Artykuły

Stare zaklęcia

Wiersze Zbigniewa Herberta w wyk. Mariusza Benoit w 238. Krakowskim Salonie Poezji. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Mariusz Benoit czytał wiersze Zbigniewa Herberta. Pachniało doliną starych kamieni w zielonych koszulach, lipcowym zmierzchem parujących po długim dniu nieustępliwego deszczu. Żywego ducha na ścieżce wiodącej dnem. Nikogo między drzewami na zboczach. Cienia ruchu. Nagły nietoperz? Nie. Tylko para wolno idąca nieruchomym powietrzem.

Tak, mówię o zapachu, trzymam się bezradnej kategorii zapachu, nie chcę go opuścić i odejść do słusznych ksiąg polonistycznych, by wyłuskać z nich nieobanalne sztance tyczące estetyki Herberta, etyki Herberta, śródziemnomorskości Herberta, ironii Herberta, patriotyzmu Herberta. Chcę zostać przy bezradnej kategorii zapachu. Może dlatego, że mam pewność: "śródziemnomorskość" i reszta słusznych kategorii - nie dotykają sedna fraz Herberta? Chcę być jak narrator "Mojego pierwszego samobójstwa" Jerzego Pilcha.

Cudny ten bajarz barokowy (i to są najświetniejsze partie jego bajania niepoczytalnego) często pamięta. Wtedy słowa idą przez mieścinę Wisła, której już nie ma. Tamta Wisła, tamten dom, tamci ludzie - matka, ojciec, stryjowie, stryjenki, dziadkowie, babki - wszystko czas przeszły dokonany. Niczego stamtąd już nie ma, wszyscy pomarli, a jeśli ktoś ocalał, to chyba tylko na zasadzie zawsze niepojętej siły bezwładności życia... Podwórze tamtego domu dzieciństwa wyłożone było starymi kamieniami... Gdzieś tam, blisko kamieni zamarłego placu przed domem, w rozdziale "Sobowtór zięcia Tołstoja" - bajarz układa pamiętne akapity pachnideł.

"Prawdziwie wielcy, prawdziwie bliscy i prawdziwie intensywni pisarze mają zapach. Nabokov pachnie morską solą, Jerofiejew - wiciokrzewem, Marquez - saletrą, Zweig - listopadowym niebem. Iwaszkiewicz - sosnowym igliwiem. Broch - spływającymi w dolinę wodami lodowca, Płatonow - rozpaloną kuźnią.

Tołstoj nie ma zapachu. Chyba że proza ma zapach umierania, a śmierć jest jak powietrze."

Nie wiem, czy każda opowiedziana pamięć pachnie jednako. Wiem, że pamięć wierszy Herberta ma zapach głębokiej doliny kamieni lipcowym zmierzchem parujących po dniu deszczu. I wiem, że czasem słychać na dnie suchy trzask. Jakby przez twarde skóry pod koszulami mchów przechodziły dreszcze. Pomiędzy nimi - ogromne pasma ciszy. Kiedy ostatniej niedzieli na 238. Krakowskim Salonie Poezji Benoit czytał pamięć wierszy Herberta - na dnie każdego wiersza słychać było suchy trzask. Jeden, trzy, pięć, z bliska, bądź z daleka, ale zawsze, wiernie - chwilę małą brzęczały czysto.

Suche trzaski zdań uporczywych... "i dni jak krople ciężkie krople/ i czas przemija lecz nie zmienia", "aby z piasku podjąć zgubioną koniczynę", "z otwartą piersią/ zamkniętymi oczyma/ i cierpkim obolem ojczyzny/ pod drętwym językiem", "między otchłanią/ a niebem/ jego tupot nieustanny", "a ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę", "Puste miejsce/ lecz wciąż ponad nim drży powietrze/ po tamtych głosach", "wokół rosną kopczyki/ popiołu/ do ramion/ do ust", "powtarzaj stare zaklęcia ludzkości bajki i legendy/ bo tak zdobędziesz dobro którego nie zdobędziesz", "i tylko sny nasze nie zostały upokorzone", "ale jak mam go znaleźć/ wśród tylu popiołów", "moja dusza/ odmawia pociechy/ wiedzy/ wędruje tedy nocą", "Bądź wierny Idź".

Takie zdania - i Benoit, niczym uczniak stojący przed mikrofonem i czekający na przyjście trzasku. Dopiero wtedy pozwala sobie na głos. Nikt już dziś nie potrafi tak cierpliwie jak on szukać intonacyjnej pestki słowa każdego. Stąd pasma ogromnej ciszy w jego czytaniu. Nikt już, nawet Zbigniew Zapasiewicz, nie umie tak pokornie czekać, aż ze słowa Herberta opadną wszelkie, przez lata narosłe fatałaszki brzmieniowych tików. Czytanie Herberta przez Benoit jest niczym... powtarzanie starych zaklęć ludzkości, bajek i legend. Wracają odwieczne hierarchie i smaki. Rzeczy naprawdę ważne na powrót oddzielają się od planktonu pierdół naszych codziennych.

Odmawiam tedy pociechy wiedzy polonistycznej. Przywołując czytanie Benoit - wędruję nocą. Łowię zapach starych zaklęć ludzkości, bajek i legend - ciemny zapach doliny kamieni w koszulach mchów parujących po deszczu. Żywego ducha na ścieżce. Nikogo między drzewami. Nietoperz? Nie. Cienia ruchu. Tylko wata wilgoci dryfująca w nieruchomym powietrzu. I suche trzaski na dnie doliny. Idę.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji