Artykuły

Bohater tamtych czasów

"Obywatel M. Historyja" w reż. Macieja Kowalewskiego w Teatrze im. Szaniawskiego w Płocku. Pisze Lena Szatkowska w Tygodniku Płockim.

Historia polityka, który po wojnie robi karierę w PRL-u - to temat najnowszego spektaklu płockiego teatru. Widz prawie trzy godziny ogląda obrazki z życia Ludwika M., uwikłanego w Historię, która determinuje jego życiowe wybory, system wartości, relacje z otoczeniem. Autor, Maciej Kowalewski, pisząc przed kilku laty dramat na zamówienie teatru w Legnicy, inspirował się biografią Leszka Millera.

W płockim przedstawieniu, które sam reżyserował, chcąc odejść od dosłownych porównań, starał się nadać opowieści sens uniwersalny i dopisał sceny końcowe. Ostatni obraz cofa nas w czasie. Znów nadchodzi rewolucja, której potrzebni są nowi przywódcy. Tylko czy ta metafora powtarzającego się biegu dziejów nie była paradoksalnie zbyt dosłowna? Czy nie należałoby raczej pozostać przy koncepcji konkretnego bohatera? Chyba, że autor doszedł do wniosku, że w innym systemie politycznym bohater też powinien ewoluować.

Pierwsza część spektaklu to dzieciństwo Ludwika M. Dorastał bez ojca, pochodzenie miał słuszne (robotnicze). Uczył się nawet grać na pianinie, ale brat matki - wujek Zbynek (dobra rola Marka Walczaka) przepowiada mu karierę polityka. Zanim to się stanie, na scenie zobaczymy jeszcze nostalgiczną Wigilię, uroczą sąsiadkę o wiotkiej talii (Katarzyna Małolepsza), kawały ministrantów (jednym z nich zostaje Ludwik) oraz wszystkie szczeble edukacji.

To zawsze temat samograj. W klasie Ludwika wszystkie dzieci chcą zostać tkaczami, tylko nasz bohater woli politykę. Te sceny obyczajowe wypadają świetnie, wywołując salwy śmiechu na widowni. Niemała w tym zasługa Magdaleny Karbowskiej w roli nauczycielki i pomysłu na piosenkę, pojawiającą się w najmniej odpowiednich momentach, wykonywanej przez Halinkę (Anna Bojara).

Młodość spędza Ludwik między innymi na zdobywaniu wiedzy. U profesora Siły (Jacek Mąka), zgłębia tajniki budowy kontaktu, od punktu A do punktu B. Zakłada też zespół, który na początku gra covery Żuków, a potem - teksty pisze sam bohater, głównie o prądzie. Kradnie nawet stabilizator z pracowni szkolnej. Wszystko uchodzi mu na sucho, bo do swojego czynu dorabia "politycznie słuszną" ideologię. Wówczas przekonuje się,, że można wpływać na słuchaczy i nimi manipulować. To pierwszy krok w karierze politycznej.

Sceny z życia Ludwika rozgrywają się na tle historii Polski. Wujek Zbynek - były ułan, przechowuje w domu szablę. Na honorowym miejscu wisi jeszcze portret Marszałka. Śpiewa się pieśni masowe i słucha The Beatles. Wśród rekwizytów jest magnetofon melodia i radio pionier, są gitary zrobione z parapetu. Obraz sentymentalny i zabawny. Czy nie za bardzo wyidealizowany? Nie ulega wątpliwości, że autor ma poczucie humoru. Komizm rodzajowy i słowny jest mocną stroną pierwszej części.

Dalszy ciąg historii opowiedziany jest w innej tonacji. Można się nawet dopatrzeć elementów moralitetu. Nad życiem bohatera czuwa Anioł Gabryś (Hanna Zientara). Ludwik M. rozpoczyna pracę w zakładach tkackich. Zapisuje się do partii tej właśnie, która jest najbliżej, jak najczęściej zabiera głos na zebraniach (wszystko jedno w jakiej sprawie). W końcu zwróci na niego uwagę sam dyrektor zakładu Bożydar Mucha (Jacek Mąka). Od razu zauważmy, że wszystkie niewielkie, charakterystyczne role Mąki, zostały dobrze zagrane. Łącznie z postacią elektryka Ludwika W., który z gracją przeskakuje murek, co z pewnością przyczyni się do tego, że później zostanie prezydentem.

