlepszym przykładem przenikania piwnicznego klimatu do kina Warchała stała się "Ta nasza młodość", krótki film aktorski, już nieanimowany, oparty na słynnej pieśni Tadeusza Śliwiaka i Zygmunta Koniecznego.

- Andrzej bardzo we mnie wierzył, nagrał film "Ta nasza młodość" ze mną - mówi Halina Wyrodek. - Zawsze, kiedy to śpiewałam w Piwnicy, Andrzej podchodził do mnie i płakał prawdziwymi, szczerymi łzami. To był bardzo ciepły, życzliwy człowiek.

Tytuł "Ta nasz młodość" wydaje się przełomowy w twórczości Warchała. Po serii satyrycznych opowiastek, choć na poważne tematy, zaczął realizować filmy w tonacji serio, niezwykle sugestywne, o dużym ładunku emocjonalnym.

W Piwnicy Warchał realizował swe artystyczne pasje, gdzieś jednak trzeba było zarabiać pieniądze. W 1974 roku zatrudnił się w krakowskim Studiu Filmów Animowanych. A że wcześniej pisywał scenariusze, m.in. dla Daniela Szczechury, Mirosława Kijowicza, Witolda Giersza, a ponadto przyjaźnił się z animatorami i przyjaźń tę nieustannie umacniał, przesiadując godzinami w kawiarni Santos, wówczas ulubionym miejscu krakowskich filmowców, szybko zrobiono z niego kierownika literackiego Studia. Nadal więc pisywał scenariusze i biesiadował w Santosie (na przemian z Kolorową - tam wówczas spotykali się piwniczanie).

- Kiedy była prohibicja, poszliśmy z Andrzejem po wódeczkę do naszego stałego dostawcy na Rynku - opowiada Halina Wyrodek. - W tym samym czasie kupował tam też jeden z hejnalistów i zaprosił nas do siebie. Wyjście na wieżę Mariacką to było małe piwo, ale zejście było to-tal-ne. Tyłem schodziliśmy, jak raki! Hejnał nie został odegrany, jak tam siedzieliśmy, tylko otworzyłam sobie okienko i zaśpiewałam "Ja nie wierzę" na cztery strony świata. Do dziś się dziwię, że milicja nie przyjechała. Musieli się nas chyba bać.

Niezbyt zadowolony z realizacji swych opowiastek przez innych reżyserów, Warchał postanowił sam zadebiutować jako reżyser. Wszak film animowany opiera się na plastyce, a Warchał studiował przez długie lata na ASP.

Pomysły literackie do swych filmów zaczął czerpać - co naturalne - z Piwnicy. Klasycznym tego przykładem jest przewrotna animacja "Rozbrojenie totalne (wskazówki i zalecenia)" z 1978 roku, której pierwowzorem literackim było miniopowiadanie "Narada", wygłaszane następnie w formie monologu w kabarecie. Czy "Desant", oparty na jego kabaretowym monologu, przeniesiony na ekran przez Daniela Szczechurę dziesięć lat wcześniej. To jeden z najbardziej zasłużonych "półkowników" w dziejach filmu polskiego. Wszedł na ekrany - i to w ograniczonym zakresie - dopiero w 1986 roku, a więc przeleżał na półkach 18 lat. - Czekał na uzyskanie pełnoletności - skomentował ten fakt Warchał.

"- Jeśli mnie oczy nie mylą, to spadamy wprost na kościół.

- Niedobrze - powiedział dowódca. - W instrukcji o kościele nie ma ani słowa.

- Trzeba więcej czytać - powiedział szeregowy.

- Żeby to tylko nie był gotyk - zmartwiał dowódca.

- Z tej wysokości to mi trudno powiedzieć. Napis jest zatarty. W każdym razie z mapą to by się zgadzało.

- Kiedy ci od map w porządku nie są. Dla nich każdy dom to prostokącik. Skaczesz, a tu przybudówka.

- Jeśli to jednak jest kościół, to warto teraz przyklęknąć.

- A może by tak od razu spaść na klęcząco?".

Takie oto rozmowy przy spadaniu wiedli dwaj bohaterowie niecenzuralnego "Desantu".

Najkrótszy film Warchała - "Cinéma vérité" (1979) - który przyniósł mu nagrody na festiwalach w Krakowie i Espinho, trwał zaledwie 88 sekund (z napisami). W kadrze widzimy twarz mężczyzny z oczami zasłoniętymi czarnym paskiem. Po chwili pasek opada, odsłaniając oczy, ale przysłaniając usta...

Amfilada

Piwnica pod Baranami, jej klimat i czar, stawała się często dla Warchała twórczą inspiracją, a jej artyści solidnym wsparciem w jej ekranowym urzeczywistnieniu. Przepiękną wokalizę w "Annie" (1979) zaśpiewała Ola Maurer, autorem muzyki do "Retrospekcji" (1977), "Paxu" (1977), "Anny" został Jan Kanty Pawluśkiewicz, do filmów "Posłanie" (1980) i "Mówcy" (1981) - współpracujący przez kilka lat z kabaretem Zbigniew Lampart, do pozostałych - nadworny kompozytor Piwnicy Zygmunt Konieczny.

- We wszystkich moich mieszkaniach, a było ich pięć, był bardzo częstym gościem - wspomina Pawluśkiewicz. - W jednym z nich mieszkał u mnie trzy miesiące. To było całkiem normalne, sam mieszkałem kiedyś u Leszka Aleksandra Moczulskiego przez pół roku, bo o mieszkania nie było łatwo. Z Andrzejem dobrze się dogadywaliśmy, bo był bardzo żwawą inteligencją, był niezwykle otwarty, uzdolniony, miał wrażliwość plastyczną. Ale przede wszystkim podobne rzeczy nas śmieszyły. Połączył nas też styl życia, bo obaj żyliśmy bezstylowo. Mieliśmy wolne zawody i mogliśmy się spotykać o każdej porze dnia i nocy.

Najlepszym przykładem przenikania piwnicznego klimatu do kina Warchała stała się "Ta nasza młodość", krótki film aktorski, już nieanimowany, oparty na słynnej pieśni Tadeusza Śliwiaka i Zygmunta Koniecznego.

- Andrzej bardzo we mnie wierzył, nagrał film "Ta nasza młodość" ze mną - mówi Halina Wyrodek. - Zawsze, kiedy to śpiewałam w Piwnicy, Andrzej podchodził do mnie i płakał prawdziwymi, szczerymi łzami. To był bardzo ciepły, życzliwy człowiek.

Tytuł "Ta nasz młodość" wydaje się przełomowy w twórczości Warchała. Po serii satyrycznych opowiastek, choć na poważne tematy, zaczął realizować filmy w tonacji serio, niezwykle sugestywne, o dużym ładunku emocjonalnym.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji