Król Lir
"KRÓL LIR" Jerzego Jarockiego i Kazimierza Wiśniaka - to rzecz o dziejach, ludziach i ich sprawach, tocząca się pod ciemnym, gwiaździstym niebem. Jest ono rzeczywistością teatralną - jako propozycja wybitnego scenografa, i jest ono opisaniem sytuacji działających osób, które w sobie i dla siebie muszą tworzyć prawa moralne, wynikające z lekcji życia.
"Król Lir" nieczęsto trafia na scenę i zwykle premiera - jeśli nie jest wyraźną porażką reżysera i aktora - już staje się wydarzeniem życia teatralnego. Pełny tytuł tego dzieła ("Prawdziwie opisane dzieje życia i śmierci króla Lira i jego trzech córek. A także nieszczęśliwe życie Edgara, syna i dziedzica hrabiego Gloster, udającego, że jest oszalałym Tomem"), pochodzący z tzw. pierwszego quarto szekspirowskiego, wskazuje, że autor rozwija w tej baśniowej kronice dwie równoległe akcje, łączące się dopiero w finale, i dowodzi zarazem, że słusznie postępują Jarocki i teatr, decydując się na eksperyment długiego, blisko 4-godzinnego spektaklu: ryzykują wprawdzie wiele, ale pokazują rzeczywiście szekspirowskiego "Króla Lira", nie zaś skrót, będący w tradycji na ogół wynikiem mechanicznej amputacji wątku rodziny Gloster.
Druga istotna cecha tego spektaklu ujmuje się w podejściu do zagadnienia tragiczności Lira. Czy Lir jest tylko tragicznym ojcem, który nie rozpoznał prawdziwych uczuć, i ta pomyłka kosztowała go szaleństwo i śmierć ?
Takich prostych, melodramatycanych historii o Lirze jest w piśmiennictwie angielskim sporo, począwszy od XII-wiecznej kroniki "Historia regum Britanniac", do Holinsheda i Spensera w XVI wieku. Nie po to chyba pisał Szekspir swoją wersję starej brytyjskiej legendy, aby powtórzyć rzeczy znane.
Tragiczność, a może tytko szaleństwo Lira polega na tym, że zawierza on iluzjom patriarchalnie urządzonego świata, a wielkość Szekspira jest w tym, iż tworzy oto figurę sceniczną, która rzuca drażniące wyzwanie temu dawnemu światu feudalnego porządku, prawa i obyczaju. Nie jest więc ważne, czy Lir działa głupio, pozbywając się dobrowolnie władzy na rzecz córek i ich mężów, istotne - że tak działając - tworzy pewien nowy i niezwykły stan rzeczy, o który, rozbić sie muszą dawne porządki moralne. I stąd jest w przedstawieniu Jarockiego i Wiśniaka to czarne, puste niebo, pod którym muszą się stworzyć nowe prawa moralne - w procesie brutalnym, ale nieuchronnym i rzeczywistym. Lir jest parabolą historiozoficzno-moralną, w znacznie większym stopniu uwzględniającą czynnik ludzki w tworzeniu się nowego świata, niż czynnik nieruchomego, nadprzyrodzonego porządku. Pokazuje ona ogromne koszta procesu historycznego, ale i perspektywę nadziei, jaką otwiera rozum ludzki: szaleństwo Lira jest ceną jego dezorientacji w nowym świecie, udane zaś szaleństwo Edgara jedynie maska, przyjętą do chwili zrozumienia istoty toczącego się procesu.
Na tym tle Lir Gustawa Holoubka. Ani aktor, ani reżyser nie rezygnują tu z prezentacji postaci człowieczej, tragicznie doświadczonej i porażonej. Są tu sceny - jak choćby przysypywanie zwłok Kordelii - o wielkiej sile, ogromnie poruszające. A jednak - jest jeszcze w grze Holoubka pewna nadwyżka, można by powiedzieć estetyzująca, bo tak to z pozoru wygląda, w istocie zaś świadcząca, że właśnie tą rolą sztuka teatru dowodzi, iż jest w stanie - bez słowa - mówić coś więcej niż tylko wzruszające anegdoty. Przez tę rolę czujemy się zobowiązani zadać sobie raz jeszcze pytanie, o czym naprawdę mówi tragedia o "Królu Lirze", i co z tego wynika dla każdego z nas.
W przedstawieniu Jarockiego nie ma jaskrawej teatralności, nie ma reinhardtowskiego nadmiaru uczuć, krzyków i okrucieństw, nawet scena oślepienia Glostera jest, choć wyrazista, bardzo dyskretna. Jest to teatr który, nie zapierając się swej tożsamości językiem prostym i celowym traktuje o rzeczach istotnych. To się wyraża także w wielu rolach - na czele z wygnanym hrabią Kentu Zbigniewa Zapasiewicza, a wymienić by tu trzeba jeszcze przynajmniej Edgara Marka Walczewskiego, Błazna Piotra Fronczewskiego, Edmunda Jana Tomaszewskiego, Józef Nowak, choć znakomicie prowadzi rolę starego Glostera, zewnętrznie przypomina polskiego szlachcica - miłe to urozmaicenie. Nie przekonują jedynie panie: Magdalenie Zawadzkiej i Joannie Szczepkowskiej brakuje raczej dyspozycji do ról Regany i Kordelii, a Jolancie Fijałkowskiej środków do roli Goneryli.
Spektakl w Teatrze Dramatycznym jest ważnym wydarzeniem sezonu warszawskiego.