Odtąd kariera Ludwika szybko się rozwija. Trafia do CK, potem pędzi żywot na wygnaniu w Siekierzycach, aby w końcu wrócić do stolicy na najwyższy stołek. I choć w założeniu reżysera opowieść o dorosłym Ludwiku-polityku miała być przestrogą dla wszystkich, którzy marzą o wielkiej karierze, to również w tej części wybijają się dobrze skonstruowane sceny rodzajowe. Choćby święto owoców i warzyw w Siekierzy-cach, na które przyjeżdża sam towarzysz Oleander K. (Piotr Bała). Razem ze śpiewającym konferansjerem (Przemysław Pawlicki), rozbawiają do łez publiczność.

Historyja Ludwika M. nie zmierza jednak do szczęśliwego finału. Nasz bohater kończy w zakładzie karnym i to mogłaby być puenta całej opowieści. Jest jednak inny finał. Scenę zalewa czerwone światło kolejnej rewolucji, której potrzebni będą nowi przywódcy, nowi Ludwikowie.

Spektakl autorstwa i w reżyserii Macieja Kowalewskiego pokazuje historię Polski widzianą z jednej perspektywy. Pojawia się w nim wprawdzie opozycja - wydarzenia ze Stoczni Gdańskiej, przyjazd papieża, ale potraktowane zbyt marginalnie i wywołujące niedosyt u widzów, którzy w nich uczestniczyli. Warstwa polityczna została złagodzona, na rzecz obyczajowej, zło trochę zbanalizowane. Kiedy do Polski przyjeżdża papież, Ludwik upija się samotnie w CK, a gdy ktoś podrzuca mu ulotkę o masakrze na Wybrzeżu - bełkoce przestraszony: nie wiedziałem. Być może, jakie czasy, tacy bohaterowie.

Twórcy spektaklu wykorzystali wiele możliwości nowoczesnej sceny. Scenograf (Piotr Rybkowski) zabudował przestrzeń blaszanymi elementami, komponując w ten sposób różne plany, na których rozgrywały się poszczególne sceny. Ważnym elementem scenografii jest ogromny drewniany stół, może jeszcze przedwojenny. Przy nim zbiera się rodzina podczas wieczerzy wigilijnej i partyjna egzekutywa. W klimacie epoki utrzymane są kostiumy. Nowoczesności przydają spektaklowi wyświetlane na ekranie dokumentalne zdjęcia z historii najnowszej, portrety dyktatorów, itp. Jednym z ładniejszych fragmentów spektaklu jest filmowa, podwodna podróż Kapitana Nemo, literacka fascynacja Ludwika z czasów dzieciństwa. Znakomitą stroną przedstawienia jest muzyka, skomponowana przez Bartosza Dziedzica. Niemałą zasługę mają też Beatlesi, których piosenki możemy usłyszeć.

W spektaklu gra cały zespół teatru. Aktorzy pojawiają się w kilku rolach i dają sobie radę. Magda Bogdan (matka Ludwika) przekonała, że może zagrać postać charakterystyczną, a nie wyłącznie amantkę. Przez cały czas trwania przedstawienia, ze sceny nie schodzi Mariusz Pogonowski, grający główną rolę. Dobrze sobie poradził z odtworzeniem wszystkich etapów życia bohatera - od dzieciństwa do dorosłości. Nie broni swojej postaci. Jego Ludwik nie jest ideowcem, ani intelektualistą wysokich lotów. Wie, że wszedł w pewne układy i mechanizmy, za które płaci cenę. Gdy Pogonowski zostaje sam na proscenium, pokazuje dobry warsztat.

Spektaklowi towarzyszy wystawa "PRL - tak daleko, tak blisko", przygotowana przez pracowników Instytutu Pamięci Narodowej. To lekcja historii w dokumentalnych fotografiach.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji